wtorek, 26 marca 2013

12. ... When will we get the time to be just friends? ...






- Twoja mama nie będzie zła jak mnie tu spotka? – zapytał Kieran wchodząc do mojego pokoju.

Zadzwoniłam do niego, żeby przyjechał do mnie zaraz po pracy.

- Gibsy, weź ty się tak nie przejmuj moją mamą. – skwitowałam. – Siadaj.

Mój przyjaciel usiadł wygodnie wśród poduszek na parapecie. Postawił przed sobą przyniesioną butelkę wody.
 Kacyk? Haha.
 Ale wróćmy do meritum. Zaprosiłam go w końcu w konkretnym celu. Chciałam podpytać o nasze relacje. Tylko nie widziałam jak zacząć…

- Pamiętasz jak prosiłam cię, żebyś zawsze mi szczerze odpowiadał na moje pytania?
- Uhu! – spojrzał na mnie robiąc wielkie oczy – Groooza.
- Oj, przestań się nabijać, Kieran. – uderzyłam go pięścią w ramię. Muskularne ramię.
- No mów co ci tam leży na wątrobie. – uśmiechnął się zachęcająco, odkręcając butelkę.
- Wiesz, bo miałam dziś taki sen… W którym… - zaczęłam niepewnie, poczym zmieniłam taktykę – Ech. Pieprzyć to. Kieran, pamiętasz swój pierwszy pocałunek?
- Mmmhyyy… - oderwał się od butelki i powtórzył – Taaak – odpowiedział przeciągle, marszcząc brwi. – A czemu mnie o to pytasz?
- Bo miałam taki sen, w którym jako nastolatkowe siedzimy na jakiejś łące i ja zaproponowałam…
- ŚNIĄ CI SIĘ WSPOMNIENIA?! – przerwał mi –  ALE JAZDA! AIDEEN, PRZECIEŻ TO GENIALNIE! JA NA TWOIM MIEJSCU NIE WYCHODZIŁBYM Z ŁÓŻKA! IM WIĘCEJ ŚPISZ TYM WIĘCEJ WSPOMNIEŃ WRACA! – strasznie się podekscytował.
- Sama nie wiem czy to wspomnienia. – próbowałam mu wytłumaczyć – Niektóre sny są dziwne…  Wspomnienia chyba tylko czasami mi się śnią… ale… to znaczy… chcesz mi powiedzieć, że… potwierdzasz, że  to było wspomnienie? – posłałam mu pytające spojrzenie.
- Yyy… -zrobił zawstydzony uśmiech i zaczął bawić się wodą– No tak. Tak było. Kurczę, przypomniała mi się ta akcja. – zachichotał. – Ech… dzieciaki… głupie to takie z sianem w głowie.
- A… Eee… - nie mogłam spojrzeć mu w twarz. – Często nam się zdarzały… takie… eee… pierwsze razy? – matko jedyna, co za idiotyczna rozmowa, wykończy mnie to chyba psychicznie.
- Taaa. W swoim towarzystwie pierwszy raz się upiliśmy, paliliśmy pierwsze papierosy, wydawaliśmy pierwsze zarobione pieniądze… - znowu przyłożył butelkę do ust i  zabrał się za picie wody.
- Kieran. – westchnęłam – Nie udawaj, że nie wiesz o co ja pytam…

W odpowiedzi Gibsy aż zakrztusił się wodą. Zaniósł się kaszlem,  a kiedy już wyrównał oddech wytarł twarz i spojrzał na mnie robiąc wielkie oczy.

- Ja muszę wiedzieć! – powiedziałam z pretensją – No powiedz mi.
- Wiesz, Ax… - podrapał się po głowie – Zawsze miałaś różne… eee… pomysły... – machnęłam dłonią, by zachęcić go do dalszego mówienia – No i… eee… jednym z tych pomysłów było… eee… tak sobie wymyśliłaś… że chcesz… to znaczy, że nie chcesz być już… eee…  no tak sobie ustaliłaś… eee… że… - w końcu przestał się jąkać, zebrał się w sobie i wyrzucił jednym tchem – no, że jak będziesz miała 17 lat to nie możesz już być dziewicą. 
- Och. – to wszystko na co było mnie stać w tym momencie. – Ustaliłam, że nie mogę.
- No takie obrałaś założenie. – pokiwał głową Gibsy. – Nie pytaj czemu akurat 17. – uniósł ręce w obronnym geście – Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie rozwijałaś tej myśli.
- Ale ze mnie dziwak… Hm… - rozmyślałam na głos – ale z tego co mówiła Nolee, ja Matta poznałam jak miałam 17 lat, tak? Więc to z Mattem…
- Ekhem, ekhem - kaszlnął– Jak go poznałaś to… eee… ekhem, ekhem… eee…  miałaś ukończone 17 lat. – dodał ledwo dosłyszalnie, kładąc akcent na „ukończone”.
- Co ty mi chcesz powiedzieć? – spojrzałam na niego, a Kieran w odpowiedzi zrobił nieokreśloną minę i zaczął intensywnie przyglądać się butelce – Że my… … … że razem?... że ja z tobą?...
- Z dwojga złego wolałaś mnie niż Moffa. – mruknął Kieran.
- O MÓJ BOŻE! O. MÓJ. BOŻE. - pokręciłam głową – O Jezu…  Błagam powiedz mi, że to wyglądało lepiej niż akcja z pierwszym całowaniem!
- Eee… tak. – pokiwał intensywnie głową, poczym dodał ciszej - …trochę.
- O Boże. – ukryłam twarz w dłoniach.
- Aideen, spoko. – poklepał mnie po plecach – Nie przeżywaj tak tego. Ty nie masz traumy, ja nie mam traumy. Jest ok. – na końcu zaczął się już śmiać.
- Kieran… Proszę, przestań się śmiać…
- Ale doszło do mnie jakimi popieprzonymi dzieciakami byliśmy. – dalej się zaśmiewał.
- Kieran proszę cię nooo, uspokój się już i posłuchaj mnie jeszcze przez chwilę. – Gibsy spoważniał – Czy my…  a czy byliśmy kiedyś parą? 
- Nieee. – pokręcił głową, po czym dodał– To znaczy, ja wiem, że ty zawsze chciałaś, ale…
- CZY MOŻESZ BYĆ PRZEZ CHWILĘ POWAŻNY?
- Przepraszam – uśmiechnął się przymilnie – już się uspokajam.
- Więc kontynuuję. No bo… Bo kiedy zapytałam o nas Nolee to użyła określenia „dziwna relacja”… jak ja mam to rozumieć, co? … kim my właściwie dla siebie jesteśmy?
- Aideen, żeś sobie wybrała porę. Nie mogłaś o to pytać wczoraj? Jak ja mam teraz na to odpowiadać, tak na trzeźwo, co?
- Szczerze. – skwitowałam.
- To wcale nie jest takie proste. Nie wiem jak mam ci to opisać… - zmarszczył brwi.
- Jak to nie wiesz?
- Bo… bo nigdy o tym nie gadaliśmy.
- Nie?
- Nie. To wszystko wydawało się zawsze takie oczywiste … Po prostu… razem odkrywaliśmy świat. Tkwiliśmy w nim razem, ramię w ramię. Wychowaliśmy się ze sobą i wychowaliśmy się nawzajem. Co ja ci mam powiedzieć, Aideen? … Mogę  ci powiedzieć na przykładach – i tu zaczął wyliczać niemal na jednym wydechu –  bez skrupułów wyżerasz mi jedzenie z lodówki, czasami śpisz ze mną w jednym łóżku, grasz ze mną na playstation, podrzucasz mi motywy na podryw, razem ze mną kibicujesz Arsenalowi, chodzisz w moich koszulkach, pomagasz mi zrozumieć laski, traktujesz mnie jak żywą poduszkę gdy oglądamy film, widywałem cię bez makijażu, a nawet nago, bo ten pierwszy raz, to nie był jedyny raz,  bo zdarzało nam się robić głupie rzeczy po pijaku, to ze mną się upijasz, to ja cię zawsze broniłem przed podbijającymi do ciebie frajerami, odprowadzałem cię do domu i przytrzymywałem ci włosy, gdy wymiotowałaś po wódce,  to do mnie przychodzisz, gdy masz problem czy zażalenia do całego świata, kiedy chcesz pożyczyć kasę, to w mój rękaw smarkasz, kiedy pokłócisz się z Mattem i chcesz żebym to ja obił mu mordę, kiedy cię wkurza.  Tyle.
- To była chyba najdłuższa twoja wypowiedź, jaką kiedykolwiek słyszałam. – westchnęłam.
- No to zapomniałem dodać, że jesteś jedyną osobą, która jest w stanie wywołać u mnie słowotok. – wziął wielki łyk wody.

Przez chwilę analizowałam to co mi powiedział. I stwierdzam, że ten układ faktycznie jest  trochę… dziwny.
- Tak sobie myślę… że też Matt to akceptuje…

- Matt… - zaśmiał się – Matt o wielu rzeczach nie wie. A co ważniejsze - to nie on akceptuje mnie, tylko ja akceptuję jego.
 - Ach tak? – zachichotałam –  A skąd taka hierarchia?
- Bo ja jestem tu – dźgnął mnie palcem w serce –od zawsze. A on… a on się o wiele później przypałętał.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Przeszło mi przez myśl, że właściwie po co mi Matt, skoro od zawsze miałam kogoś takiego obok siebie. Ale odpędziłam tę myśl. Po coś się przecież z nim umawiałam.
 Spojrzałam na Kierana i posłałam mu ciepły uśmiech. Odpowiedział mi tym samym.
I w tym momencie do pokoju wpadła moja siostra.

- Ax, słuch… O. Przepraszam. Nie wiedziałam, że masz gościa. – jej twarz oblała się rumieńcem. – Cześć Kieran.
- Cześć młoda. – mrugnął do niej, poczym klepnął się w udo – W sumie będę leciał. Do zgadania, Ax.

Gibsy cmoknął mnie w policzek, złapał za butelkę wody i wstał. Podszedł do drzwi i stanął obok Nolee. Uśmiechnął się do niej szeroko i poklepał po ramieniu:

- Cholera, dawno cię nie widziałem. Ale ty szybko rośniesz. Już z ciebie niezła laska. – zaśmiał się – do następnego. – poczym dodał jeszcze do nas obu – Trafię do drzwi. Nikt mnie nie musi odprowadzać. 
- Nikt nie chciał cię odprowadzać. – odpowiedziałam złośliwie.
- Nikt nie chciał mnie odprowadzać, bo nikt nie chce żebym już sobie poszedł. – stwierdził dumne.
- Chyba jednak pokażę ci drzwi… - lekko uniosłam się z parapetu.
- Hah. – wybuchnął śmiechem – Stara dobra Ax ma się coraz lepiej. – pokręcił głową – Pa, ptaszyny. – pożegnał się i zbiegł po schodach.
- Co chciałaś ? – zapytałam, moją siostrę, gdy usłyszałam na dole trzask drzwi ogrodowych.
- eee… w sumie to mało ważne. – usiadła obok mnie – Dowiedziałaś się czegoś od niego? 

TO CI CIEKAWSKIE BABSKO!

- Tak. Wszystkiego. – odpowiedziałam pewnie.
-O! I co? Jest coś między wami? – dopytywała Nolee.
- Jesteśmy kumplami. Chociaż nie. Bardziej jesteśmy jak rodzeństwo.
 - Czyli nic między wami nie ma takiego… romantycznego? 
- Nie.  I nigdy nie było.

No dobra. Nasza relacja jest dziwaczna i najwyraźniej chyba nawet sami jej nie rozumieliśmy i dalej nie rozumiemy… no przynajmniej ja… , ale nie muszę jej mówić wszystkiego. To że ona ma być ze mną szczera,  nie znaczy, że ja nie mogę mieć tajemnic i sekretów.

- A myślisz, że… no… że Kieran… że chciałby się umówić ze mną?
- ŻE CO?

Spojrzałam na nią totalnie zaskoczona.

Tu mnie zastrzeliła.

A więc to stąd całe zażenowanie! Nie dlatego, że głupio jej było opowiadać o mojej relacji z Kieranem. Było jej głupio, bo NA NIEGO LECI.

- No zawsze traktował mnie jak dziecko, ale… no na przykład sama dziś słyszałaś, stwierdził, że ze mnie laska. OMG, no nie ma co ukrywać, że on w gruncie rzeczy jest mega! Ta budowa ciała i w ogóle! – brnęła dalej. – Ma takie silne ramiona! I kilka razy widziałam też jego absy! No i tyłek też ma niezły. – zachichotała – A najsłodsze to ma te dołeczki w policzkach, gdy się uśmiecha. Ahh. To jak myślisz? – spojrzała na mnie wyczekująco.

I co ja mam jej do cholery powiedzieć? Że nie chcę żeby się z nim spotykała, bo to nie towarzystwo dla niej? Zabrzmię jak szablonowa hipokrytka. I wtedy pomyślałam o tej brązowowłosej z dzieckiem… 

- Ale… ale on już ma dziewczynę.
- Ma? Kto to? – smutno zdziwiła się Nol.
- Eee… Marthę?
- Oh, Ax, myślałaś, że Martha to jego dziewczyna? – pokręciła głową z uśmiechem – To jego przyrodnia siostra. – ale mi ulżyło, sama nie wiem czemu… - Kieran bardzo jej pomaga. No i bardzo kocha małą Frankie, jest dla niej jak ojciec, a nie wujek. Echhh – zrobiła rozmarzoną minę –  kiedy facet potrafi się zająć dzieckiem to jest zawsze takie sexy… No, to skoro nie ma dziewczyny, to chyba mam szansę, co? Wspomnisz mu czasem o mnie, ok., Ax? Ale tylko dobrze!  Pamiętaj!

I cała w skowronkach wybiegła z mojego pokoju. Nie wiem dlaczego, ale początkowo się zdenerwowałam. Tylko dlaczego? Okej, Kieran to mój przyjaciel i chcę dla niego jak najlepiej, ale… no nie. Nie pasuje mi to żeby moja siostra się z nim spotykała… Chociaż…
Kurczę, zachowuje się jak pies ogrodnika.
Przecież skoro ja mam faceta i Kieran nie ma z tym problemu (… no dobra, może ma, ale chodzi konkretnie o Matta, a nie o bycie w związku) to i on może z kimś być! A kogo mu podrzucić jak nie właśnie własną siostrę! 


To może jednak mu o niej wspomnę…

***

Dreamin'


Idę uliczką. Jest noc.


Mam na sobie szpilki i krótką sukienkę, na którą narzuciłam marynarkę. Nie moją. Męską.
 Potykam się o krawężnik.

- Ej, dziunia, uważaj! – słyszę głośne śmiechy.

Odwracam się i widzę za sobą Moffa, Gibsy’ego i Danny’ego.
Opieram dłonie na biodrach i czekam, aż podejdą bliżej.

Kiedy są już przy mnie, Danny łapie mnie w pasie i zmusza, żebym szła dalej.
Śmieję się głośno.
Po zrobieniu kilku kroków, jego dłoń zsuwa się z moich pleców na tyłek.
Bez zastanowienia uderzam go otwartą dłonią w twarz.
Danny robi obrażoną minę, a Moff i Kieran wybuchają śmiechem.

- Co jest z tobą, Connoy? Łapiesz mnie za tyłek, a przecież zaraz się żenisz. – nabijam się.
- Oj tam, oj tam. – odpowiada Danny i próbuje jeszcze raz.

Uciekam ze śmiechem i chowam się za Kieranem.

- Chyba jesteś zajęty, nie? – warczy na niego Gibsy, ale wiadomo, że to takie udawane.
- Ona chyba też, no nie? – ripostuje Danny, wskazując na mnie.
- Phi! – prycha Kieran – Takie tam pierdolenie a nie związek.
- Akurat z tym to też nie ma szału. – komentuję, na co chłopacy wybuchają śmiechem.
Idziemy dalej śmiejąc się w głos.

Jest mi chłodno, więc zarzucam sobie na ramiona rękę Kierana.
W tych butach jestem prawie tego samego wzrostu co on.
Wysyłamy sobie porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zmiana scenerii.
Jestem w łazience. Rzucam ręcznik na pralkę i ściągam sukienkę. Przez uchylone drzwi wrzucam ją do pokoju razem z bielizną. Lekko się przy tym zataczam. No tak, jestem pijana.

Chwilę patrzę na siebie w lustrze i wchodzę pod prysznic.
Tyle że… jest tam już Kieran.

- Ax, co ty tu robisz? – pyta tak po prostu. Nie jest ani zdziwiony, ani zawstydzony.
- Dbam o twój rachunek za wodę. Po co marnować, skoro możemy wziąć prysznic razem?-uśmiecham się.

Gibsy w odpowiedzi jedynie wywraca oczami:
- Tylko prysznic.

Przez chwilę przyglądam się jego ciału, kroplom spływającym od jego włosów, przez szyję, tors, mięśnie brzucha i coraz niżej…

- Namydlisz mnie? – pytam wesoło.
- Ax, mówiłem ci…
- Boisz się, że ci się spodoba? – śmieję się.
- Mi się spodoba? – pyta prowokacyjnie– A kto mnie właśnie obciął wzrokiem, oblizując się?
- Oblizałam się, bo mi ustka spierzchły. – tłumaczę.
- Pod prysznicem ci usta spierzchły? – ironizuje .
- Nie kłóć się ze mną i namydlaj gówniarzu! – krzyczę na niego ze śmiechem.

Kieran bierze mydło w dłonie, a moment później zbliża je do mojego ciała. Nadstawiam się w komicznej pozie. Kieran prycha ze śmiechu. Po chwili czuję jak masuje mi ramiona.

- Niżej, niżej. – instruuję go.

Jego dłonie zsuwają się na mostek i piersi. Cicho mruczę zadowolona.
Po chwili Kieran dotyka moich żeber.

- Po żeberkach nieee! – klepię go po rękach – Przecież wiesz, że mam tam łaskotki!
- Chcesz je w takim razie zostawić brudne?
- Jak chcesz być taki dokładny, to  jest jedno miejsce, którym trzeba się zająć, że tak powiem – uśmiecham się cwaniacko – dogłębnie…
- Aideeeen – Kieran przeciąga moje imię – mówiłem na początku…
- It’s veeeery dirty. – przerywam mu. – Veeeery. – widzę, że jeszcze chwila i się zgodzi – Nikt nie potrafi tak czyścić jak ty. – chichoczemy z mojego żartu –  No już, Wheeler. Nie gadamy. Robimy.

Znowu chichoczę, widząc, że go przekonałam i już po chwili czuję jak jedna z jego dłoni wsuwa się między moje nogi…

_______________________________________________________________________
OD AUTORKI: Już 12 odcinek... jak to szybko leci! ;'D Przekazuję Wam odcineczek poświęcony wątkowi "Kierdeen" x) Mam nadzieję, że się spodobał i że już niedługo wrzucę tu kolejne co nieco. A póki co, piszcie co uważacie ;')

czwartek, 21 marca 2013

11. ...We’re just friends tangled up in loose ends...




Dreamin'


Siedzę  w krzakach.
To znaczy krzaki tak fortunnie się ułożyły, że bawię się tu „w dom”.

Jestem małą dziewczynką, mam jakieś 7 lat. 
Obok mnie siedzi równie mały Kieran.
Uśmiechamy się do siebie.

Z tyłu,  za drzewami, siedzą nasi rodzice, na jakiejś polanie pośrodku zagajnika. Mają piknik.
Zerkam na przyjaciela:

- Co masz taką minę?
- Nie mam.
- Masz.
- No… bo… - Kieran się krzywi – siku mi się chce. Bardzo.
- To idź między krzaki.
- No chyba będę musiał. – wstaje i spogląda na mnie z góry – A nie będziesz patrzeć?
- Nie będę.

Kieran odchodzi kilka kroków dalej, odwraca się do mnie tyłem i przez chwilę rozgląda się na wszystkie strony. Ja zakrywam oczy, ale kilka razy zerkam. Gdy odwraca się do mnie przodem krzyczę:

- Skąd ty umiesz sikać na stojąco?!
- No jak skąd? – patrzy na mnie niezrozumiale – No po prostu… sika się na stojąco.
- Ja nie umiem. – stwierdzam – jak ty to robisz? 
- Noo… zwyczajnie… biorę siusiaka i sikam.
- Co bierzesz? 
- No… siusiaka. – Kieran w odpowiedzi peszy się.
- Co to jest siusiak?
- No jak to co? To czym sikam! – irytuje się.
- Pokaż! 

Kieran ściąga spodnie. Przyglądam mu się.

- Faktycznie, masz siusiaka!  Ja nie mam.
- Jak to nie masz?
- Nie mam.
- To czym niby sikasz? – patrzy na mnie jak na głupią – Jak możesz nie mieć?!
- No nie mam! – wkurzam się i też ściągam spodnie.

W tym momencie słychać krzyk mojej mamy:

- DZIECIAKI, CO WY ROBICIE?!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zmiana scenerii.

To ta sama polana, ale kilka lat później.

Siedzę i spoglądam w dal.
Obok mnie leży Kieran.
Jesteśmy tu tylko we dwoje.

Patrzę na niego.

Jest jeszcze chłopcem.
Ile on może mieć lat?13? 14?
Jego brązowe włosy kontrastują z zielenią trawy.
Uszy są jakby bardziej odstające niż obecnie. 
Ma zamknięte oczy, wygląda jakby spał.

Podtykam mu pod nos źdźbło trawy i łaskoczę.
W odpowiedzi on szybko macha dłonią przed swoją twarzą.

- Aideen, pogięło cię?!
- Nie śpij przy mnie.
- Przecież nie śpię. Zamknąłem tylko na moment oczy.

Znów patrzę w dal, ale po chwili odzywam się:

-Kieran?
- No? – pyta, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- A całowałeś się już?
 - W jakim sensie?
- No jak w jakim sensie? Normalnie, czy się całowałeś, się pytam. Pewnie nie, dlatego mnie spławiasz głupimi pytaniami!
- Bo ty się niby już całowałaś… - ripostuje, obrażony.
- No nie… - na chwilę się zamyślam – A może spróbujemy?
- Ale że co?
- No jak co? No pocałować się.
- Ale że tak razem, ze sobą?
- Jeszcze jedno głupie pytanie i możesz mnie pocałować w tyłek, Wheeler!
- Nooo… - drapie się po głowie – W sumie możemy spróbować. No, żeby… jak się będziemy z kimś całować tak na poważnie, to żeby nie zaliczyć faila.
- Widzisz? Jak chcesz to potrafisz coś załapać.
- No, ale… eee… to jak to zrobimy? W sensie, kiedy zaczynamy?

Kieran odwraca się i patrzy na mnie.

- No ale weź zamknij oczy, Wheeler!

Zamyka oczy. Przez moment patrzę na jego twarz, aż sama zamykam powieki i nachylam się do niego.
Nasze usta stykają się przez chwilę. Szybko się od siebie odrywamy.
Każde z nas ma niewyraźną minę.

- Dziwne to było. – mówi Kieran.
- Może to kwestia wprawy… - analizuję – Wiesz, że trzeba wyćwiczyć.
- To jeszcze raz?
- Okej.

Próbujemy kolejny raz. Tym razem idzie nam lepiej. Angażujemy nawet nasze języki. I znowu się od siebie odsuwamy.

- Teraz było lepiej. – stwierdzam.
- No. Nawet fajnie… - kiwa głową Kieran – może faktycznie to trzeba wyćwiczyć?
- To może czasem, to znaczy dopóki nie będziemy mieli sympatii to sobie tak… no wiesz… popróbujemy?
- Spoko pomysł.

________________________________

***


Ziewnęłam przeciągle i wtuliłam się w poduszkę.
Tak, w poduszkę, bo w łóżku leżałam sama.

A kogo się spodziewałam? Mojego przyjaciela, który jest dla mnie jak brat? Którego wczoraj trochę wymacałam, co zupełnie się nie godzi z tym, że jest dla mnie jak brat? Boszzz, dlaczego ja myślę o jego ciele?! Nie powinnam!!! To pewnie przez moje luki w pamięci. Nie czuję z nim takiego braterstwa jak powinnam. Patrzę na niego jak na faceta, a przecież to mój przyjaciel! 

PRZYJACIEL!

 Nie bierze się dupy ze swojej grupy. Proste.

Odpędziłam myśli, uniosłam głowę i rozejrzałam się.
Zobaczyłam na biurku jakiś świstek. Z nie lada wysiłkiem wstałam i sięgnęłam po niego.
Poleciałem do roboty. Wyjdź drzwiami ogrodowymi. Jak mocno walniesz to się zatrzasną. To nie znaczy, że cię wyganiam. Jeśli chcesz możesz zostać, ale pewnie nie zostaniesz, bo lodówka jest pusta. Dosłownie.
xoxo
K.

Uśmiechnęłam się do kartki papieru. No skoro lodówka jest pusta to spadam! Ale zanim sobie pójdę, rozejrzę się jeszcze. Na swój cel obrałam szafę, na której stał rządek czterech zdjęć w ramkach. 

Na pierwszym z nich zobaczyłam Kierana w towarzystwie brązowowłosej (znowu!) z czterolatką. Kto to jest do cholery?!
 Kolejna fotka prezentowała grupę 30 facetów ubranych w dresy i rękawice do MMA. Wiedziałam, że Kieran coś trenuje! Na zdjęciu znalazłam też Moffa, Billy’ego i Danny’ego. Kurcze, chciałabym w końcu poznać tego Danny’ego skoro też należy do naszej paczki!
Kolejna fotka prezentowała Gibsy’ego z byłym kapitanem Arsenalu, Ceskiem Fabregasem. Ale popisówa. Szkoda, że na drzwiach wejściowych sobie tego nie powiesił.
 Na ostatnim ja i Kieran robiliśmy do obiektywu głupie miny. Na dodatek było to chyba zdjęcie „z rączki”. O mój Boże i on to jeszcze wystawił w publiczne miejsce…
Wtedy zauważyłam, że przy zdjęciach leży też mała laurka. Wiem, że nie powinnam, ale zerknęłam do niej. W środku, dziecięcym pismem napisano:
„JeStEś NAJfaJnieJszYm  chŁopcEm na ŚwiEcie! bArdZo  ciĘ koCHaM. FrAnKIe”

Znowu zaczęłam rozmyślać kim jest dla Kierana ta brązowowłosa i jej dziecko. I czy Gibsy nie jest ojcem małej. 

Dokuśtykałam do łóżka, wciągnęłam swoje dresy, złapałam za wczorajszą koszulkę i kulę. Postanowiłam, że biorę moją dzisiejszą piżamę do domu. Później oddam Kieranowi ten T-shirt. Rozejrzałam się czy mam wszystko i ruszyłam do domu.

Po tym jak zapukałam w drzwi ogrodowe, musiałam poczekać z pięć minut, zanim otworzyła je moja mama. Po wpuszczeniu mnie do środku, obcięła mnie od stóp do głów . Od razu odnotowała, że mam na sobie nie swoją koszulkę. Następnie obróciła się na pięcie i wchodząc do kuchni prychnęła:

- I znowu się zaczęło…

Weszłam do pomieszczenia zaraz za nią. Przy stole siedziała Nolee, jedząca właśnie kanapki.

- Co ty masz taki humor? – zapytałam mamę – Wczoraj prawie skakałaś z radości, gdy wróciłam rano.
- Wczoraj wróciłaś od Matta.
- A dziś od Kierana. No i co za różnica? – przyznaję, zachowanie mojej matki mnie irytowało.
- Matt jest twoim chłopakiem.
- A Kieran przyjacielem.

Matka odwróciła się do blatu kuchennego i obrażona zapakowała swoje kanapki. Wychodząc z kuchni mruknęła jedynie „do później”. I wyszła.

- Co ona tak się spięła? – zapytałam Nolee, podbierając jej jedną z kanapek i nadgryzając ją.

Siostra siedziała jedynie w miejscu, intensywnie wpatrując się w to, jak pochłaniam kromkę kęs za kęsem.

- Nol! Co jest z tobą?
- Nic. Tylko… właśnie jesz kanapkę między innymi z sałatą i papryką. – teraz to ja wbiłam w nią wzrok co skłoniło ją do rozwinięcia myśli. – Ty nie lubisz sałaty i papryki.
- Och.

To absolutnie zupełnie mega dziwne (!!) kiedy ktoś mówi ci o twoich nawykach żywieniowych.  Teraz kiedy jadłam tą kanapkę, nie czułam, żebym miała coś przeciwko sałacie i papryce. Odłożyłam jednak niedokończoną kanapkę i sięgnęłam po inną:

- To wezmę tą z szynką. – zażartowałam.
- Ta, pewnie, ponadgryzaj wszystkie. – zaśmiała się siostra.
- Nie no, dokończę już tą co zaczęłam. Teraz chyba nie mam nic do sałaty i papryki.
- Mama się ucieszy. – zachichotała Nol.
- Właśnie. Mama. O co jej chodziło? Zwłaszcza z tym „znowu się zaczęło”?
- Eee… - odwróciła wzrok.
- Nolee, obiecałaś mi mówić o wszystkim, o co zapytam!
- No cóż. Po prostu… nie pierwszy raz się zdarza, że nocowałaś u Kierana.
- Ech, czy matka musi wypominać mi rzeczy, które działy się w dzieciństwie? – oburzyłam się.
- To nie do końca tak… widzisz… - Nolee spojrzała na mnie przepraszająco – Ty do tej pory u niego nocujesz. W sensie, mimo że jesteś z Mattem to się nie przestało zdarzać… nieraz było tak, że wracałaś z nim pijana i to u niego spałaś. Albo… no zawsze jak się pokłócisz z Mattem to… no zawsze przyjeżdżasz do Kierana i spędzasz u niego noc… Ale Aideen! – nagle zmieniła głos na wyższy – To nie jest tak, że ja cię osądzam, to przecież nie znaczy, że zdradzasz z nim Matta czy coś, ja nie wiem co wy tam robicie, może tylko gadacie, przecież znacie się milion lat,  ale no… sama widzisz jak to wygląda. I dlaczego mama tak reaguje.
- Kurcze… faktycznie może wyglądać dziwnie.

 GONITWA MYŚLI! MAM GONITWĘ MYŚLI!!! O co w tym wszystkim chodzi?

Zdecydowałam się jednak, że będzie o wiele prościej zapytać Nol co o tym myśli:

- Myślisz, że ja… - najprościej, ale jednak trochę głupio mi było zadać to pytanie – myśli, żeeee… No że mogę zdradzać Matta?
- Szczerze? – skinęłam głową, a Nol przez chwilę się zamyśliła – Nie mam pojęcia, Ax. – powiedziała poważnie –Naprawdę nie wiem. Zawsze twoje relacje z Kieranem były… niejasne dla innych.

W tym momencie przypomniał mi się mój dzisiejszy sen. … …  Postanowiłam jakoś podpytać o to moją siostrę.

- Ale… Nolee, a czy ja i Kieran kiedyś…
- Tego też nie wiem. – przerwała mi. – Nigdy nie mówiłaś o swojej relacji z Gibsym. Naprawdę, nie potrafię ci nic o tym powiedzieć. Musisz zapytać jego. Tylko wy dwoje wiedzieliście co jest między wami.

Zauważyłam, że Nolee jakoś tak… peszy się, mówiąc o Kieranie. Może jednak coś wie, a nie chce powiedzieć…

- Teraz muszę już iść, bo się spóźnię. – nagle zerwała się z miejsca – Pa, Ax.


I zostawiła mnie z moimi myślami w samym środku kuchni.
Czy mogłabym zdradzać Matta z Kieranem… Nieee, co to w ogóle za pomysł! Przecież Gibsy jest moim przyjacielem… NIE, no po prostu no nie!

Świruję zwyczajnie od tego wszystkiego! Tak. To jest odpowiedź!

_____________________________________________________________________
OD AUTORKI: oto i jest kolejny odcinek =) Głównie retrospekcyjny, ale przecież i takie są istotne, zwłaszcza przy utracie pamięci x) Mało tutaj Matta, co ucieszy co niektórych (xD żadna aluzja) i dużo Kierana. Spodziewajcie sie kolejnego odcinka już niedługo, bo prawie cały już jest napisany. A póki co - komentujcie, piszcie swoje przemyślenia czy co tam chcecie. 
Buźź ;* 

sobota, 16 marca 2013

10. I'll be there for you, cause you're there for me too...



Muzyka



Pół poranka spędziłam na rozmyślaniu o co chodziło w moim śnie.

Właśnie.

 Sny.

Odnoszę wrażenie, że stają się one coraz dziwniejsze, czasami aż obawiam się zasnąć, bo kto wie co tym razem mi się przyśni?

Wyłączając moje rozkminy nad podświadomością, początek dnia był bardzo miły. Matt zrobił mi śniadanie do łóżka, a później odwiózł do domu.

Kiedy przechodziłam obok kuchni, nie mogłam nie zauważyć mojej mamy, która niemal tańczyła z radości. Gdy ja próbowałam przemknąć niezauważona, ona wyskoczyła radośnie na korytarz:

- Cześć kochanie!

Poczułam się jak piętnastolatka, która pierwszy raz spędziła noc poza domem… O Jezu, ja nawet nie pamiętam kiedy spędziłam swoją pierwszą noc poza domem. Tym bardziej nie pamiętam mojej pierwszej nocy z facetem. Booooże, nienawidzę mojej pamięci. A właściwie jej braku. To takie dziwne…

- Nocowałaś u Matta? – twardo kontynuowała moja rodzicielka.

Tak, mamo. Nocowałam u Matta. Uprawialiśmy seks. Opowiedzieć ci w jakich pozycjach? Bo wiesz, to było całkiem zabawne, biorąc pod uwagę to, że mam prawą nogę do połowy w gipsie.

- Yhyyy. – mruknęłam. – Chciałabym się teraz na trochę położyć…
- Nie wyspałaś się, kotku?

Ona poważnie dąży do tego, żebym użyła słowa „seks”?
Skinęłam jedynie głową i ruszyłam po schodach. Kiedy znalazłam się na piętrze, moja siostra niemal wrzuciła mnie do mojego pokoju. Zamknęła ze sobą drzwi i zapytała zaskoczona:

- Byłaś u Matta? – kiwnęłam głową – No i… wy… ten teges?

Następna. Boże, z kim ja mieszkam.

- Nolee…
- No mów! Jestem twoją siostrą, nie matką!
- No… no tak… - sapnęłam, siadając na łóżku.  
- O rajciu!!! – Nolee aż podskoczyła.
- Czego się cieszysz? Przecież obie wiemy że, Matt jest przystojny, inteligentny, opiekuńczy… Idealny.- mimowolnie się uśmiechnęłam.
-  Chyba na poważnie cię trafiło! – zaśmiała się Nol.
- Jak to „trafiło” ? To nic nowego. Przecież jestem z nim od jakiś 4 lat!
- No… ee.. no o to mi chodziło! – tłumaczyła siostra – Wiesz, że takie ochłodzenie, a teraz tak jakby na nowo wybuch pełni uczuć!
- Wybuch pełni uczuć? – zaśmiałam się – Siostra, odstaw komedie romantyczne.
- Nie czepiaj się! Zgrywasz twardzielkę, a po twarzy błąka ci się przygłupawy uśmieszek.
- Idź do szkoły, dzieciaku.

Rzuciłam w nią poduszką, a on od razu ją odrzuciła.  Wytknęła język i zniknęła za drzwiami. Opadłam na poduszki. Czego ona się tak cieszy? Głupiutka! Ale ten tekst o ochłodzeniu…

Sięgnęłam po mojego netbooka. Muszę mieć przecież jakieś zdjęcia z Mattem!

Bez problemu znalazłam folder o nazwie „Ja i Matt”. Zobaczyłam w nim kilkanaście innych folderów oznaczonych datami. Przejrzałam kilkadziesiąt zdjęć z różnych wydarzeń i cóż… muszę przyznać Nolee rację. Na większości wyglądamy jak stare małżeństwo. Niby objęci, niby uśmiechnięci, ale jacyś tacy… jakby znudzeni sobą.
Patrząc na wczorajszy dzień, faktycznie można powiedzieć, że przechodzimy jakiś renesans związku.
To chyba dobrze, nie?

***

Wieczorem, kilka minut po ósmej, zwlokłam się ze schodów. Chciałam udać się od razu do ogródka, ale w korytarzu natknęłam się na mamę.
Czy ona tylko czeka, aż się wynurzę z pokoju? Mam takie wrażenie.

- Wybierasz się gdzieś? – spytała.
- Eee… Do ogrodu.
- Po co? - uniosła brew z surową miną.
- Marie – wtrącił, przechodzący z salonu do kuchni, tata – Jesteś jakimś policjantem?

Zachichotałam mimowolnie.

- Wiedziałam. – pokręciła głową zniesmaczona – Wiedziałam, że dobiegające stamtąd hałasy nie wróżą nic dobrego.
- Mamo, proszę… - zabrzmiało trochę jak „bitch, please.”

Wzruszyłam ramionami i wyszłam na chłodne, wieczorne powietrze.  
Brrrr.

Trzeba było wziąć bluzę. Ale jak pomyślałam sobie jaką pracę będę musiała wykonać, żeby z moją złamaną nogą doczłapać się do pokoju i wyjąć coś ciepłego z szafy… no nie. Wolę już trochę zmarznąć.

Spojrzałam w lewo, do ogródka Wheelerów i zobaczyłam moich kumpli siedzących przy małym stoliku. Małym stoliku zastawionym butelkami piwa, co warto zaznaczyć.
Wszyscy trzej przyjaciele uśmiechnęli się na mój widok. Pokuśtykałam do dziury w żywopłocie. Chłopaki od razu zdeklarowali się, że mi pomogą, ale nie, ja i moja durna duma. Podniosłam ręce w obronnym geście i głośno zakomunikowałam: „Poradzę sobie!”

Przechodzenie przez tą dziurę, zajęło mi jakieś 5 minut. Chłopcy średnio raz na 30 sekund proponowali, że jednak pomogą. Odmawiałam.  Jak się wpakowałam w to gówno, to z niego wyjdę!
Ale trzeba mi przyznać, pewność siebie ani na chwilę nie zniknęła z mojej twarzy. Chłopcy natomiast starali się ukrywać ciche chichoty.
W końcu udało mi się podejść do stołu. Strzeliłam sobie z nimi „high-five” i ciężko opadłam na krzesło.

- Piwko? – Bill uśmiechnął się w moją stronę.
- Weź jej otwórz, a nie się głupio pytasz. – dźgnął go pod żebro Moff – Przecież widać, że się dziewczyna zasapała.

Doyle podał mi otwartą butelkę. Pociągnęłam duży łyk.

- Opowiedzieć ci o dzisiejszym meczu? – zapytał Moff.
- Spoko, w telewizji widziałam jak dostaliśmy w dupę z Norwich… Ale! – prawie krzyknęłam– Ale widziałam, że Wilshere wrócił do składu! Co prawda na razie grzał ławę, ale coś czuję, że w przyszłym tygodniu już wyjdzie na boisko.
- No i już jej się włączył fangirling… - mruknął Kieran.
- Zaraz fangirling! – oburzyłam się – Koleś jest zdolniacha! To nasz przyszły kapitan,  jeszcze chwilę i będzie jednym z najlepszych pomocników na świecie. – broniłam mojego zdania.
- Dalej fangirling. – skwitował Gibsy –  Ale uzasadniony.

Wszyscy się zaśmialiśmy. Popatrzałam na moich przyjaciół i pomyślałam, że to jest to. Piwko, rozmowy o piłce…

- Tego mi było trzeba… -westchnęłam.
- Wiadomka, lepsze zimne piwko z nami, niż wino z tym twoim fagasem! – zareklamował Moff. 
- Skąd wiecie… że piłam… wczoraj wino? – zapytałam między łykami.
- A co ci mógł zaproponować taki „elegancik-spodnie w kancik” ?

Muszę przyznać, że mimo zawartej w nim wrzuty, żart Kierana bardzo mnie rozbawił. Cała nasza czwórka wybuchnęła głośnym śmiechem. 

- Ojejkuu… - aż trzymałam się za brzuch – Ale wy go nie lubicie… - powiedziałam to właściwie ze śmiechem, nie czułam do chłopaków urazu, że nie darzą sympatią mojego chłopaka. Dziwne.
- Nie lubimy takich „białych kołnierzyków” – wytłumaczył Bill.
- I chudzielców. – dodał Moff, między łykami piwka – Koleś ma udo, jak Gibsy ramię.

Znowu wybuchnęliśmy śmiechem.

Czy ja właśnie, razem z moimi kumplami, nabijam się z własnego chłopaka?

Tak.

Co więcej  - ŚWIETNIE SIĘ PRZY TYM BAWIĘ!

Poczułam, że to jest moje miejsce. Między moimi kumplami.
Tak. Z nimi czuję się świetnie.
W tym momencie skrzypnęły drzwi ogrodowe mojego domu. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę, trzymającego ciepłą bluzę. Zszedł po schodkach i podszedł do żywopłotu:

- Przyniosłem ci bluzę, wyszłaś tak lekko ubrana…

 Już uniosłam się na rękach, żeby wstać, ale Doyle mnie uprzedził. Mruknął jedynie  „siedź” i już stał pod płotem. Billy wyciągnął rękę do mojego ojca i uścisnęli sobie dłonie.

- Adam, miło cię znowu zobaczyć.

CZY DOYLE JEST Z MOIM OJCEM NA „TY”?

- Ta. Też ciebie długo nie widziałem, William.

WILLIAM? Czy mój ojciec właśnie zwrócił się do niego pełnym imieniem? Co tu się dzieje?!

- Przyniosłem Aideen bluzę. – kontynuował tata – Jest zimno.
- Masz rację, zupełnie o tym nie pomyśleliśmy. Może lepiej zaraz wejdziemy do środka. – skomentował Billy, odbierając mój ciuch – Adam… a może przyjdziesz na mecz w przyszłym tygodniu? Na Ligę Mistrzów to nie ma już biletów, ale w sobotę na ligowy?
- Nie, dzięki…
- TATO, TATO, CHODŹMY! Ja bardzo chcę! – zachęcałam.
- Właśnie, Adam! Zabierzesz Aideen na mecz. Załatwię wam bilety na trybunę pikników*.
- Tato? – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Przemyślę to. – zakończył rozmowę mój ojciec, poczym odwrócił się i wrócił do domu.
- Dobra, zbieramy się, wbijamy do Gibsy’ego, bo zimno. – machnął w naszym kierunku Doyle.

Chłopcy zaczęli zbierać piwa. Podniosłam się z krzesła, a Kieran popatrzył na mnie:

- Kurde, prawie zapomniałem. Czekaj Ax. To zrobimy tak, Moff i Bill weźcie piwa… – oddał trzymane przez siebie butelki Doyle’owi - … Moff, weź jeszcze to. – podał mu moją kulę.
- A przepraszam, a jak ja wejdę do środka, jak mi Moff zabrał kulę? – zapytałam.
- Spokojnie. – odparł Kieran –  Moff ci zabrał kulę, bo ja cię wniosę.

I kończąc zdanie już trzymał mnie na rękach. Muszę przyznać, że z takim transportem żadne schody mi nie straszne! Mogłabym tak zawsze. Tylko nie wiem co na to Kieran.

Chwilę później byliśmy już w pokoju Gibsy’ego. W pierwszym momencie, gdy do niego weszłam (no dobra, Kieran mnie wniósł) zdawał mi się znajomy… WIEM! Wieeem! Ten pokój mi się śnił! To ten pokój, w którym śniło mi się jak siedząc na łóżku, składam ubrania. Ale numer!
Zostałam posadzona na samym środku łóżka. Po mojej lewej stronie usiadł Moff, po prawej Doyle, a Kieran poszedł zamknąć drzwi i rozsiadł się naprzeciwko mnie. Kolejne butelki zostały otwarte. Nie mogłam już wytrzymać i zapytałam:

- Doyle, dlaczego ty jesteś z moim ojcem na „ty”?
- Heh. – zaśmiał się – Znałem twojego ojca, jeszcze zanim ty przyszłaś na świat, księżniczko.
- Serio? – zdziwiłam się.
- Serio, serio. – zapewnił mnie – A ty lepiej zajmij się przekonywaniem swojego staruszka, żeby wybrał się z tobą na mecz.
- A jak już jesteśmy przy futbolu… - przerwał Kieran – To mamy z chłopakami mały prezent dla ciebie.
- Dokładnie! – potwierdził Moff – Będziesz się mega cieszyć z tej koszulki!
- Moff, pało, to miała być niespodzianka. – wywrócił oczami Billy.
- Eee… - Rudy podrapał się po czuprynie – To dalej jest niespodzianka, bo nie powiedziałem czyja ta koszulka!

Kieran wstał z łóżka i skierował się do szafki. Po chwili wyjął z niej pakunek i położył go przede mną.

- Proszę. To od nas.

Zabrałam się za rozpakowywanie prezentu. Zerwałam kolorowy papier i moim oczom ukazała się piękna, czerwona koszulka Arsenalu. Czym prędzej odwróciłam ją, żeby zobaczyć czyje nazwisko będę nosić na plecach:

- OMG! Koszulka Wilshere’a  z numerem 10!!! Kocham was chłopaki!!!

Nieporadnie uścisnęłam Doyle’a i Moffa. Gibsy’emu posłałam jedynie buziaka, bo z moją nogą ciężko było mi się pochylić w jego stronę. Jeszcze raz rozwinęłam koszulkę i wpatrywałam się w napis z szerokim uśmiechem.

- Dzięki chłopaki, naprawdę. Nie musieliście.
- Co tam, szarpnęliśmy się. – stwierdził Kieran –  Po wypadku, z takimi obrażeniami i tak nie pożyjesz dłużej niż miesiąc…
- WHEELER!!! – rzuciłam w niego poduszką, ale się uchylił.

Zaczęliśmy się głośno śmiać.

- Mówisz tak z zazdrości! – zarzuciłam Gibsy’emu.
- Tak? To patrz!

Kieran wstał z łóżka i podszedł do szafy. Szybkim ruchem zdjął T-shirt, który miał na sobie i wciągnął koszulkę Arsenalu. Btw  jakie on ma ramiona! I jakie absy! Szok!... Ej chwila to mój brat! O braciach się tak nie myśli!
 W tym czasie Kieran obrócił się do nas plecami i zobaczyłam dokładnie taki sam napis, jak na mojej.

- Też sobie taką kupiłem! – krzyknął triumfalnie.
- Ty to akurat powinieneś mieć koszulkę Gibbsa. – zachichotał Moff.

Kieran, nie zwracając na niego uwagi, przeszedł się dumnie po pokoju, co wywołało u nas śmiech. Kiedy skończył swój pokaz, stanął przed lustrem, najpierw zaczął się prężyć, po czym zastygł i wpatrywał się w swoją twarz.

- Ej, czy ja nie jestem podobny do niego?
- Do kogo? – zapytał Moff.
- No do Wilshere’a! Też mam brązowe włosy i oczy. I dołeczki, jak się uśmiecham, a laski na to lecą… No weźcie popatrzcie! – odwrócił się do nas przodem.
- Jakby tak przyciemnić światła… - mruknął Moff.
- I przymknąć oczy… - dodałam.
- To może ktoś by cię wziął za jego dalekiego kuzyna. Bardzo dalekiego. – podsumował Bill.
- A spieprzajcie! Jestem nawet przystojniejszy!

Kieran usiadł ciężko na łóżko z obrażoną miną. Patrząc na jego wyraz twarzy i mając krążący w organizmie alkohol, zaczęliśmy się głośno śmiać.

I tak właśnie wyglądał cały wieczór.

Opróżnialiśmy jedną za drugą butelką. Koło północy zwinął się Billy, a o pierwszej poszedł Moff. Czułam, że na mnie też już pora, ale kiedy wstałam, nie potrafiłam utrzymać pionu.

- Wow, wow, wow! – podbiegł do mnie Kieran i powoli posadził mnie na środku łóżka. – A ty gdzie się wybieraszzzz?
- Muszszzz iść do domku… - wymamrotałam.
- Nigdzie nie pójdzieszzz w takim stanie, bo jeszcze się zabijesz… czy coś. A ja cię nie zaniosę, bo wtedyyy  to na pewno zabijemy się oboje… czy coś.– też był pijany, ale w o wiele lepszym stanie niż ja – Będzieszzz nocować tutej. Siedź, zaraz dam ci jakąś piżamkę. – wyciągnął jakiegoś ciucha z szafy – Proszę.

Wzięłam od niego szary T-shirt.

- Ale Gibsy, ale ty mi muuuusisz pomóc. – wskazałam na spodnie.

Kieran pomógł mi ściągnąć moje dresy. Po chwili szybko zdjęłam swoją bluzkę i wciągnęłam koszulkę. Zaciągnęłam się jej zapachem.

- Pachnie proszkiem…  - westchnęłam smutno.
- A czym ma pachnieć? – zaśmiał się Gibsy.
- No… tobą. – odpowiedziałam szczerze.
- Poczekaj. – Gibsy ściągnął swoje spodnie i koszulkę. W samych bokserkach ułożył się obok i przytulił  mnie do siebie.
- Teraz możesz mnie wąchać do woli… Taa… Czekaj…  to było trochę creepy.

Zaśmialiśmy się oboje.

- Kieran… nie chce mi się spać… - mruknęłam.
- To owieczki licz…

Lekko odsunęłam się od niego i zaczęłam jeździć palcem po jego brzuchu.

- Razzz, dwaa, szyy…
- Czy tam licz co sobie chcesz, mogą być i moje mięśnie – zaśmiał się.

Sama nie pamiętam, kiedy zasnęłam.

___________________________________________________________________

piknik - kibic bierny, nieuczestniczący w dopingu, który na mecz przychodzi tylko rekreacyjnie, żeby czymś zająć sobie czas.

____________________________________________________________________
OD AUTORKI: Oto i kolejny odcinek składam na ręce Wasze ;) Mówcie co sądzicie, dzielcie się przeżyciami xD
Buuuuź ;* ;* ;* 

niedziela, 10 marca 2013

09. I ain’t goin’ to push, won’t push you baby. So come on...





- Gibsy, śpisz? – mruczę zaspana i rozchylam powieki.

I w tym momencie dostrzegam, że przecież leżę w moim łóżku z Mattem! W popłochu zaczęłam przyglądać się jego twarzy, ale na szczęście nie słyszał.  Spał w najlepsze.

O mój Boże!

 Omal nie popełniłam największego błędu świata!

Jak dobrze, że Matthiew tak twardo śpi!

To wszystko przez ten sen! Co to za idiotyzm, spać w łóżku ze swoim facetem i śnić o spaniu z przyjacielem! Moja wyobraźnia płata mi niezłe psikusy. Już wolę żeby serwowała mi jakieś flashbacki.
Niby nic takiego mi się nie śniło, zwykłe spanie w jednym łóżku, ale… jednak była w tym jakaś taka czułość, która sprawiała, że było to jakieś takie mało… przyjacielskie.
Przecież Kieran jest jak dla mnie jak brat! Traktuję go na równi z Nolee!

- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – mruknął Matt, powoli otwierając oczy.
- Eee.. tak sobie na ciebie patrzałam... 
- To ponoć romantyczne, kiedy się przyglądasz drugiej osobie jak śpi. -  Matthiew uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie.

Chciałam się do niego przytulić, ale kiedy się przysunęłam, Matt uderzył mnie w gips.

- AŁA!- krzyknęłam odruchowo.
- O Boże, Aideen, przepraszam cię najmocniej, nie chciałem! – narzeczony zerwał się z miejsca i zaczął  machać bezradnie rękami.
- Nie, okej, okej. – uspokajałam go. – Nic się nie stało. – no dobra, skłamałam mu, trochę mnie zabolało. – Matt, sama o tym zapomniałam. Już ok.

Usiedliśmy na łóżku.
No cóż, jeśli Matt próbował zbudować jakąkolwiek atmosferę, to z momentem kopnięcia, poszła się bujać. 

Przez chwilę siedzieliśmy patrząc przed siebie. Nie wiedzieliśmy czym mielibyśmy się teraz zająć.
Mój chłopak posłał mi przepraszający uśmiech. Sięgnął po swój sweter, która sama nie wiem kiedy zdjął. Wciągnął go przez głowę:

- Będę się zbierał.
- Okej. – właściwie nie wiedziałam, czy mam to jakoś skomentować.
- A co do… - zaczął wstając z łóżka –  co do rozprawy to… Może pojadę z tobą jutro do sądu, co? Chyba, że…
- Bądź tu o czternastej.
- To do zobaczenia. – podszedł i cmoknął mnie w policzek na pożegnanie.

Uśmiechnęłam się do drzwi, które się za nim zamknęły.

Moment…

Kto mu powiedział o rozprawie?!

***

Nigdy w życiu moje nogi nie trzęsły się tak bardzo. Jadąc z Mattem do sądu, czułam, że wpadam w stan jakiejś paniki.  Mimo że powtarzał mi („I mówię ci to jako przyszły prawnik, Aideen!” –Matt), że zaświadczenie od neurologa właściwie zwalnia mnie z wszelkich wyjaśnień, to jednak. Heloł. To jest sąd.
Kto byłby spokojny i opanowany w takim momencie?!

Sama rozprawa minęła mi jak z bicza strzelił. Właściwie nie wiem, kiedy się skończyła. Hop siup, zaświadczenie i bum. To tyle. Dostałam tylko jakiś tam mandat i tyle. No może nie jakiś, w końcu muszę go zapłacić, ale bałam się, że kara będzie wyższa.

Wyszłam z sali w towarzystwie Matta. Ku mojemu zaskoczeniu, na ławce w holu siedzieli, jak gdyby nigdy nic, Gibsy, Billy i Moff. Na mój widok poderwali się ze swoich miejsc.

- A co wy tu robicie?

Zadałam to pytanie jednocześnie z Mattem. Tyle że w mojej wersji mogło równie dobrze brzmieć „A co wy robicie, kochani?”, a w wersji Matta: „co wy tu kurwa robicie?”.

- Jak to co robimy? – rozłożył ręce Billy – Czekamy na wynik twojej rozprawy!

Jacy oni są kochani! Moją reakcją nie mogło być nic innego niż ciepły uśmiech.  Krótko streściłam im przebieg rozprawy oraz jej wynik. Twarze moich przyjaciół przyozdobiła radość.

- Ufff! To zajebiste nowiny! – sapnął Moff.
- A jeśli nie masz na razie kaski na mandat, to nic się nie martw. My z chłopakami się złożymy. – zaproponował Kieran – A oddasz nam, jak już wrócisz do pracy.

Na te słowa oburzył się Matt:

- Absolutnie n…

Ale ja nie zważałam na to co mówi i weszłam mu w słowo:

- DZIĘKI CHŁOPAKI! Wielkie dzięki!... Ale… - zmarszczyłam brwi – Dobra, to będzie głupie pytanie, ale gdzie ja właściwie pracuję?
- Dlaczego zaraz głupie? – pokręcił głową Moff – Przecież wiemy, że masz dziurki w mózgu.– mimo przykrej prawdy zawartej w tym stwierdzeniu, nie mogłam inaczej na to zareagować, jak tylko wybuchnąć śmiechem.
- Pracujemy w sklepie odzieżowym. – uśmiechnął się Gibsy.
- Razem? – dopytywałam.
- Tak. A Moff to też czasami tam pracuje, ale on tylko dorywczo.
- Tiaa.. ale ja to już chyba nie pracuję, bo przecież nie zaniosłam żadnego zwolnienia, ani nic, nie miałam do tego głowy zupełnie…
- Spokojnie, Ax, nic się nie martw. Załatwiłem to. – uspokajał mnie Kieran – O wszystkim poinformowałem szefa. Sprawdziłem też, że gips na nodze z reguły ma się od 4-6 tygodni, więc sprowadzili tam jakąś laskę na zastępstwo, ale to jakaś kompletna fajtłapa, więc twoja posada jest raczej niezagrożona.
- Dzięki Gibsy! – rzuciłam się mu na szyję, co wywołało skwaszoną minę stojącego obok Matta.
- No to co? Piweczko? – wtrącił Moff.
- Chętnie! – odpowiedziałam bez namysłu.
- Aideen, kochanie, mieliśmy iść na obiad i do kina… - przypomniał mi Matthiew pretensjonalnym tonem.
- Ojej, rzeczywiście. – klepnęłam się w czoło, poczym zaczęłam je masować, bo sama sobie sprawiłam ból – Przepraszam was, chłopaki, obiecałam to Mattowi, bo nie widziałam, że przyjdziecie. Może innym razem…
 - Nie no, jasne, jasne, to my tu wyskoczyliśmy nieplanowani… - mruknął smutno Billy.
- Nie wierzę, że wolisz iść na obiad z tym nudziarzem, niż z nami na piwko. – obruszył się Moff, za co od razu dostał z bara od Gibsy’ego.

Pożegnałam się z chłopakami, a Matt chwycił mnie pod ramię, jakbym była jego własnością i właściwie wyprowadził mnie z budynku sądu siłą. Spoko, rozumiem, że to był taki pokaz siły, ale cholera, ja nie jestem przedmiotem! Naprawdę chciałam spędzać czas z Mattem, ale nie chciałam rezygnować ze spotkania z chłopakami, więc gdy tylko znalazłam się w samochodzie, od razu wyciągnęłam telefon i napisałam do Kierana:

Nie chciałam tego proponować w obecności Matta, bo zdechłby ze złości – Co powiecie na twój ogródek, jutro  o 8pm? xoxo Ax
Heh. Konspiracja w stylu <<starej Ax>>. Mówimy bardzo głośne TAK! xoxo


***

Matt zabrał mnie do naprawdę ładnej restauracji. Podobała mi się. Skórzane wygodne fotele, do tego stoły z ciemnego drewna. Kelner latał przy nas tak, jakby od tego zależało jego życie. Zamówiliśmy makaron o jakiejś „fifarafa” nazwie. Muszę przyznać – naprawdę udał się Mattowi ten lunch. Początkowo atmosfera nie była zbyt cudowna, bo próbowałam podpytać Matthiew kto poinformował go o rozprawie, ale on był przekonany, że to ja mu o niej wspomniałam, więc nie drążyłam tematu.
Kiedy szliśmy objęci przez parking, przypomniała mi się jedna rzecz, którą chciałam zrobić.

- O kurczę, Matt, musimy wrócić!
- Ale moje auto stoi tu blisko. Zapomniałaś czegoś z restauracji? Mam tam iść?  – spojrzał na mnie pytająco.
- Nie. Eee… To znaczy… Chciałam kupić papierosy. – westchnęłam.
- Papierosy? Kochanie, to niezdrowe. – Matthiew przybrał terapeutyczny ton.
- Ale… ale…

W tym momencie przypomniał mi się mój niedawny sen, w którym o coś prosiłam Matta. Postanowiłam wypróbować zastosowaną tam technikę. Podeszłam bliżej do chłopaka i złapałam go za szyję obiema dłońmi. Spojrzałam mu w oczy, robiąc słodką minę i poprosiłam:

- Ale Matt, proszę cię bardzo, bardzo, bardzo.
- Aideen… - pokręcił głową niepewnie.
- Mattie, proszę cię, noo, obiecuję, nie będę dużo palić. Może nawet rzucę! – widziałam jak jego wyraz twarzy zmienia się z każdym moim słowem –  Ale teraz w tym stresującym czasie naprawdę jest mi to potrzebne. Tyle nowych, ale przecież starych informacji. Informacji o mnie! Czasami się w tym wszystkim gubię… Muszę mieć coś, co mnie odpręży.
- Ale… Aideen… Ech, no dobrze. Masz tu klucze do samochodu, wsiądź i poczekaj, polecę po te papierosy.
- Dziękuję. – cmoknęłam go – Matt jesteś najwspanialszym chłopakiem na świecie!

Mój narzeczony odwrócił się i pobiegł do pobliskiego sklepiku. A ja, wsiadając do auta, myślałam: „Kurczę, to zadziałało! Zadziałało! Mogę go skłonić do wszystkiego!”

***

 Następnym punktem naszej wycieczki było kino. Usiedliśmy w kącie sali, zaopatrzeni w paczki popcornu i colę. Matt był podekscytowanym tym filmem, od razu zauważyłam, że bardzo chciał go obejrzeć, aż go nosiło na tym fotelu. Nie mógł się doczekać początku seansu. W końcu rozsiadł się wygodnie, objął mnie ramieniem i wbił wzrok w srebrny ekran.

Po 20 minutach projekcji byłam przekonana, że widziałam już tę produkcję. Pochyliłam się do mojego chłopaka i szepnęłam mu do ucha:

- Matt, nie chcę ci psuć zabawy, ale ja już chyba widziałam ten film.
- Aideen, kochanie, on jest na ekranach od kilku, może kilkunastu dni, nie byliśmy w kinie w tym czasie.

No tak. Musiałam coś pomylić.

Wróciłam do śledzenia wydarzeń na ekranie. Jednak z kolejnymi minutami nabierałam coraz to większej pewności, że ten film jest mi znany. W końcu, w połowie projekcji do głowy wpadło mi króciutkie wspomnienie – siedzę w pełnej sali kinowej, obok mnie Gibsy i Moff, zaśmiewamy się z jakiegoś żartu i rzucamy w siebie popcornem…

Oczywiście, że widziałam ten film! Wiedziałam!

Już chciałam się podzielić moim odkryciem z Mattem, kiedy dotarło do mnie, że on najwyraźniej nie wie o moim wypadzie do kina z kumplami. Więc może lepiej, żeby dalej o tym nie wiedział.

- Matt, masz rację. Teraz jak tak patrzę, to na pewno pomyliłam ten film z jakimś innym. – postanowiłam się wytłumaczyć.

Po tym wyznaniu, mój chłopak spojrzał na mnie z pobłażliwym (!!!)  uśmiechem. Świetnie. Wyszłam na idiotkę. Ta jego mina, tak mnie zirytowała, że aż miałam ochotę wygarnąć mu, że jednak nie, że to chłopcy zabrali mnie na premierę tego filmu, ale w porę się opanowałam. Z jakiś przyczyn „poprzednia ja” mu o tym nie powiedziała. Niech tak zostanie.
Postanowiłam, że grzecznie wysiedzę do końca.

Po seansie Matthiew zaproponował, żebyśmy na chwilkę pojechali do naszego mieszkania na George’s Road. Zgodziłam się, bo i czemu miałam się nie zgodzić.

I nie pożałowałam.

ZUPEŁNIE nie spodziewałam się tego, co tam zobaczyłam!

Kiedy przekroczyłam próg i zapaliłam światło, moim oczom ukazał się salon. Ale co tam się działo! Sofa i szklany stolik obsypane były płatkami róż. Na tym ostatnim stała butelka czerwonego wina i dwa smukłe kieliszki. Przez pierwsze pięć minut patrzyłam na tą scenerię z rozdziawioną buzią, aż w końcu ocknęłam się, odwróciłam się do narzeczonego i westchnęłam:

- Mattie… To takie piękne!
- Usiądź sobie. –uśmiechnął się i wskazał na sofę.

Pokuśtykałam na kanapę, a Matthiew poszedł do kuchni otworzyć wino. Kiedy ja głaskałam płatki róż leżące obok mnie na sofie, Matt wrócił z otwartą butelką i zabrał się za napełnianie kieliszków. Z uśmiechem podał mi moją lampkę pełną czerwonego płynu. Gdy napełnił swój kieliszek, odłożył butelkę i wzniósł toast. Upiliśmy trochę wina, a muszę przyznać , było bardzo dobre. Mój chłopak uśmiechnął się do mnie nieśmiało i zapytał:

- Podoba ci się?
- Mattie, to wszystko jest takie wspaniałe! Wino, płatki róż… to wszystko jest takie romantyczne-erotyczne!
-Och, ee – speszył się – Ja nie chciałem, żebyś to tak odebrała…
- Przecież to oczywiste. – wtrąciłam.
- Ale ja...
- Ale ja – znowu mu przerwałam uśmiechając się zalotnie – nie powiedziałam, że to coś złego…
- Nie?

Przysunęłam się i pocałowałam go. Matt najpierw nieśmiało oddał mi pocałunek, ale później nabrał pewności. Objął mnie czule, jedną rękę trzymając na moich plecach, a drugą zatapiając we włosy. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że gdyby Matt nie był tak przystojny, to pewnie nie siedziałabym z nim tutaj. Muszę to przyznać, jestem szczęściarą, mając takiego faceta.

Zaczęłam rozpinać jego koszulę, powoli, guzik po guziku. Nagle Matt oderwał się ode mnie i powiedział:

- Aideen, ale ja nie chcę niczego przyspieszać, jeśli nie chcesz to…
- Matt – wzięłam jego twarz w dłonie i uśmiechnęłam się lekko – to ty mi rozpinasz koszulę, czy ja tobie?
- Heh. – zachichotał pod nosem – No tak.
- Chodź.

Wstałam z miejsca i wyciągnęłam rękę do Matta. On uśmiechnął się, wstał i ujął moją dłoń w swoją. Odwróciłam się i kuśtykając (co raczej było mało seksowne, ale najwyraźniej mu nie przeszkadzało) zaprowadziłam go do sypialni…

_____________________________________________________________________________
Dreamin'


Mam na sobie sportowy dres.
Stoję na brzegu lasu.
Chociaż nie, to bardziej zagajnik.
Wiem, że muszę w niego wbiec.
Jogging?  Nie. To po coś innego tu jestem.
Ale jeszcze nie wiem po co.
Wiem, że mam zadanie.
Zadanie jest proste, muszę przebiec leśną dróżką na drugi koniec. I już.
Jednak denerwuję się.
To zadanie… mam poczucie, że wykonuję je pierwszy raz.
Czuję jak adrenalina krąży mi w żyłach. Jak opływa cały organizm. Adrenalina, ale i podekscytowanie.
Poprawiam bluzę, włączam muzykę w słuchawkach i zaczynam trucht.
Biegnę wolno i rozglądam się między drzewami.
Po kilku chwilach, w oddali dostrzegam jakiś mężczyzn.
Czuję jak serce podchodzi mi do gardła.
Ale biegnę dalej.
Jestem coraz bliżej.
Widzę ich wszystkich, mogę ich policzyć.
Nie, moment.
 Ja MAM ich policzyć.
Wszyscy ubrani są w sportowe stroje, rozciągają się. Przyglądam się im, wyłapuję jak najwięcej informacji.
To jakiś obóz sportowy czy co?
 W końcu jestem bardzo blisko.
Wysyłam im przepraszający uśmiech, mówiący „ja nic nie widziałam” i biegnę dalej. Ale ten przepraszający uśmiech to część roli, ja MIAŁAM tak zrobić.
Podczas dalszego biegu czuję jak ciśnienie ze mnie schodzi.
Jak opada adrenalina.
Kiedy wybiegam z zagajnika, automatycznie sięgam po telefon.
Wybieram numer Billa Doyle’a.
Przykładam telefon do ucha i odczekuję chwilę.
- Halo?
- Done. 20, czysto, bez sprzętu, rozgrzewają się.
- Dzięki, Ax.
Rozłączając się, uśmiecham się szeroko do telefonu.

 ______________________________________________________________________

 OD AUTORKI: Trochę musiałyście poczekać na odcinek, bo, przyznam szczerze - zacięłam się. Ale jest już ok, powstało to, co Wam tu przekazuję. :D Nie lękajcie się i komentujcie ;) 
Buuuuuuziaki ;*