Kieran odwiózł mnie do domu. Pomógł mi wejść po schodach,
ale kiedy odwróciłam się, by go zaprosić do środka, z prędkością światła
znalazł się przy własnej furtce. Krzyknęłam mu coś na pożegnanie i
przekroczyłam próg domu.
- Już jestem! – zakomunikowałam, zamykając za sobą drzwi
wejściowe.
Zrobiłam kilka kroków wzdłuż korytarza i znalazłam moją mamę
w salonie, przede telewizorem. Streściłam jej moją rozmowę z lekarzem (również
omijając cześć o snach. Zachowam ją dla siebie.) .
- To kiedy zaczynasz terapię?
- Nie zaczynam żadnej terapii!!! Czyście wszyscy
powariowali? Nie jestem psychiczna! Po prostu części rzeczy nie pamiętam! –
znowu zareagowałam agresywnie.
- Wszyscy?
Że też akurat mama
skupiła się na tym słowie. W mojej wypowiedzi było kilka innych, ba,
ważniejszych.
- Tak. Kieran też uważa, że powinnam z niej skorzystać…
- O! – mama zrobiła szczerze zdziwioną minę – tego się po
nim nie spodziewałam.
- Może dlatego, że go nie doceniasz… - odparłam.
- Swoją drogą – moja rodzicielka zmarszczyła brwi – jak to
się stało, że to Kieran cię dziś zawiózł do lekarza?
- Spotkałam go wczoraj w ogrodzie. – odpowiedziałam, jak
gdyby nigdy nic.
- Przecież prosiłam cię, żebyś nie wychodziła! – mama
przybrała pretensjonalny ton.
- Nic mi się nie stało.
- Mówiłam ci, że jest zimno! – kontynuowała moja matka.
- Ale nie było. Z resztą nie jestem dzieckiem, potrafię o
siebie zadbać. Ubrałam się ciepło i było ok. No chyba, że tak naprawdę to nie
chciałaś żebym tam poszła, właśnie dlatego, że nie chciałaś żebym spotkała
Kierana.
- Dlaczego ty mnie atakujesz od razu? – powiedziała
płaczliwym głosem – Widzisz? Widzisz jak to towarzystwo na ciebie wpływa? To
dla twojego dobra, kochanie, nie chcę żebyś miała takich kolegów!
- Dla dobra mojego czy twojego? – zapytałam podejrzliwie – Bo
mi się wydaje, że zwyczajnie nie chcesz, żebym dostrzegała inną perspektywę,
niż ta, którą ty chcesz mi narzucić.
- Aideen! – krzyknęła nerwowo moja mama – Ja nic nie chcę ci
narzucać! Tylko…
- Dzień dobry! – przerwał nam wracający z pracy tata – Czy
obiadek już na stole?
-Idę ci nałożyć. – odkrzyknęła mama, a wstając z sofy,
posłała mi pełne żalu spojrzenie.
Sama nie do końca wiem, dlaczego to powiedziałam. Ale mam
takie wrażenie. Przeczucie. No… nie wiem jak to określić.
Wstałam z sofy i też skierowałam się do kuchni. Kiedy
dokuśtykałam do niej, zauważyłam leżącą na stole stertę poczty, którą wyjął ze
skrzynki tata. Zwróciła moją uwagę, gdyż pierwszy list zaadresowany był do
mnie. Sięgnęłam po niego i szybkim ruchem rozerwałam kopertę.
- Co… to…? – zapytał tata, pomiędzy jedną łyżką zupy a
drugą.
Przebiegłam wzorkiem po piśmie i poczułam, jak
zbladłam. Przeszedł mnie zimny, niemiły
dreszcz, kiedy dotarło do mnie, czego list dotyczy. Podniosłam przestraszony
wzrok na moich rodziców i powiedziałam:
- To… - przełknęłam głośno ślinę – To wezwanie na rozprawę…
W sprawie mojego wypadku…
- Ale jak to „rozprawę”? – mama zamrugała intensywnie.
- No, w celu wyjaśnienia przyczyn wypadku. – oddychałam
ciężko – Chyba muszę się przewietrzyć.
Odwróciłam się na pięcie, sięgnęłam po polar wiszący w
korytarzu i wyszłam do ogródka. Pokuśtykałam do huśtawki. Opadłam na nią ciężko
i wbiłam wzrok w szarą trawę. Musiałam to wszystko przemyśleć. Huśtawka ruszała
się leciutko w przód i w tył, a ja walczyłam z natłokiem przeróżnych myśli. Nie
chcę mieć rozprawy. Boję się. Sama myśl, że mam iść do sądu mnie paraliżuje. W
tym momencie skrzypnęły drzwi ogrodowe. Podniosłam głowę i zobaczyłam Kierana,
który zmierzał już do dziury w żywopłocie. Kilka sekund później zajął miejsce
obok mnie.
- Co ty tu robisz? – zapytałam – Czaisz się na mnie, czy co?
- Może. – zaśmiał się, poczym spoważniał – Widzę z okna
mojego pokoju mój i twój ogród. – przyjrzał się mi uważnie – Ty, co jest? Stało
się coś?
- Niiiic. – mruknęłam.
- Przecież widzę, że coś rozkminiasz.
- No… przyszło… - aż ciężko mi było to z siebie wykrztusić –
Przyszło do mnie pismo. Mam się jutro wstawić do sądu w sprawie mojego wypadku…
- Ach to. No i… - Kieran machnął dłonią, by mnie ponaglić.
- I już. – odparłam.
- I tyle? – po jego twarzy błąkał się uśmieszek.
- Jak to „tyle” ?! – posłałam mu zdziwione spojrzenie – Nie
chcę iść do sądu! Boję się!
- A czego tu się bać? – uśmiechnął się – Pójdziesz tam,
powiesz, że zasnęłaś za kierownicą i już. Jesteś jedynym poszkodowanym, więc
pewnie nawet nie wyciągną dużych konsekwencji.
- Ale Kieran… Ale… - jąkałam się – ale ja prowadziłam pod
wpływem. Na pewno przekroczyłam dopuszczalną dawkę.
- Skąd ta pewność ?
- Widziałam moje smsy do ciebie. – powiedziałam cicho –
Byłam napruta jak szpadel.
- Policja ma twój telefon?! – Gibsy, aż zerwał się z
miejsca.
- Niee… Nolee go znalazła w samochodzie i mi przyniosła. –
Kieran od razu się uspokoił i wrócił na swoje miejsce. (Btw. dlaczego się tak
zdenerwował?) – Wiem o nim tylko ja, ona, no i teraz ty.
- Skoro tylko ty widziałaś te smsy, to przecież żaden
problem. – zrobił minę, jakby faktycznie go rozwiązał.
- A świadkowie? Przecież wracałam z imprezy! Wszyscy wiedzą,
że byłam pijana! No i pisałam do ciebie…
- Aideen, czy ty myślisz, że ja albo Matt moglibyśmy zeznać,
że byłaś pijana? Że moglibyśmy zeznawać przeciwko tobie? – podniósł lewą brew.
- Powiesz, że zasnęłaś i już. Albo jeszcze lepiej! Wyłożysz im zaświadczenie od
neurologa i nic ci nie zrobią.
- Ale to jest okłamywanie…
- Niepierwszy raz… - mruknął Kieran ledwo dosłyszalnie.
- Słucham?
- Noo… Niepierwsze kłamstwo w życiu.
- Ale to jest sąd…
- Ale Aideen, przecież to zupełnie błaha sprawa, co oni ci
mogą zrobić? – zmarszczył czoło – Naprawdę chcesz oprócz pamięci, stracić
jeszcze prawo jazdy i kilka tysięcy funtów mandatu?
Przytyk o pamięci trochę mnie zabolał, ale Kieran wcale nie
przejął się tym co powiedział, uśmiechnął się szeroko i szturchnął mnie lekko w
ramię:
- No, Ax, to jest ten moment, w którym powinnaś przyznać, że
mam rację.
- No… masz rację.
Odpowiedziałam mu uśmiechem, a Gibsy ostatnio objął mnie
ramieniem i przytulił do siebie pocieszająco. To śmieszne jaki on ma na mnie
wpływ. W momencie kiedy (po tych
wszystkich „kłamstewkach w dobrej wierze”) zaczęłam być podejrzliwa wobec
każdego, Kieranowi wierzyłam na słowo. Miałam poczucie, że on jest ostatnią
osobą, (ostatnią - nawet po Nolee!) która mogłaby mnie okłamać. Gibsy szybko
zauważył, że znowu odpłynęłam w świat moich myśli, bo zapytał:
- A tym razem o czym myślisz?
- Myślę, że cię lubię. – opowiedziałam szczerze.
- Oooo! Pierwszy raz coś takiego słyszę! – zaśmiał się.
- Jak to możliwe, skoro tyle czasu się przyjaźnimy? –
spojrzałam na niego zaskoczona.
- Cóż… - uśmiechnął się pod nosem – Do tej pory swoją
sympatię do mnie ubierałaś w inne słowa.
- To znaczy? – uniosłam brwi, dając mu znak, żeby
skonkretyzował co ma na myśli.
- Z reguły mówiłaś – i tu zaczął udawać mój głos – „Jezu, Wheeler,
ale ty jesteś pojebany! Że się akurat mnie uczepiłeś, to powinnam jakiś medal
dostać za wytrzymałość!” – Po tych słowach oboje wybuchnęliśmy gromkim
śmiechem.
- Gibsy… Masz może papierosa?
Przypomniała mi się moja profilówka na facebooku. Wynika z
niej, że palę. Kiedy się pali? Kiedy się człowiek stresuje. Ja się
zestresowałam, czyli czas zapalić.
- Jasne, dla ciebie zawsze. – Kieran od razu podał mi paczkę
Marlboro i zapalniczkę.
Kiedy odpaliłam papierosa, wolno zaciągnęłam się dymem… Mmm…
okej, faktycznie mogę być palaczem. Podoba mi się to i rzeczywiście odpręża.
- Tęskniłaś za tym, co? – zaśmiał się Kieran, widząc moją
błogą minę.
Nie odpowiedziałam mu, a jedynie rozsiadłam się wygodnie,
delektując papierosem. Paliliśmy w ciszy, a następnie, jako że Gibsy musiał się
przygotować do pracy, wróciłam do domu.
W drzwiach kuchni czekała na mnie nie zadowolona mama. Już od progu posłała mi
karcący wzrok i osądziła:
- Paliłaś papierosy.
- Mamo, gdybym miała 13 lat, ten zarzut miałby jakiś sens.
Ale mam 22. – zrobiłam minę „bitch, please.”
- Adam! No czy ty słyszysz jak ona się do mnie odzywa?
Wszystko przez tego łobuza… – moja matka
spojrzała w głąb kuchni.
- Marie, ona ma rację. Przestań ją traktować jak 13-latkę. –
usłyszałam głos taty.
- Echhhhh. – westchnęła
ciężko mama. – W twoim pokoju czeka na ciebie Matt.
Skierowałam się na schody i z trudem doczłapałam się na
piętro. Weszłam do mojego pokoju, gdzie na brzegu łóżka czekał już Matt.
- Cześć kochanie! – podszedł do mnie i cmoknął w policzek,
poczym lekko się skrzywił – Paliłaś? Ech. Przecież nie lubię jak palisz.
- A ja nie lubię, jak się mnie okłamuje. – odburknęłam,
omijając go i usiadłam na łóżku.
- A kto cię okłamał? – Matt przysiadł się obok mnie i wbił
we mnie badawczy wzrok.
- Powiedz mi, Matt, gdzie się poznaliśmy?
- A jaki to ma związ…
- Odpowiedz. – weszłam mu w słowo.
- Opowiadałem ci. – uśmiechnął się terapeutycznie – w jakimś
urzędz…
- Przestań odstawiać szopkę! – przerwałam mu gwałtownie –
Daję ci jeszcze jedną szansę i pytam ostatni raz. Gdzie. Się. Poznaliśmy.? –
zaakcentowałam każde słowo.
Zobaczyłam popłoch w jego oczach. Doszło do niego, że ja
wiem, że on wie. Pokornie spuścił głowę i wymruczał pod nosem:
- W sądzie.
- Owszem. W sądzie. Czyżby ci się teraz nagle przypomniało?
– ironizowałam.
- Aideen, to nie tak. Nie chciałem ci mówić, dla twojego
dobr…
- Och, błagam cię, tylko mi nie mów o „moim dobru”! –
krzyknęłam. – Dla mojego dobra, powinieneś mi mówić o wszystkim!
- Wiem, przepraszam… – jego wyraz twarzy zmienił się
diametralnie – Ale… - zmarszczył brwi – Ale kto ci powiedział, że poznaliśmy
się w sądzie? – Matt wstał ze swojego miejsca – On? Kieran, tak? Wiedziałem! – znowu ta pełna niechęci mina!
- Dlaczego zakładasz, że to on? – uniosłam brwi.
- Bo on zawsze próbował mnie zdyskredytować w twoich oczach!
Bo mnie nie lubi!
- Ach, no tak, to takie krzywdzące, zwłaszcza, że ty tak
bardzo chcesz się z nim zaprzyjaźnić… - szydziłam.
- Aideen, zrozum… - Matthiew usiadł i ujął moją lewą dłoń w
swoje.
- Skończmy ten temat. – machnęłam prawą ręką. – I jeśli
chcesz wiedzieć, to Nolee mi o tym powiedziała.
– westchnęłam – Jestem zmęczona.
- No tak! Właśnie! – podjął temat – Na pewno jesteś
zmęczona, kochanie. Może się położymy, co? Mała drzemka? – uśmiechnął się
zachęcająco. – A później sobie pogadamy… czy coś.
- Chętnie.
_______________________
Dreamin'
Czuję jak sen mi się
wymyka.
Ale nie otwieram oczu.
Liczę, że zaraz znowu odpłynę w krainę marzeń sennych.
Pozostałymi zmysłami
mimowolnie wyłapuję to, co mnie otacza.
Dotykiem – miękkość i
ciepło koca, pod którym leżę.
Węchem – zapach
męskich perfum unoszący się na kocu, na poduszce, w całym pokoju.
On leży za mną.
Na jednej z jego rąk spoczywa
moja głowa. Drugą obejmuje mnie w pasie.
Jest mi ciepło.
Bezpiecznie.
Lekko boli mnie prawa strona
ciała, więc odwracam się na plecy.
Jego ręka spływa
bezwładnie na mój brzuch.
Kładę moją prawą dłoń
przy jego dłoni.
Jego ręka jest większa
od mojej. Silniejsza.
Splatam nasze palce.
Nie otwieram oczu.
Przez chwilę leżymy
tak, ale stwierdzam, że znowu mi nie wygodnie.
Tak nie zasnę.
Obracam się i wtulam w
jego szyję. Czuję jak jego ramiona
zaciskają się, jak przytula mnie
mocniej.
Obejmuję go w pasie.
Wciskam jedną z moich
nóg między jego nogi.
- Śpij, śpij. – mruczy
niewyraźnie.
- Przecież śpię. –
odpowiadam równie sennie.
- Nie śpisz. –
wzdycha. – Wiercisz się.
- Nie wiercę, tylko
układam. – odpowiadam prosto w jego szyję.
On całuje mnie w
czoło:
- Już ok.? - szepcze.
- Mmmm… - mruczę –
idealnie.
- To dobranoc, Ax.
- Dobranoc, Gibsy.
____________________________________________________________
OD AUTORKI: Zacznę od prośby D. :) Jak widzę moje postaci? Aideen to ktoś w klimacie Hayley Williams - uroda dość zwykła, ale jednak ładna z niej dziewczyna ;) Matt to typ "anielskiej" urody, jak u Yoanna Gourcuffa czy Edena Hazarda ;) Natomiast Kierana widzę jako kogoś podobnego do Jacka Wilshere'a :D Mam nadzieję, że teraz łatwiej Ci będzie ich "zobaczyć" ;)
No i....eeee... Komentujcie, zwracajcie uwagę, sugerujcie :D Każdy komentarz sprawia, że cieplej mi na sercu ;)
Mua! ;*