Moje sny są dziwne. Doprawdy.
Sama nie wiem co o nich myśleć, są jak flashbacki, ale skąd
mam mieć pewność, że faktycznie nimi są?!
…
Swoją drogą… Jakoś tak… dobrze mi tu samej.
Naprawdę, czuję się ok., gdy leżę sama i nikt mnie nie
odwiedza. Nie muszę myśleć kim ta osoba jest, w jakich jesteśmy stosunkach i
czy nie poczuje się urażona, gdy coś na ten temat powiem .
Najłatwiej mi tu jest z personelem medycznym, bo to
oczywiste, że jesteśmy sobie obcy – oni nie znają mnie, ja ich. I dzięki temu
traktują mnie normalnie. Nie przyglądają mi się podejrzliwie, nie robią
dziwnych min, gdy pytam o oczywiste rzeczy.
Ale z drugiej strony… od nich nie dowiem się niczego o
sobie. Potrzebuje ludzi mi bliskich, żeby, póki pamięć mi nie wróciła,
zaspokoić ciekawość o sobie samej. Dzisiaj mam przyjść moja rodzina z
narzeczonym, zabierają mnie ze szpitala…
Jeśli mam być
szczera, wolałabym, żeby przyszli Gibsy, Billy i Moff. W ich towarzystwie
czułam się lepiej. Jakoś tak bardziej na miejscu. Mama zrobiła na mnie dziwne
wrażenie, mimo że jak dotąd była jedyną osobą, którą rozpoznałam. No może nie
jedyną, jeszcze Gibsy wydawał mi się znajomy. Swoją drogą… dlaczego „Gibsy”? Przecież on się
nazywa Kieran Wheeler! Muszę ich o to zapytać przy następnej okazji! Następnej,
bo chłopaki odwiedzili mnie wczoraj, ale trwało to chwilę. Tak tylko weszli i
wyszli. Ale i tak miłe, że byli. Im więcej czasu z nimi spędzam, tym większe
mam wrażenie, że naprawdę należymy do tej samej paczki .
***
Około trzynastej do mojego pokoju weszli tata i Nolee. Tak,
rozpoznałam ich, wiedziałam, że ten siwiejący mężczyzna to mój ojciec, a 17-latka
w szarej sukience i z długą czupryną czarnych włosów to moja siostra. Zaraz za
nimi weszła moja mama.
- Cześć tato, cześć mamo, cześć Nolee. – przywitałam ich.
- Dzień dobry – odpowiedzieli z uśmiechem rodzice.
- Heeeej. – odparła siostra.
- Kochanie, przepraszam cię bardzo – zaczęła moja mama – ale
Matta nie było u ciebie wczoraj, a dziś trochę się spóźni, wiesz, studia. Ale
trzeba to przetrwać, bo dzięki temu kiedyś będzie…
- … wspaniałym prawnikiem. – weszłam jej w słowo,
intuicyjnie dokończając za nią. To było dziwne, ale coś mi mówiło, że tak
właśnie brzmi jej standardowy tekst.
- Wróciła ci pamięć? – od razu zapytała entuzjastycznie Nolee.
- Eeee, tylko czasem coś mi się przypomni. Ale generalnie to
nie.
To zaskakujące ile można wyczytać z mimiki ludzkiej. Kiedy
przyznałam, że dalej niewiele pamiętam, twarz mojej matki rozjaśniała,
natomiast siostry posmutniała. Ojciec pozostał niewzruszony.
Dziwne.
Nie wiem co o tym myśleć.
Wyglądało to tak, jakby siostra bardzo liczyła na to, że już
wszystko pamiętam, a mama cieszyła się z amnezji. O co tu chodzi?
Mam wrażenie, że niedługo zwariuję w takich warunkach.
- Jak się dziś czujesz? – nachylił się do mnie tata – ponoć
od wczoraj nie masz już kroplówki.
- To prawda. Dziś rano jadłam już jakiś kleik.
- Skąd weźmiemy kule… - zmartwiła się mama. – jak ty będziesz chodzić
z tą złamaną nogą…
Wymieniliśmy się jeszcze kilkoma uprzejmymi uwagami kiedy do
pokoju wszedł młody mężczyzna. Naprawdę przystojny młody mężczyzna. Wysoki brunet
o błękitnych oczach. Pierwsze co pomyślałam: „Kurde, ciacho.” Przyznaję,
wyobraziłam sobie go bez koszulki…
Pewnym krokiem podszedł do mojego łóżka, nagle złapał mnie
za rękę i zapytał dramatycznym tonem:
- Aideen, jak się czujesz, kochanie? Boże, musi cię tak
bardzo boleć!
O MÓJ BOŻE, JA SOBIE NIE WYOBRAZIŁAM JAK ON WYGLĄDA BEZ
KOSZULKI, JA TO WIEM! A więc to jest mój narzeczony?! Wow, jestem
szczęściarą. Uśmiechnęłam się do niego:
- Och, nie jest aż tak źle. Przepisali mi leki przeciwbólowe
i sobie radzę.
- Twoja mama powiedziała mi, że zabiera cię na Springdale
Road. Kiedy poczujesz się lepiej, wrócimy do naszego mieszkanka. – uśmiechnął
się szeroko.
- To jest mieszkanie Ax, nie żadne wasze. – mruknęła pod
nosem Nolee – To ona je wynajmuje.
- Nolee!!! – fuknęła na nią mama.
To sporo mi wyjaśnia. Moja siostra nie lubi Matta, mama z
kolei jest nim zauroczona. Tata nie ma zdania. To takie… klasycznie rodzinne.
Fascynuje mnie też to, że oni właściwie nie muszą sie odzywać. Ach, ile można się dowiedzieć z samej mimiki!
Po kilku minutach moja rodzinka pomogła się mi spakować (nie
napracowali się, bo miałam mało rzeczy). Przyszła też pielęgniarka, która
przyniosła mi zestaw pięknych kul. Świetnie. Następnie umówiła mnie z
neurologiem na pojutrze. Stwierdziła, że lekarzy martwi stan mojej pamięci.
Mnie też martwi to,
że ich to martwi…
***
Siedząc w aucie mojego ojca, przyglądałam się widokom za
oknem i zastawiałam się jak to jest… Jak to jest, że z jednej strony kojarzę
każdą ulicę, którą mijam, a nie poznałam własnego narzeczonego? Jak to jest, że
wiem doskonale, że kiedy miniemy te wszystkie budynki z cegły na Green Lanes i
skręcimy w lewo przy „Olay’u” to wjedziemy w Springdale, a jeszcze wczoraj nie
byłabym w stanie powiedzieć jak wygląda mój ukochany? Gdzie tu logika?!
Wzdłuż ulicy, po każdej ze stron znajdował się rząd
bliźniaków. W końcu tata zaparkował przed naszym domem. Spojrzałam na niego z
poczuciem, że znam to miejsce. Matt od razu wyskoczył z auta i przybiegł pomóc
mi wysiąść. Skorzystałam z jego pomocnego ramienia, a w czasie, gdy inni zajęci
byli wypakowywaniem się i innych rzeczy z samochodu skierowałam się do furtki.
- Aideen! – krzyknęła moja mama – Nasza to ta po prawej. –
uśmiechnęła się krzywo.
To dziwne. Byłam przekonana, że furtka po lewej. Mało tego,
jestem pewna, że nieraz przechodziłam przez tę po lewej. Byłam nawet
przekonana, że ostatni raz kiedy tu byłam, przechodziłam przez furtkę po lewej!
No nic, mój mózg znowu mnie zwodzi. Ruszyłam przez prawą
furtkę prosto na schody prowadzące do drzwi wejściowych.
Przekroczyłam próg i rozejrzałam się po jasnym, wąskim
korytarzu. Po prawej stronie znajdowały się drzwi do salonu, następnie drzwi do
kuchni i wnęka, gdzie znajdowały się schody. Na końcu korytarza stały drzwi
prowadzące na ogród. Obraz ten, od razu przywiódł mi na myśl to, co jest na
wyższych piętrach. Na pierwszym znajdowały się pokoje mój i Nolee, ze wspólną
łazienką między nimi. Na poddaszu zaś, była sypialnia, garderoba i łazienka
rodziców.
W międzyczasie do domu weszła reszta rodziny i zaczęli się
rozbierać z kurtek. Mama podeszła do mnie, pomogła mi zdjąć płaszcz i
powiedziała zatroskanym głosem:
- Och, Aideen, no tak, twój pokój jest na piętrze! Kochanie,
a może przeniesiemy cię do salonu, żeby było ci wygodniej?
- Nie, nie. Poradzę sobie, spokojnie. – uśmiechnęłam się,
mimo że wcale nie byłam tego taka pewna.
- Może coś zjemy? – zaproponował tata.
- Eee, jeśli chcecie to jedzcie, ja wolałabym się położyć. –
odpowiedziałam.
- Pomogę ci wejść na górę…
-Nie, dzięki. – przerwałam Mattowi –Muszę nauczyć się sama
sobie z tym radzić.
- To może ja pójdę z t…
- Nie, bez sensu, naprawdę jestem zmęczona. Przepraszam.
Mimo że mój narzeczony był ciachem, to jednak czułam się
trochę dziwnie w jego towarzystwie. Rozumiem jego chęć pomocy, ale… trochę mnie
to przytłaczało. Wolałam, żeby już sobie poszedł. Z resztą, przecież nie będę
za każdym razem zawracać komuś głowy, żeby wejść czy zejść po schodach!
Kiedy dotarłam na półpiętro, stwierdziłam, że może jednak
powinnam poprosić o pomoc. Ręce bolały mnie niemiłosiernie. Ale moja duma nie
pozwalała mi zawołać Matta. Dam radę sama! Przecież to jeszcze tylko siedem
schodów!
Gdy znalazłam się w moim pokoju, cała byłam zlana potem. Oparłam
się o drzwi i rozejrzałam się. Wszystko wyglądało tak, jak pamiętałam. Ciemna wykładzina na podłodze , ściany w
kolorze ostrej czerwieni przyozdobione to tu, to tam plakatami zawodników
Arsenalu. Po prawej stronie duże okno, wychodzące na ogród, a pod nim parapet z
poduszkami, na którym zwykle przysiadałam. Na środku pokoju wielkie łóżko, a po lewej od niego toaletka i komoda. Zaraz
obok mnie - wysoka, rozsuwana szafa. Wymęczona zrobiłam kilka kroków i opadłam
na łóżko. Przez chwilę leżałam w bezruchu, gdy dało się słyszeć pukanie. Nie
minęła sekunda, a drzwi lekko się uchyliły i usłyszałam głos mojej siostry:
- Aideen, śpisz?
- Nie. – przekręciłam się na plecy.
- Mam coś dla ciebie. – Nolee podeszła bliżej, przysiadła na
łóżku i położyła na nim coś małego – To twój telefon. Znalazłam go w fordzie
pod siedzeniem, ale wolałam nie dawać go ani mamie, ani Mattowi. Jak zadziała
to będziesz mogła skopiować sobie numery na nową komórkę. – uśmiechnęła się.
- Nową komórkę?
- Och, no tak, tata ci nie powiedział. W górnej szufladzie toaletki
masz nowy telefon. – ponownie posłała mi uśmiech i wstała z łóżka – No, to ci
już więcej nie przeszkadzam. Pośpij sobie.
Kiedy moja siostra wyszła, popatrzałam na telefon, który mi
dała. Spróbowałam włączyć urządzenie i udało mi się to. Kiedy wpatrywałam się w
rozbity ekran, komórka zatańczyła w mojej dłoni. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
3 nowe wiadomości. Wszystkie od Gibsy’ego. Najwyraźniej pochodziły z nocy, gdy
miałam wypadek. Ich treść brzmiała:
Wiadomość pierwsza:
„Ax, miałaś napisać jak dojedziesz. Wtf?”
„Ax, miałaś napisać jak dojedziesz. Wtf?”
Wiadomość druga:
„Nie odpisujesz. Stało się coś? Weź napisz, bo nie wiem co jest.”
„Nie odpisujesz. Stało się coś? Weź napisz, bo nie wiem co jest.”
Wiadomość trzecia:
„Ok., kumam, pewnie znowu zachlałaś pałę przez tego twojego fagasa. Będę musiał poważnie z im porozmawiać, bo widać, w chuja leci. Napisz jak wytrzeźwiejesz.”
„Ok., kumam, pewnie znowu zachlałaś pałę przez tego twojego fagasa. Będę musiał poważnie z im porozmawiać, bo widać, w chuja leci. Napisz jak wytrzeźwiejesz.”
Twojego fagasa? Chyba
chodzi o Matta… To wygląda jakbym tego feralnego dnia pokłóciła się z Mattem. I
wygląda na to, że zdążyłam o wszystkim powiedzieć Kieranowi. Ciekawe.
Zajrzałam do innych
wiadomości. Najwięcej wysłanych było do Gibsy’ego. Znajdowało się tam mnóstwo
krótkich wiadomości jak: „Zwariuję tu. Zabierz mnie stąd!”; „Przyjdziesz
dziś?”; „Jesteśmy na zegarze” czy „Kochany <3”. Zupełnie inaczej brzmiały
wiadomości do mojego narzeczonego: „Gdzie ty jesteś?!?!?!?!”; „ WTF?”; „Mam
ochotę cię teraz rzucić, mendo”. Jedyne pozytywne smsy brzmiały: „Dzięki, to
było miłe <3” i „Potrzebuję cię! Bardzo! <3”
Prowadziłam też wymiany smsów z Billym Doylem, ale wiadomości brzmiały dziwnie i nie mogłam z nich wyczytać o co chodzi. Np. Billy zapytał: „I co tam?”, a moja odpowiedź brzmiała: „Wracam, gadałam z A., teren pierwsza klasa, czysto, 25 o., pełna kultura. Wystarczy domówić termin.” … Brzmiało jakbym coś dla niego załatwiała. Albo załatwiała dla nas. Nie wiem… dziwne to. I tak wyglądała każda nasza rozmowa sms-owa!
Zerknęłam też, na ostatnie połączenia wychodzące: Gibsy,
Nolee, Billy, Matt, Moff, Gibsy, Billy, Matt, Gibsy, Moff, Gibsy, Gibsy, Nolee,
Gibsy, Billy, Gibsy.
Chyba naprawdę muszę być bliskimi przyjaciółmi z Kieranem,
skoro ciągle z nim gadałam lub smsowałam. Wygląda na to, że zawsze wiedział co
się u mnie dzieje.
Postanowiłam, że skoro przeszukuję już mój telefon to zerknę
i do galerii zdjęć. Nie było jednak ich zbyt wiele. Kilka fotek z Mattem z
jakiś imprez, dwie z Kieranem i Moffem, i ze dwadzieścia z oprawy meczów.
Na widok zdjęć ze stadionu uśmiechnęłam się pod nosem.
Bardzo chciałabym iść na mecz, mam wrażenie jakbym wieki nie była na stadionie.
Bycie kibicem to jedna z nielicznych rzeczy, które o sobie wiem. Muszę o to dbać!! I muszę o tym pogadać z
chłopakami.
I z tą myślą położyłam się wygodnie na poduszkach i
zamknęłam oczy.
______________________________________________________________
...Dreamin'...
Jadę samochodem przez
jakieś pola. Radio jest włączone i gra dość głośno, pewnie po to, by zbyt
długa, jednostajna jazda nie wprowadziła mnie w sen.
Podśpiewuję piosenkę.
Stukam palcami po
kierownicy w rytm muzyki.
Dzwoni telefon.
Odbieram i rozpoznaję głos Billy’ego. Pyta ile jeszcze drogi mi zostało. Ja
odpowiadam, że jeszcze z godzinkę.
Zmiana scenerii.
Idę wzdłuż szarych
bloków w jakimś mieście. Słońce pomału zachodzi nad dachami. Wchodzę do małego
pubu i podchodzę do jednego ze stolików, przy którym siedzi postawny mężczyzna.
Witam się z nim jak ze
starym znajomym. On zamawia mi piwo.
Zmiana scenerii.
Jestem na jakiejś łące
za miastem, niedaleko lasu, z tym kolesiem z baru. On tłumaczy mi coś, ale nie
słyszę co mówi. Bacznie obserwuję łąkę, w myślach wyliczam odległość od lasu i
od głównej drogi.
Podajemy sobie
nawzajem jakieś liczby. Licytujemy się.
„15.” Mówi on.
„20.” Odpowiadam.
„20?” dopytuje.
„20. Ustalone”
stwierdzam z hardą miną.
Zmiana scenerii.
Siedzę w jakimś pokoju
z Billem, Moffem, Kieranem i chłopakiem, którego nie rozpoznaję.
Ustalam coś z Doylem
na stronie, pozostali siedzą i grają w playstation. Kiedy kończę rozmowę z
Billym, podchodzę do kanapy, na której siedzą Moff, Kieran i chłopak. Ponad ich
głowami spoglądam na wynik rozgrywki.
Kieran wygrywa.
Głaszczę go po głowie,
a on odchyla ją do tyłu i patrzy na mnie z uśmiechem. Moff zerka na nas, robi
nadmiernie zniesmaczoną minę i stęka: „Oh, you two, get a room!”
Wszyscy wybuchają śmiechem.
___________________________________________________________________
OD AUTORKI: Sesja trwa i mnie zabija, nie wiem kiedy dodam następny odcinek. Brakuje mi godzin w dobie :(
Ale postaram się, żebyście nie czekały zbyt długo <3
Komentujcie, piszcie co myślicie, co się podoba a co nie x)
Pozdrawiam, Em.