Ech, miała być tylko drzemka, a wyszło na to, że spałam dość
długo, bo gdy obudził mnie trzask drzwi, zegar wskazywał 4:02pm. Do domu wpadła
Nolee.
- Heeej!
- Cześć młoda. – opowiedziałam zaspana, zwlekając się z
sofy.
Nolee od razu poleciała do kuchni. Zanim ja się tam
doczłapałam, obiad był już niemal gotowy. Zajęłam miejsce przy stole. Moja
siostra, czuwająca nad kotletami na patelni, odwróciła się do mnie przodem,
wlepiła we mnie wzrok i zafalowała brwiami:
- I co? Byłaś w ogrodzie?
- Byłam. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Hmm, niech zgadnę… - ostentacyjnie podrapała się po głowie
– nagle CAŁKOWICIE PRZYPADKOWO pojawił się tam nasz sąsiad z lewej?
- Dokładnie tak! – zrobiłam nadmiernie zaskoczoną minę –
Skąd wiedziałaś, że tak było?
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. To była jedna z nielicznych
chwil, kiedy miałam poczucie takiego porozumienia, miałam poczucie, że może z
moją pamięcią nie jest tak źle, że wszystko niedługo wróci do normy.
W tym czasie Nolee postawiła pełne talerze na stole.
Zabrałyśmy się do jedzenia.
- Nie… uwierzysz… co… mama… odwaliła… wczoraj… - mówiła Nol,
między jednym kęsem a drugim – kiedy… pomyliłaś… furtki! Jak… poszłaś… spać…
to… nawet… rozkminiała… czy… cię… nie przewieść… na… George’s Road!! – zaśmiała
się, zasłaniając usta.
Też odpowiedziałam na to śmiechem.
Przez chwilę zajmowałyśmy się wyłącznie jedzeniem. Mimo że, mój talerz był jeszcze w połowie pełny, ja byłam już zupełnie najedzona. Odłożyłam sztućce i spojrzałam na, ciągle jedzącą, siostrę.
- Nolee… powiedz mi dlaczego właściwie mama tak nie lubi Kierana?
Nol podniosła rękę, bym dała jej czas dokończyć jedzenie.
Kiedy na jej talerzu nie pozostało już nic, wytarła usta i powiedziała.
- Mama kiedyś uwielbiała Kierana. Może ciężko ci w to teraz
uwierzyć – dodała Nolee widząc moją minę – ale naprawdę tak było. Kiedy byliście dziećmi,
całymi dniami kręciliście się to po naszym domu, to po domu Wheelerów. Nieraz
nie było cię godzinami, ale mama widziała, że jesteś za ścianą i że wszystko
jest ok.
- To dlaczego teraz jest tak, jak jest?
- Wszystko zaczęło się od meczów. A właściwie od tego, że
tata od małego kibicował Arsenalowi. No wiesz, jego pradziadek zabrał swojego
syna na stadion, wtedy on– nasz dziadek,
zabrał tatę jako małego chłopca na stadion, więc logiczne było, że któregoś
dnia, tata będzie chciał zabrać na stadion którąś z nas. No i się tak złożyło,
że ty kumplowałaś się z Kieranem, tak na marginesie nie wiem czy wiesz, ale
Kierana jego matka wychowała samotnie– w odpowiedzi pokręciłam głową. – no to
już wiesz i sama widzisz, jaki ten układ był dobry. Tata miał córkę i tak jakby
syna, których zabierał na mecze, Kieran mógł poczuć jakby miał ojca… Sielanka!
- Więc nie rozumiem skąd te kwasy… - mruknęłam.
- Już tłumaczę. Bo widzisz, sielanka nie trwała długo. Na
początku fajnie wam się chodziło na mecze z tatą, ale kiedy byliście już
nastolatkami, chcieliście chodzić na nie sami. Matka Kierana zgodziła się od razu,
w końcu był chłopcem. Ale nasza mama oczywiście miała w tym względzie tysiąc
argumentów przeciw. Że „dziewczyna”, że „nie wypada”, że „nie może polegać na
Kieranie, bo przecież to jeszcze tylko dziecko”. Strasznie się opierała, ale
tata się zgodził i od ręki wykupił wam karnety. Jakimś magicznym sposobem
przekonał też mamę, że nic wam nie będzie, że znacie tam już kilka osób,
starszych od was, które się wami zajmą. Właśnie, bo w między czasie, jak jeszcze
chodziliście na stadion z tatą, to poznaliście Moffa i Grincha i innych,
starszych kibiców– Billa Doyle’a, Danny’ego, i pozostałych.
- Grinch? Danny? – przerwałam siostrze. Pierwszy raz
usłyszałam o tych chłopakach.
- To była właśnie wasza taka najbliższa ekipa. Dosyć
zróżnicowana wiekowo, ale zwarta. Najmłodsi byli Kieran i Moff, mieli po 14
lat, później ty - 15, Grinch miał 17, Danny miał ze 23, no i na końcu Bill,
któremu siedziała na karku już 30. Dzięki temu, że mieliście taką opiekę, mama
przystopowała z marudzeniem. Czasami nawet zapraszała Moffa i Grincha na obiady…
- A Billy’ego? I Danny’ego?
- Nie, Doyle’a nigdy
nie lubiła, bo... – tu Nolee się zawahała – … bo… Uważała, że nie powinniście się zadawać z kimś
kto jest 15 lat starszy od was. Mówiła, że musi być z nim coś nie tak, jeśli
trzyma się z bandą dzieciaków. A Danny? Mimo że starszy od was o 8 lat, to
najlepszy kumpel Doyle’a, więc w oczach mamy już był skreślony. Ale generalnie przyzwyczaiła się do twojego
życia i kumpli ze stadionu. Układała już piękny obraz, że pewnego dnia ty i
Kieran zaczniecie się spotykać, później się ohajtacie, będziecie mieć dzieci,
bla bla bla… I tak było do pewnej feralnej niedzieli, po meczu Arsenalu z
Tottenhamem. Nie muszę ci tłumaczyć jak wielkimi wrogami są oba te kluby?
- Nie. Akurat moja pamięć do futbolu jest niezniszczalna. –
uśmiechnęłam się. Doskonale widziałam o nienawiści między oba klubami.
- No więc mówię dalej. To było jakieś dwa lata później, gdy
miałaś 17 lat. Po meczu między tymi
drużynami kibice obu klubów wdali się w poważną bójkę. Danny’ego, Doyle’a i
Kierana zgarnęła policja, ale spokojnie, od razu ci mówię, że nie dostali
wyroków. Tobie i Moffowi udało się wywinąć bez większych obrażeń, jedynie jakieś
zadrapania, no i Moff miał złamany nadgarstek.
Ale Grinch…
- Co z nim?
- Grinch… zmarł w
szpitalu w wyniku obrażeń.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Zupełnie nie
widziałam co mam powiedzieć. Zabrakło mi słów.
- I to był punkt kulminacyjny. Od tego czasu – dokończyła
siostra – mama uważa twoich kumpli za
kiboli i nie chce ich znać… No to tyle…
Nolee wstała od stołu i w ciszy zaczęła zbierać talerze.
Sama nie widziałam co mam o tym myśleć. Cóż za dramatyczna historia!!! Ciężko było mi uwierzyć w to, że jakiś mój kolega został tak strasznie pobity! Jakie to niesprawiedliwe, szliśmy sobie po
prostu z innymi kibicami, wynikła bójka i już! Kibole… pfff, co ta mama wymyśla! Przecież znaleźliśmy
się tam przypadkowo! Okej, fakt faktem,
chłopaki wyglądają postawnie, ale żeby od razu kibole???
- Ax? Ax?... Aideen!
Oderwałam się od moich myśli i w końcu spojrzałam na
próbującą do mnie przemówić siostrę. Nolee odeszła od zmywarki, usiadła
naprzeciw mnie i zajrzała mi głęboko w oczy:
- Ax, ja wiem, że to może dla ciebie być teraz
skomplikowane… Ale… ale z czasem będzie prościej. Pobędziesz trochę z nimi i
przekonasz się, że to naprawdę nie są złe chłopaki. Ja… Ja może nie wiem
wszystkiego o waszych układach, o waszej przyjaźni, ale z nimi zawsze byłaś
szczęśliwa, Ax. A to było najważniejsze. Oni zawsze byli dla ciebie jak bracia.
- A dlaczego… - zmarszczyłam brwi, przez co znowu poczułam
ranę na czole – Ałć… Dlaczego jeszcze nie poznałam Danny’ego?
- Danny przeżywa właśnie swoje dwa tygodnie miodowe we
Włoszech. – Nolee uśmiechnęła się krzywo.
Nagle rozmowę przerwał chrzęst zamka.
- Dokończymy później. – zakończyła szeptem siostra.
Po korytarzu rozniósł
się dźwięk ciężkich kroków, a w po chwili drzwiach kuchni pojawiła się głowa
taty.
- Miłego popołudnia, dziewczyny! Co jemy?
- Zaraz ci podam obiad. – zerwała się z miejsca Nolee.
Tata zdjął kurtkę i buty w korytarzu, poczym wrócił do
kuchni. Zasiadł za stołem, spojrzał na mnie i tak jakby trochę się uśmiechnął.
- Po obiedzie pojedziemy do tego twojego mieszkania, co?
***
Z pomocą taty przekroczyłam próg małego mieszkania na
George’s Road. Znaleźliśmy się w pokoju dziennym połączonym z kuchnią. Po
prawej stronie, na małej sofie, pośród miliona notatek i kilku grubych książek
siedział Matt. Na nasz widok poderwał się z kanapy.
- O! Nie spodziewałem się was! – podszedł do nas szybkim
krokiem – Dzień dobry panie Xavier. – uścisnął dłoń mego ojca. – Witaj,
kochanie. – cmoknął mnie w policzek. – Wracasz? – zapytał z błyskiem w oku.
- Nie, przyjechałam po kilka rzeczy. Ubrania, laptop, takie
tam.
-Ach. – posmutniał – No ale chyba nie myślisz, że pozwolę ci tak
wejść i wyjść! Zaraz zrobię herbaty!
- A to może ja was zostawię? – mruknął tata – Wyskoczę do
centrum handlowego i wrócę za jakieś półtorej godzinki, co?
- To pan się nie musi fatygować! – od razu zareagował Matt
–Ja odwiozę Aideen!
- Nie no – zgasiłam narzeczonego – skoro poprosiłam tatę i
już się pofatygował to mnie odwiezie. Prawda? – zerknęłam na ojca –
Przyjedziesz za jakiś półtorej godziny?
- Jasne. Bawcie się dobrze dzieci.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że mój tata poczuł ulgę,
kiedy wychodził z mieszkania. Widziałam to.
Kiedy drzwi zamknęły się za ojcem, Matt przytulił mnie i
szepnął.
- To zrobię tą herbatę, co?
- Okej, zrób. – hej, całkiem miłe to przytulanie, mój
chłopak tak ładnie pachnie. – A ja pójdę
i najpierw się spakuję. W końcu po to tu przyjechałam.
- W porządku. – odsunął mnie na długość ramion – Sypialnia
to pierwsze drzwi po lewej. Drugie to łazienka. Pomóc ci?
- Nie, nie. Poradzę sobie.
Minęłam Matta i weszłam do sypialni. Była uderzająco podobna
do mojego pokoju w domu rodzinnym. Znowu czerwone ściany, tym razem bez
plakatów, ale na karniszu wisiały tu 3 szaliki Arsenalu, a nad łóżkiem (równie dużym
jak to na Springdale!) znajdowała się
koszulka Thierry’ego Henry z autografem,
oprawiona w złotą ramkę. O mój Boże, to koszulka ze snu!!!
Rzuciłam na łoże
torbę podróżną, którą przywiozłam i rozejrzałam się w poszukiwaniu tego, co
muszę ze sobą zabrać. Automatycznie skierowałam się do wysokiej komody po
prawej stronie łóżka. Złapałam za szufladę z bielizną i całą jej zawartość
wsypałam bezpośrednio do torby. Następnie otworzyłam drzwiczki i bez większego
zastanowienia wzięłam kilka par spodni, T-shirtów, jakieś dresy i dwie bluzy z
długim rękawem. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Na lewym stoliku nocnym
leżał mały netbook. Pokuśtykałam po
urządzenie i włożyłam do torby, czule otulając je jedną z bluz. Odwróciłam się
i ściągnęłam z karnisza jeden z szalików, ten najprostszy, w biało- czerwone
pasy, z armatami na końcach. Wtedy pewna myśl przebiegła mi przez głowę, ale ją
odpędziłam. Jednak okazało się, że była to tylko chwila zawahania, bo już po
chwili w dość nieporadny sposób
ściągałam moje największe trofeum – koszulkę Henry’ego – znad łóżka. Ramkę
zawinęłam w bluzę dresową Arsenalu i złożyłam na szczycie przedmiotów, które
wpakowałam do torby.
Zadowolona wyszłam z sypialni. W salonie czekał już na mnie
Matt. Ja jednak podniosłam rękę, aby chwilę poczekał i pokuśtykałam jeszcze do
łazienki, skąd zabrałam kuferek z moimi kosmetykami.
Poruszając się po tym mieszkaniu miałam dziwne wrażenie. Z
jednej strony czułam się jakbym była w zupełnie obcym miejscu, a z drugiej
doskonale znałam rozkład mieszkania i wiedziałam gdzie co jest.
DZIWNE.
W końcu, wrzuciłam
kosmetyczkę i z satysfakcją zapięłam
zamek torby podróżnej. Opadłam na sofę obok Matta i westchnęłam ciężko.
- Jednak powinienem ci pomóc. – posłał mi zmartwione
spojrzenie.
- Nie, spokojnie, noga – puknęłam w gips – mnie nie boli,
raczej swędzi. Bycie kuternogą jest zwyczajnie uciążliwe. Sapię chyba tak dla
zasady.
Matt zaśmiał się z mojego żartu i sięgnął po moją filiżankę
z herbatą. Wykorzystałam ten czas, żeby mu się przyjrzeć. Kurde, mój chłopak
naprawdę jest ciachem! Ciemne włosy idealnie komponowały się z błękitem jego
tęczówek. Jedyna rzecz, do której mogłam się przyczepić to sylwetka. Mógłby
trochę przypakować, a nie być taki… szczupły. Tak zwyczajnie szczupły, a nawet
chudy.
Skinęłam głową w podziękowaniu i upiłam łyk napoju, który
zdążył już ostygnąć.
- A jak się czujesz? Tak ogólnie? Jak z pamięcią? – głos też
ma ładny.
- Trochę zaczyna mnie irytować, że wszyscy o to dopytują…
- Ojej, przepraszam! – od razu zreflektował się Matt – Nie
chciałem, żebyś…
- Okej, Matt, okej. – przerwałam mu – Rozumiem, że
wszystkich to interesuje. Ale to ciągłe naciskanie… Ech. Nie mówmy o tym. Jutro
mam wizytę u neurologa, zobaczymy co powie.
- Zawiozę cię. – Matthiew posłał mi ciepły uśmiech i
przykrył swoją dłonią, moją dłoń.
- Eee… - zerknęłam na
nasze ręce – Już się umówiłam, że Kieran
mnie zawiezie.
- Kieran… - sapnął Matt. Po jego twarzy przebiegł grymas,
którego jeszcze u niego nie widziałam. Coś jakby… czysta niechęć i… nuta
agresji.
- Nie lubisz go?
- Cóż… wiem o nim różne rzeczy… - zaczął Matthiew, robiąc
zeźloną minę.
- Nie lubisz go.
- To nie jest towarzystwo dla ciebie. – powiedział mocnym
głosem.
- To JEST moje towarzystwo. – powiedziałam pewnie – I z tego co wiem zawsze było.
- Teraz masz okazję to zmienić.
- Ale ja nie chcę tego zmieniać!
Po tym zdaniu między nami zaległa cisza. Matt wypatrywał się
tępo w stół. Zauważyłam, że złość trochę odpłynęła z jego twarzy. Chciałam
jakoś przerwać ten niezręczny moment.
Moje stwierdzenie zabrzmiało dość agresywnie, a przecież wcale nie miałam na
celu atakowania Matta. Ale ta jego niechętna reakcja tak jakoś na mnie
zadziałała… Pomyślałam, że jedynym ratunkiem będzie zmiana tematu.
- Matt? Eee… tak sobie pomyślałam… eee… opowiesz mi jak się
poznaliśmy?
- Oh! – na jego twarz wpłynął czuły uśmiech, po złości nie
było już śladu – Pewnie! Miałaś wtedy jakieś 17 lat, a ja 19. To było w… to
było w jakimś budynku, gdzieś na mieście, jakimś urzędzie czy coś… no nieważne
– pokręcił gwałtownie głową – w każdym
bądź razie ja… eee… gdzieś się spieszyłem, niosłem jakieś teczki, dokumenty i
nagle ty wyszłaś zza rogu i wpadłaś na mnie z wielkim impetem! Ale jakim!
Upadłaś na mnie, wszystkie papiery fruwały w powietrzu ! – zaśmiał się.
- O matko! – zachichotałam – Jestem taką łamagą…
- Nie jesteś łamagą! Po prostu rozmawiałaś przez telefon,
spieszyłaś się, byłaś zdenerwowana…
- Zdenerwowana? – przerwałam mu – Czym?
- Eee… nie wiem, nie wiem… nooo… - podrapał się po brodzie –
Jak to w urzędzie, nie? Nieraz człowieka zdenerwują… Z resztą jesteś dość… - Matt starał się
znaleźć odpowiednie słowo – gwałtowna.
- Tak? – zrobiłam słodką minkę. Postanowiłam trochę sobie z nim poflirtować.
W końcu to mój chłopak. – To znaczy jaka?
- Noo… Impulsywna… Nieprzewidywalna…
- Nieprzewidywalna? – powiedziałam, poczym nachyliłam się i
pocałowałam go czule.
Coraz bardziej podoba mi się te opowiadanie :) historia Ax zaczyna się rozszerzać i nabierać kolorów. No i fajna zmiana bloga :)
OdpowiedzUsuńLexi
Mi się zdaję, że zakładka nie musi być, bo piszesz bardzo fajnie i wyrażasz fajnie te postacie. Jak to czytam to nie pojawiają mi się w głowie jakieś dodatkowe pytania. A co do zmiany designu to bardzo fajnie, w ogóle lubię te kolorki!
OdpowiedzUsuńO jaaaaka końcówa! Kurde ciekawa jestem też ich układu, bo Matt wydaje się zakochany :D Fajnie, fajnie i blog jak wypiękniał
OdpowiedzUsuńSłodziak-z-niego
Ja myślałam, że Aideen będzie świrować do Kierana, a tu taka niespodzianka, że podbija do Matta! Jestem ciekawa co z tego zamieszania wyniknie!
OdpowiedzUsuńA co do wyglądu to ładnie, bardzo ładnie. Tak... przytulnie tu teraz. ;)
NOWY: Because I love you...: Rozdział 11|XI http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2013/02/rozdzia-11xi.html?spref=tw
OdpowiedzUsuń#NOWOŚĆ: 13 Reasons Why I Love You: Prolog http://13-reasons-why-i-love-you.blogspot.com/2013/02/prolog.html?spref=tw
OdpowiedzUsuń