Spałam bardzo długo i obudziłam się dopiero następnego dnia
rano. Bardzo pomogło mi to zregenerować siły i mimo że obolała, czułam się
całkiem wypoczęta.
Wypoczęta na tyle, że nie zaprzątałam swojej głowy dziwnym
snem.
Chyba się do nich przyzwyczaję po prostu…
Przebranie się zajęło mi sporo czasu, ale nie traciłam
energii. W końcu zebrałam się, żeby zejść na śniadanie. Strasznie męczyło mnie schodzenie po schodach. Na szczęście,
kiedy byłam na półpiętrze, bez żadnego pytania, Nolee po prostu złapała mnie
pod ramię i pomogła mi zejść. Razem weszłyśmy do kuchni.
- Witam, moje księżniczki! Jak dobrze znowu siadać do
śniadania tak rodzinnie!
Mamę bardzo ucieszył nasz widok. Wskazała nam miejsca do
siedzenia i kontynuowała przygotowywanie posiłku. Tata siedział już za stołem kuchennym
i przeglądał prasę. Ja i Nolee dosiałyśmy się do niego.
- Cześć dziewczynki. – mruknął zza gazety.
Po chwili musiał ją jednak złożyć, bo mama podała nam
omlety. Na początku wszyscy jedli ze smakiem nie odzywając się za dużo, jednak
w końcu postanowiłam przerwać ciszę.
- Chciałabym dziś podskoczyć do mojego mieszkania.
- Podrzucę cię po pracy. – od razu zadeklarował tata.
- Po co, córeczko? – zapytała mama.
- Noo, skoro znowu mam tu mieszkać potrzebuje moich rzeczy
osobistych… ubrań, laptopa i takich tam.
- No tak, no tak. Na szczęście George’s Road jest blisko.
Kilka minut autem.– uśmiechnęła się mama – Nie chciałaś wyprowadzać się zbyt
daleko od domu rodzinnego. – dumnie pokiwała głową.
- Eee – zmarszczyłam czoło –
Przeniosłam się na George’s Road bo stamtąd mam bliżej na stadion
Arsenalu. – sprostowałam.
- Te łobuzy ci tak powiedziały?! – matka zesztywniała. –
Naopowiadali ci głupot, bo…
- Nie, sama to wiem. – przerwałam mamie – Po prostu…
pamiętam.
Moje słowa zawisły w powietrzu. Po twarzy mojej rodzicielki
przebiegł cień. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, po czym skwitowała:
- To prawda, racja, tak. Ale to, że stamtąd masz bliżej na
stadion, nie wyklucza, że nie chciałaś się od nas zbytnio oddalać. – jej głos znowu
obrał miły ton, a na jej twarz znów wpłynął uśmiech – Takie dwa w jednym,
złotko.
- No tak. – odpowiedziałam jej uśmiechem. – Najlepsze
możliwe rozwiązanie.
Wróciłam do jedzenia, by nie musieć kontynuować tej dziwnej
rozmowy. Bo ona była dziwna. Jedna rzecz jest dla mnie absolutnie czytelna. Mama
szczerze nie lubi moich kolegów. Ale coraz bardziej odnoszę wrażenie, że
próbuje też wyidealizować nasze stosunki rodzinne. Próbuje mi pokazać jaką to
nie byliśmy kochającą się rodziną, co moim zdaniem jest trochę głupie. Pewnie
byliśmy rodziną jak każda inna, a moja mama po prostu ma problem z tym, że już
się wyprowadziłam i próbowałam żyć na własną rękę.
Echh, matki.
Zawsze ciężko im zrozumieć, że ich dzieci kiedyś dorastają.
- Aideen, jest jeszcze jedna sprawa… - przerwała ciszę mama.
- Słucham.
- Widzisz… ani mi, ani tacie nie udało się dziś wziąć
wolnego, więc…
- Mogę z nią zostać w domu! – od razu zareagowała Nolee.
- Nolee, ty MUSISZ chodzić do szkoły! Nie chcesz mieć chyba
problemów jak… jak… - tu mama zawiesiła głos, jakby chciała powiedzieć coś, z
czego zdecydowała się zrezygnować – jak słabi uczniowie. Nie jesteś słabą
uczennicą.
- To co z Aideen? – odparła Nolee.
- Ja mogę zostać sama. – moją twarz przyozdobił krzywy
uśmiech – Pewnie i tak głównie będę spać.
- Na pewno?
W obliczu tego, że jednak czuję się tu trochę obco, naprawdę
na rękę będzie mi, jak sobie wszyscy pójdziecie.
- Tak, mamo, na pewno. Zajmijcie się swoimi sprawami. Nie
chcę, żeby ktoś miał przeze mnie problemy.
- To coś nowego… - mruknął tata.
- Adam! – od razu zganiła go mama. – Ojciec jak zwykle
przynudza. – dodała, patrząc na nas.
O ile Nolee nie przejęła się zupełnie tym co mruknął tata,
ja się tym zainteresowałam. Jak miałam to rozumieć? Wydaje mi się, że było to
skierowane bezpośrednio do mnie. Powiedziałam, że nie chcę sprawiać problemów,
co wywołało komentarz, że „to coś nowego”. Czyżbym w przeszłości sprawiała
kłopoty?
- Aideen, mówię do ciebie. – usłyszałam głos mamy.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
- Mówiłam, że wolałabym żebyś nie wychodziła do ogrodu.
Wiesz, jest dziś… jest dość zimno.
- Oh, jasne.
Wstałam od stołu i poszłam do salonu, usiąść przed
telewizorem. Oglądałam jakiś głupi program, gdy po 10 minutach z domu wyszedł
tata. Po kolejnych 5, mama i Nolee zbierały się do wyjścia. Kiedy stały już
przy drzwiach, siostra nagle sobie o czymś przypomniała.
- Mamo, zapomniałam telefonu! Idź już do auta i powiedz tacie, żeby jeszcze
chwilunię poczekał, ja zaraz przyjdę.
Gdy nasza matka wyszła, Nol pobiegła do swojego pokoju. Po
chwili usłyszałam jak zbiega po schodach. Wpadła do salonu i czymś we mnie
rzuciła. Zdjęłam materiał z głowy.
- A to co?
- Przyniosłam ci bluzę – odpowiedziała siostra – żebyś mogła
iść do ogrodu, zawsze lubiłaś tam siedzieć.
- Mama mówiła, ze jest za zimno. – odruchowo złożyłam bluzę
w kostkę.
- Wcale nie jest aż tak chłodno. Matka pewnie zabroniła ci
tego z innego powodu. – puściła do mnie oczko.
- Jakiego?
- Hmmm. – Nolee uśmiechnęła się cwaniacko – Dowiesz się jak pójdziesz
na huśtawkę.
I już jej nie było.
Hmm, kolejna zagadka. Z jednej strony intryguje mnie co
zastanę w ogrodzie, z drugiej jestem zła na Nol, że mi zwyczajnie nie
powiedziała o co chodzi. I tak mam już nadmiar zagadek w moim obecnym życiu… No
i z resztą… Komu wierzyć? Mamie, że
faktycznie zupełnie zwyczajnie nie chciała żebym się zaziębiła? Czy może Nolee,
która uważała, że nasza rodzicielka ma w tym inny interes? Nie dowiem się dopóki… nie pójdę do ogrodu.
Wciągnęłam na siebie bluzę dresową i złapałam za kule.
Pokuśtykałam w stronę końca korytarza. Chwilę siłowałam się z zamkiem, aż w
końcu drzwi ogrodowe stanęły przede mną otworem. Zobaczyłam wydzielony płotem
kwadratowy kawałek trawy, która była zgniłej barwy– w końcu mamy już
październik. Pod płotem stało kilka drzewek, które kiedyś chyba miały rodzić
jakieś owoce. Od sąsiednich ogródków, oddzielał nas żywopłot. Po mojej prawej
stronie, przy murze stały poskładane stół i kilka krzeseł. Natomiast na środku
naszego własnego kawałka zieleni stała spora huśtawka – taka na dwie lub nawet
trzy osoby. Zanim zeszłam po schodkach, cofnęłam się do korytarza i między
drzwi a framugę wcisnęłam kapeć Nolee. Coś podpowiadało mi, że bezpieczniej
będzie, jeśli tak właśnie zrobię. Powoli zeszłam po schodkach i skierowałam się
w stronę huśtawki.
Nie bez stękania opadłam na nią i zaczęłam się powoli huśtać
zdrową nogą. Wystarczyło mi pięć minut takiego relaksu, by zrozumieć, że
rzeczywiście mogłam to uwielbiać. Siedziałam z przymkniętymi oczami, gdy moją
chwilę zapomnienia przerwał trzask drzwi ogrodowych. Od razu skierowałam wzrok
na wprost, jednak to nie moje drzwi ogrodowe zaskrzypiały. W tym momencie usłyszałam
znajomy głos:
- Oh, jakże miło zobaczyć tu znowu moją ulubioną
sąsiadkę.
To był Kieran!
- Ojej! Nie widziałam, że tu mieszkasz.
Teraz zupełnie mi się rozjaśniło, dlaczego moja matka nie
chciała, żebym wychodziła do ogrodu. Nie chciała, żeby spotkała Gibsy’ego.
- Widzę, że muszę ci jeszcze wiele poprzypominać. – zaśmiał
się. – Mogę się dosiąść czy będziemy tak
gadać przez płot?
- Pewnie, chociaż nie wiem jak tu trafisz.
- Jak tam trafię?
Spytał z błyskiem w oku, po czym bez chwili zawahania ruszył
na tyły ogródków, podszedł do żywopłotu, kucnął i zniknął gdzieś w krzakach.
Nie minęła sekunda, gdy był już w moim ogródku.
- Skąd wiedziałeś, że tam jest przejście?
- Bo korzystałem z niego… od urodzenia! – zaśmiał się,
siadając obok mnie. – Odkąd się poznaliśmy.
- Znamy się od urodzenia?
- Ale ty się czepiasz! – zrobił prześmiewczo oburzoną minę –
No dobra, znamy się od dwudziestu jeden lat, nie wypominając –skinął głową w
moją stronę – jesteś rok starsza... Z resztą sama też często używałaś tego
przejścia! Jak byliśmy dzieciakami i wracaliśmy ze szkoły, to zawsze
przychodziliśmy najpierw do mnie, a później wracałaś do domu właśnie tym
przejściem.
Uwielbiam go za to, że nie wymaga ode mnie wiedzy, tylko od
razu opowiada mi historię z przeszłości. To takie… miłe!
- Tak się swego czasu do tego przyzwyczaiłaś – dokończył
opowieść – że nawet myliłaś furtki!
Myliłam furtki! Ale numer! Zaśmiałam się pod nosem.
- Gibsy, nie zgadniesz co zrobiłam wczoraj, gdy
przyjechaliśmy ze szpitala… - kiedy Kieran posłał mi pytające spojrzenie,
dokończyłam moją historię – Pomyliłam furtki! Już wchodziłam przez tą po
lewej, ale moja mama upomniała mnie, że
nasza to ta po prawej! A byłam przekonana, że ta druga!
- Siła przyzwyczajenia. – zachichotał, a po chwili
spoważniał. – Mówisz, że byłaś przekonana… jak twoja pamięć?
- Pamiętam niektóre rzeczy, ale nie wszystko. Niestety.- westchnęłam – Ale… - chciałam mu powiedzieć o snach, ale
odpuściłam. – Eee… Jutro mam wizytę u neurologa.
- Zawieźć cię?
- Byłabym wdzięczna… Ech… Chcę moją pamięć z powrotem.
Dziwnie się czuję, będąc o pewnych rzeczach przekonana, a o innych nie mając
pojęcia…
- Spokooojnie – powiedział śpiewnym głosem Kieran – Będzie
dobrze! – objął mnie jedną ręką i zaczął pocierać moje ramię – Masz nas!
- Dzięki, Gibsy.
Uśmiechnęłam się do niego i odruchowo położyłam głowę na
jego ramieniu. Tak czułam się dobrze, swojsko… bezpiecznie. Echh, tak cholernie
się ucieszyłam, że Gibsy jest tuż obok!
- A jak ci się mieszka z powrotem z rodzicami? – zapytał po
chwili Kieran.
- Ciężko mi powiedzieć – zaczęłam, ciągle opierając się na
jego ramieniu – wiesz, nie pamiętam jak mi się mieszkało bez nich. –
zażartowałam z mojej sytuacji.
- Haha, widzę, że nie zapomniałaś, jak się sadzi złośliwe
żarty.
-No nie, hehe. Ale wracając do twojego pytania - nie jest najgorzej. Tylko mama… mam wrażenie,
że zachowuje się dziwnie… tak sztucznie…
- To znaczy? – dopytał Gibsy.
- Wiesz, np. powiedziała, że wyprowadziłam się na George’s
Road, żeby mieć blisko do domu. A ja wiem, że wyprowadziłam się tam, żeby mieć
blisko na stadion. I kiedy to sprostowałam to zaczęła dopracowywać historię, że
to takie dwa w jednym, że blisko i na stadion, i do domu…
- Ech.. przecież…- zaczął Kieran – A, nieważne.
- Co? No powiedz. Jak zacząłeś to skończ!
- Nooo… to znaczy, to nie jest tak, że ja nie lubię twojej
mamy. To bardziej ona z czasem przestała lubić mnie, ale… tak na logikę… kto
się wynosi z domu, żeby mieć do niego blisko? Nikt cię stąd nie wyganiał, Ax, a
jednak się wyprowadziłaś… To się kupy nie trzyma. To znaczy, nie chcę, żebyś to
odebrała jako atak na twoją matkę, po prostu… no sama rozumiesz.
- Wiem, wiem, Kieran,
ja czuję, że coś jest nie tak. – pokiwałam głową – Czasami to co mówi mama, i
to co mówi Nolee jest tak rozbieżne, że aż nie wiem komu wierzyć.
- A tata?
- Tata jakby stał z boku.
- Heh. To takie… do niego podobne. Ale w gruncie rzeczy jest
równym gościem. Po prostu jest oszołomiony, tym co ci się stało… Jak my
wszyscy… tylko każdy reaguje inaczej.
- To nie zmienia faktu, że jestem trochę przez te ich
reakcje zakręcona.
- Mogę ci coś poradzić? – zapytał Kieran.
- No? – podniosłam głowę i spojrzałam na przyjaciela.
- Raczej słuchaj Nol. Ona trzyma twoją stronę. Mówię ci.
- Okej. To przydatna rada. – uśmiechnęłam się. – Masz
jeszcze jakieś?
- Zapytaj tatę, czy zabierze cię na mecz. Myślę, że to też
będzie dobre posunięcie. – Kieran uśmiechnął się, zabrał swoją rękę z moich
ramion i wstał – No, a teraz ja muszę lecieć do roboty. Może wpadnę jutro, co?
- Bardzo chętnie sobie z tobą porozmawiam! – odpowiedziałam
z radością. – A mogę ci najpierw zadać jedno dręczące mnie pytanie?
- Wal.
- Słuchaj… dlaczego „Gibsy”? Przecież to nie jest ksywa ani
od imienia, ani od nazwiska. Skąd się to wzięło?
- I pomyśleć, że sama to wymyśliłaś… - pokręcił głową ze
śmiechem – to od mojego imiennika, lewego obrońcy Arsenalu , Kierana Gibbsa.
-No tak. – walnęłam się w czoło – teraz to ma sens. –
zaśmiałam się – No to nie zatrzymuję
cię. Leć. Do jutra.
Kieran skierował się do dziury w żywopłocie. Po chwili był
już po swojej części ogródka. Kiedy wchodził do domu, odwrócił się i na
odchodnym dodał:
- Tylko nie siedź tu za długo, bo zmarzniesz!
I zniknął za ogrodowymi drzwiami. Dopiero teraz, zwróciłam
uwagę na to, jak wygląda Kieran. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, widziałam
jedynie postawnego młodego mężczyznę. Teraz zauważyłam, że jest szczupły i ma
bardzo szerokie ramiona. Sylwetka w kształcie litery V. Wygląda jakby coś
trenował… może trenuje? Muszę go o to zapytać.
To fajnie, że mieszka obok. Przy nim czuje się tak…
swobodnie.
Ta rozmowa przebiegła
tak… lekko. Była taka oczywista.
Szkoda, że musiał już iść.
Potarłam ramiona i wstałam z huśtawki. Przekroczyłam próg i
skierowałam się prosto do salonu. Postanowiłam zdrzemnąć się na kanapie do czasu, gdy reszta rodziny wróci.
________________________________________________________________________
... Dreamin...
Siedzę na łóżku w
pokoju.
Nie wiem czyim.
Łóżko jest mniejsze
niż moje. Oprócz niego stoi tu jeszcze biurko(a na nim komputer) i wysoka komoda.
Co do pokoju… jest tej
samej wielkości co mój, jednak ściany tutaj są w kolorze białym. Wszędzie
walają się męskie ubrania – wypadają z niedomkniętej szafy, wiszą na krześle
przy komputerze, na łóżku, na ziemi.
W kącie leży wielka
torba sportowa, z której wypadają rękawice, ale nie bokserskie. Takie jak do
MMA.
Jedna rzecz, która od
razu zwraca moją uwagę to wiszący nad drzwiami szalik Arsenalu.
Mimo że panuje to
straszny syf, czuję się tak… swojsko.
Prawie jak u siebie.
Sama nie wiem czemu,
ale sięgam po jedną z koszulek i zaczynam ją składać. Kiedy T-shirt jest już
złożony w kosteczkę, biorę w dłonie kolejny.
I kolejny.
I kolejny.
W tym momencie
otwierają się drzwi.
Widzę kogoś, ale nie
potrafię powiedzieć kto to jest.
Jego twarz jest
zamazana.
Ale wiem, że ten ktoś
ma jakąś ranę.
Krzywię się i mówię:
- Ożesz kurwa, kto cię
tak urządził? Twoja warga wygląda jak rozdeptana dżdżownica!
„Ktoś” reaguje
śmiechem.
- Zamiast prawić mi
takie anty-komplementy, raczej powinnaś mnie opatrzyć.
Kładzie się na łóżku.
Ja wstaję i wyjmuję z
szafki małą apteczkę.
_____________________________________________________________________________
OD AUTORKI: Sesja prawie na finiszu, więc obiecuję, że był to ostatni raz kiedy tak długo musiałyście czekać na odcinek x) Życzę miłego czytania.
Wszelkie prośby, zażalenia czy sugestie piszcie w komentarzach x) Chcę wiedzieć co sądzicie ;)
Wszelkie prośby, zażalenia czy sugestie piszcie w komentarzach x) Chcę wiedzieć co sądzicie ;)
Buuuuź :*
Takie tajemnicze te opowiadanie jest. Bardzo mi się podoba. Szczególnie Kieran, przypadł mi do gustu. ;D Jest taki przesympatyczny! :D
OdpowiedzUsuńWild_An
Hah, no jest tajemnicze, bo i główna postać ma trochę luk w pamięci :D
UsuńI cieszę się, że lubisz Kierana ^^
Noo coraz ciekawiej się dzieje :D podoba mi się. Kieran rzeczywiście zdaje się być sympatycznym, spoko kumplem :) matka Aideen jest jakaś nie teges, ciekawe co kombinuje :P
OdpowiedzUsuńZdradzę, że będzie jeszcze ciekawiej! :P :P
UsuńBo Kieran jest spoko kumplem! :)
Zapomniałam się podpisać - Lexi :D
OdpowiedzUsuńhttp://gunner-love.blogspot.com zapraszam na nowość :)
OdpowiedzUsuńKieran i Ax powinni być razem, to co mam do powiedzenia. Widać, że każdy dzień odkrywa przed nią nowe tajemnice, a każda jest bezpośrednio lub pośrednio z nim związana. No i przecież nawet podświadomie ciągnie ją do niego, chociażby ta furtka. :)
Hah, jaka stanowczość ^^ Zobaczymy co da się z tym zrobić :D
UsuńI lecę czytać! ;)
A ja to tak sobie marzę już o związku A. i K. taaak tak tak. Tak wspaniale się ze sobą dogadują i w dodatku znają od dzieciaka, związek idealny! :D
OdpowiedzUsuńSłodziak-z-niego :*
Hahah, awww jaki słodki komentarz ^^ ;*
UsuńBecause I love you...: Rozdział 10|X http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2013/02/muzyka-playlist-londyn-siedziaem-sobie.html?spref=tw
OdpowiedzUsuń