poniedziałek, 31 grudnia 2012

01. Wprowadzenie



Zastanawiałaś się kiedyś jak to jest być kimś innym?
Jak by to wyglądało, gdybyś mogła zmienić w swoim życiu wszystko?
Na pewno kiedyś Ci się zdarzyło.
Jak każdemu.
Tyle że ja…

JA  dostałam taką szansę.

Mimo że o nią nie prosiłam.
I była to najtrudniejsza, ale i najbardziej pouczająca lekcja mojego życia.
Mogłabym Ci o niej opowiedzieć…
Jeśli chcesz oczywiście.

Chcesz?

Ta historia zaczęła się pewnego dnia, gdy otworzyłam oczy i…

Chociaż nie.
Zaczyna się wcześniej. 
Właściwie zaczyna się wtedy, gdy w złym momencie ZAMKNĘŁAM oczy.

***

Typowy  wieczór. 

Mieszkanie na czwartym piętrze w szarym bloku. Ciasny pokój, w którym baluje dziesięć osób. Jedni siedzą na kanapie, inni na stole czy nawet na szafkach, po prostu tam, gdzie znalazło się trochę miejsca, by posadzić tyłek. Głośna muzyka. Wszędzie walają się puszki, opakowania po chipsach i tym podobne, ale nikomu to nie przeszkadza. Pochłaniają jakieś resztki kanapek i Laysów, popijając je piwem. Kilka osób pali trawkę.

Norma.

Pośród tych dziesięciu osób są trzy dziewczyny. Jedna z nich to średniego wzrostu szatynka o zielonych oczach. Ani chuda, ani gruba, ale może się podobać. Jej twarz jest tak blada, że wydaje się przezroczysta.  Dziewczyna siedzi z podkurczonymi nogami na blacie biurka, w kącie. Krótkie jeansowe szorty opinają się na jej udach, z kolei bluzka jest tak szeroka, że mogłaby zarzucić  ją na kolana. Dziewczyna nie udziela się dużo, w ciszy sączy swoje piwo i zaciąga się jointem. Patrząc na nią z boku trudno określić czy nie czuje się dobrze w tym towarzystwie, a może jest po prostu znudzona i nie chce rozmawiać z innymi. Tępo się im przygląda.

Zauważa to jeden z chłopaków. Z głupim uśmiechem zwraca się do dziewczyny pełnym imieniem. Na ten dźwięk szatynka krzywi się ostentacyjnie. Puszcza w jego kierunku wiązankę niecenzuralnych słów przypominających, że tylko najbliżsi mogą używać pełnej formy jej imienia oraz dodaje jeszcze kilka niezbyt miłych określeń na stan jego umysłu. Część osób śmieje się, niektórzy nawet biją brawo z aprobatą. Dziewczyna uśmiecha się zwycięsko i wycofuje się do poprzedniego stanu.
W tym momencie do pokoju wchodzi wysoki brunet. Jest ubrany w ciemne jeansy, do tego koszula, a na niej sweter. Wydaję się , że to bardziej jego, niż szatynki,  towarzystwo. Kieruje wprost do niej. Staje obok biurka, łapie dziewczynę za brodę i sprawia, by na niego spojrzała.  Można powiedzieć, że gest ten wygląda nawet całkiem romantycznie. Ona posyła mu sztuczny uśmiech. Na jego pytanie: „co jest nie tak?” odpowiada bliżej nieokreśloną miną i wzruszeniem ramion. Brunet jakby łagodnieje, otacza dziewczynę ramieniem i szeptem pyta czy chce już wyjść. Tym razem szatynka reaguje dość gwałtownie, sztywnieje, posyła mu twarde spojrzenie i mówi, że jak będzie chciała wyjść, to wyjdzie. Gasi jointa, odstawia puszkę piwa i zeskakuje z biurka. Chce ruszyć w kierunku drzwi, ale brunet chwyta ją za nadgarstek.

- A ty gdzie?  

Wygląda na to, że trochę się zirytował, a alkohol dodał mu odwagi. Jego stanowczy ton zwraca uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Szatynka wywraca oczami i odpowiada:

- Puść mnie, Matt, kretynie. Idę siku.

Cała scena rozbawia pozostałych, którzy wybuchają śmiechem. Dziewczyna jak gdyby nigdy nic, rusza dalej. Policzki bruneta czerwienieją, decyduje się on wyjść z pokoju razem z szatynką. Kiedy zamykają się za nimi drzwi, chłopak gwałtownie obraca dziewczynę  i pyta zdenerwowany:

- Co jest kurwa, musiałaś zrobić ze mnie idiotę przy moich znajomych? Ja się tak nie zachowuję przy tych twoich kibolach.

Dziewczyna wzrusza ramionami.

- Po pierwsze: sam zrobiłeś z siebie idiotę, chcąc być twardzielem. Po drugie: moi przyjaciele to nie kibole.

Szatynka  wykonuje ruch, ale brunet w dalszym ciągu trzyma jej nadgarstek. Posyła jej groźne spojrzenie, a ona beznamiętnie mówi:

- Matt, ja naprawdę chcę do łazienki, puść mnie.

Chłopak luzuje uścisk. Szatynka znika za drzwiami toalety.
Gdy wchodzi do łazienki i zamyka za sobą drzwi, nawet  wpada jej do głowy, by faktycznie się załatwić, ale decyduje się najpierw zrobić to, po co tu przyszła. Z kieszonki krótkich szortów wyciąga sfatygowany telefon i dzwoni pod jeden z najczęściej wybieranych numerów. Po kilku sygnałach odzywa się męski głos:

- Hej, co jest? Wszystko ok.?
- Taaa. – mruczy do słuchawki szatynka.
- Jak znajomkowie twojego fagasa?
- Spoko, ta banda idiotów strasznie nudzi, ale jest dużo alko i trochę zielonego. Niedługo będziemy chyba wracać. – poprawia opadającą grzywkę, patrząc na siebie w lustrze.
- Wracać? Ale autem? Któreś z was jest trzeźwe? Może lepiej jedźcie autobusem i…
- Nie panikuj.
- Ale…
- Kieran – przerywa mu – niepierwszy raz wracamy z imprezy. Poradzimy sobie. – niepierwszy raz wykręca się tym tekstem.
- Mogę przyjechać.
- Matt wpadnie w furię, jak zwykle. Nie mam ochoty oglądać jak napierdalacie się po ryjach. Idź spać. Zaraz stąd wychodzę. Napiszę ci eska jak wrócę.
- Tylko nie zapomnij.
- Jasne. Bye.

Rozłączając się, uśmiecha się do siebie. Decyduje, że jednak nie będzie się załatwiać, ale aby zachować pozory pociąga za spłuczkę i myje ręce. Gdy wychodzi z łazienki, okazuje się, że czeka tam na nią brunet.

- Co tak długo?

Szatynka patrzy na niego, udając oburzoną:

- Matt, zwariowałeś? Co to kurwa za pytanie?  Przepraszam, że mój pęcherz napełnił się do tego stopnia, że musiałam spędzić w kiblu tyle czasu.
- Gdybyś sikała to nie miałbym pretensji. Pewnie dzwoniłaś  do tego twojego chuligana! – podnosi głos.
- Oh, daj spokój…
- Nie zaprzeczyłaś! – przerywa jej – MOŻESZ MI WYTŁUMACZYĆ DLACZEGO ZA KAŻDYM PIERDOLONYM RAZEM, KIEDY GDZIEŚ IDZIEMY, MUSISZ MU SIĘ SPOWIADAĆ?
- NIKOMU SIĘ NIE SPOWIADAM. On jest po prostu moim przyjacielem i… Z RESZTĄ, DLACZEGO JA CI SIĘ TŁUMACZĘ, TO MOJA SPRAWA DO KOGO DZWONIĘ I JEŻELI NAJDZIE MNIE OCHOTA, ŻEBY ZADZWONIĆ DO KTÓREGOŚ Z PRZYJACIÓŁ TO ZROBIĘ TO BEZ TWOJEGO POZWOLENIA.
- TO MOŻE CZAS ZMIENIĆ PRZYJACIÓŁ, BO CI TWOI SĄ NAPRAWDĘ CHUJOWI.
- I KTO TO MÓWI? POPATRZ NA TYCH TWOICH PRZYJEBÓW!
- CISZEJ, bo usłyszą…
- NIECH USŁYSZĄ! NIE WYTRZYMAM TU ANI MINUTY DŁUŻEJ, JADĘ DO DOMU!
- Kochanie, nie, poczekaj, daj spokój. – brunet zmienia ton – Przepraszam, ale ja się tak zawsze denerwuję, kiedy chodzi o tych twoich kumpli.

Szatynka go nie słucha. Odwraca się na pięcie i wychodzi z mieszkania. W ostatnim momencie wpada do windy, której drzwi zamykają się tuż przed nosem bruneta. Kiedy dziewczyna jest już na dole, wybiega z bloku i bez chwili zastanowienia wskakuje w starego forda. Z piskiem opon wyjeżdża z parkingu . Dopiero wtedy z windy wypada brunet. Wybiega przed budynek, ale niestety zauważa już tylko niknące za zakrętem tylne światła swojego samochodu. Zrezygnowany wraca do mieszkania. Siada na rogu kanapy w ciasnym pokoju. Jeden z imprezowiczów, właściciel mieszkania, nachyla się do niego i pyta:

- Gdzie wywiało twoją pannę?
-  Pojechała do domu.
- W takim stanie?
- Nic jej nie będzie. Niepierwszy raz tak wraca.

***

Szatynka jedzie z dużą prędkością w kierunku Londynu. Zawsze z takich posiadówek wraca autem, nie chce jej się wracać z pobliskich miast autobusem, mimo że połączenie jest dobre. To trwa za długo. Rozgląda się przez przednią szybę.  Już nie jest tak zdenerwowana jak była, gdy wybiegała z mieszkania. Piwo i trawka na pewno wzmocniły jej emocje, ale teraz już się uspokoiła.  Późna pora i ilość nie przespanych godzin zaczęły dawać się we znaki.

Dziewczyna włącza więc radio i głośno puszcza muzykę, by się ożywić. Zaczyna nawet lekko podśpiewywać i podrygiwać. Przez chwilę czuje się o wiele lepiej. Jest to jednak złudne.
Sama nie zauważa kiedy jej powieki zaczynają powoli opadać.

Dzielnie walczy ze zmęczeniem, raz po raz gwałtownie podrywając do góry opadającą głowę.
Niestety przegrywa tę walkę.

W końcu jej głowa opada na stałe. Samochód jedzie ze stałą prędkością, ale zbyt szybką jak na obecnie panujące, październikowe, warunki.

W końcu wypada z drogi.

 Zostało jej do przejechania kilkadziesiąt kilometrów, których już nie pokona.

Auto pokonuje pół rozległej łąki, żeby silnie uderzyć w rozłożysty pień drzewa.
Po okolicy rozchodzi się głośny huk zderzenia.

Jedno z aut przejeżdżających tą samą trasą, zatrzymuje się gwałtownie. Wysiada z niego mężczyzna, który przez chwilę przygląda się sytuacji, poczym wyciąga telefon i dzwoni pod numer alarmowy. Chwilę później zmierza już w stronę forda, mimo że nie do końca wierzy, by kierowca przeżył.

Kiedy dobiega do miejsca wypadku, słyszy muzykę.
To wciąż gra radio w fordzie.

Mężczyzna dostrzega szatynkę, która utknęła w aucie. Podbiega i sprawdza puls. Zdaje się, że serce pracuje. Po chwili zauważa, że dziewczyna ciężko oddycha. A więc żyje. To trochę go uspokaja. Próbuje się z nią porozumieć, ale szatynka nie odpowiada. Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że sam jej nie wyciągnie. Musi poczekać na pomoc. Zrezygnowany, spogląda na wielką ranę na jej głowie.

Ma nadzieję, że przeżyje.