poniedziałek, 29 kwietnia 2013

18. ... They've been playing tricks on you mind (...) Girl you know me better than I ...


Od tamtej niedzieli nie rozmawiałam z Kieranem.

To już półtora tygodnia.
 Półtora tygodnia.
Półtora tygodnia i ani słowa.

Sama nie wiem kiedy ten czas zleciał. Jego większość spędzałam teraz z Mattem. On wypełniał lukę, w której do tej pory gościł Kieran. W pewien sposób zbliżyliśmy się do siebie. To taki miły, odpowiedzialny i wrażliwy chłopak.

W pracy poprosiłam kierownika, żeby zmienił mi godziny pracy. Okazało się to nawet prostsze niż początkowo myślałam. Nie chciałam spotkać Gibsy’ego, sama nie wiedziałam jak takie spotkanie by się skończyło. Cała ta sytuacja sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać nad swoimi przyjaciółmi, hobby… nad wszystkim.
Rozmyślałam o różnych scenariuszach wracając z pracy. Ja naprawdę zastanawiałam się czy dać mu szansę się wytłumaczyć!

Kiedy wieczorem wracałam do domu, w drzwiach wpadłam na Nolee. Siostrzyczka miała na sobie ładną sukienkę i kilogram biżuterii, przez co przypominała trochę choinkę.

- Wybierasz się gdzieś, młoda? – zapytałam, zerkając na zegarek.
- Idę na randkę! – krzyknęła, mijając mnie.
- Z kim? Znam go? – głupie pytanie, nawet jeśli go znam, to pewnie i tak go nie pamiętam.
-Nie mam czasu. Paaa. – odkrzyknęła mi Nolee, wybiegając przez furtkę.

No to się dowiedziałam. Przynamniej ona ma trochę radości i beztroski w życiu.


*****************


*oczami Nolee *


Kiedy dzisiaj do mnie zadzwonił i poprosił o spotkanie, myślałam że umrę ze szczęścia. Chciało mi się tańczyć i skakać. Dlatego jak najszybciej chciałam się znaleźć w umówionym miejscu.
Weszłam do knajpy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dostrzegłam go w kącie. Już jadł. Pewnie jest po pracy czy coś. Z resztą nie ma się co dziwić, wiem doskonale kogo mam spotkać. Zawsze był taki… prawdziwy. Nigdy niczego nie udawał. Więc skoro jest głodny, to je.
Podeszłam do stolika i stanęłam naprzeciw niego z szerokim uśmiechem:

- Hej.
- Cze… Sia… -

 Próbował coś powiedzieć z pełnymi ustami, ale w porę zorientował się, że mu się to nie uda, więc jedynie wskazał mi miejsce naprzeciwko niego. Usiadłam i odgarnęłam włosy. On, nie przejmując się niczym, dokończył przeżuwanie, uśmiechnął się szeroko i powiedział:

- Weź sobie coś zamów. – podsunął mi kartę dań.

Popatrzyłam na to co jest na jego talerzu. Został tam jeszcze jeden hamburger, taki sam, jakiego przed chwilą pochłonął. Zdecydowałam, że też wezmę hamburgera i szejka. Nie będę się wyróżniać.
Po kilku chwilach kelnerka przyniosła moje zamówienie. Widziałam jak obcięła go wzrokiem i nie ma się co dziwić, taki facet zwraca uwagę. I taki facet siedział tu właśnie ze mną! Wgryzłam się w mojego hamburgera, a on uśmiechnął się do mnie i zapytał:

- Także ten… co tam w szkole?

Niemal zakrztusiłam się jedzeniem ze śmiechu. Matko jedyna, on jest taki zabawny! Doprowadziłam się do porządku i odpowiedziałam:

- Proooszę cię, przecież nie będziemy mówić o szkole! – zachichotałam – Mogę ci opowiedzieć o moim nowym hobby!
- Ja… w twoim… wieku… miałem… jedno… i to samo… hobby…  - odpowiedział mi,  przeżuwając- i ciągle... je... mam... ale okej. Mów.
- Bo widzisz, ostatnio zafascynowało mnie malowanie i powiem ci, idzie mi całkiem nieźle…

I tu przez kilkanaście minut opowiadałam mu o mojej nowej pasji , a on słuchał! Przez cały czas słuchał, nie przerwał mi ani razu! Jest wspaniały. Kiedy skończyłam moją opowieść, uśmiechnął się do mnie ciepło i zapytał:

- A jak w domu?
- W domu? W domu nudy. A nawet jakaś taka smutaśna atmosfera.  Tato chyba się podjadał tym, że ostatnio byli z Aideen na meczu – widząc jego minę, wytłumaczyłam – Tak, wiemy, że byli na meczu, ale ostatnie spotkanie to oglądali tylko w domu. W sumie nie wiem co się stało, ale jakiś kwas wynikł i  to chyba przez Matta. Albo Ax? Bo wiesz, kiedy mój tata i sis wrócili, to pamiętam, że Matt zrobił Ax mega aferę, z resztą ona też nieźle na niego krzyczała. Wydzierali się okropnie, z tego co podsłyszałam to Matt dał jej chyba nawet jakimś ultimatum. No a Aideen ciężko coś narzucić to i się pokłócili. Chyba pierwszy raz od wypadku. Ale szybko im przeszło, to znaczy Matthiew przyjechał w niedzielę i spędzili ze sobą cały dzień. W sumie nie wiem co się między nimi zadziało, ale musiało być grubo, bo Aideen snuła się z kąta w kąt z zaczerwienionymi oczami, a Matt ciągle ją pocieszał: „Będzie dobrze. Wybrałaś właściwie.” I takie tam. Wydaje mi się, że raczej o wybór sukienki nie chodziło… Chociaż z drugiej strony pojęcia nie mam, o co mogło chodzić… No i właśnie tak to wygląda, Ax trochę już ochłonęła, ale dalej jakaś taka smętna atmosfera przez to. Matt, który jest właściwie już stałym bywalcem u nas w domu, czasami nawet próbuje poprawić atmosferę i nas jakoś zabawić czy coś, ale tej jego suchary…  – po co ja mu o tym mówię?! Otrząsnęłam się – Ale nie mówmy już o takich smętnych momentach, po co ja ci to w ogóle opowiadam, przecież to zupełnie nieważne. Posłuchaj…

Tymczasem on, dopił szejka i podniósł dłoń, żeby mi przerwać. Spojrzałam na niego niezrozumiale. Uśmiechnął się przepraszająco:

- Nolee, przepraszam, muszę lecieć jestem jeszcze umówiony w innym miejscu.
- Och. – zasmuciło mnie to, ale nie dałam po sobie poznać – Jasne, pewnie.
- Jest już dość późno – sięgnął do kieszeni i wyciągnął kilka banknotów – więc dam ci na taksówkę, żebyś nie wracała po nocy.

DŻENTELMEN!

- Dzięki, jesteś kochany.
- Tak ci się tylko wydaje. – zaśmiał się. – A teraz już leć. Ja muszę jeszcze zapłacić za żarcie.
- To… Pa! – nachyliłam się przez stół i cmoknęłam go w policzek. Zaskoczyłam go tym.
- No pa, pa. – uśmiechnął się nieśmiało.

Wychodząc z lokalu w ciemną noc pomyślałam, że może nie była to randka marzeń, a mężczyzna marzeń na pewno! I było naprawdę całkiem swobodnie, a przecież o to właśnie chodzi, prawda?


*****************


*oczami Ax *


Masz tak czasem, że kładziesz się wieczorem, zamykasz oczy, a po pięciu minutach dzwoni budzik i okazuje się, że jest już poranek?
Ja tak miałam dzisiaj.

Po porannej toalecie, już ubrana, zeszłam na śniadanie. Po kuchni krzątała się uśmiechnięta od ucha do ucha Nolee.

- Dzień dobry siostrzyczko! – przywitała mnie śpiewnie.
- Hej. – uśmiechnęłam się porozumiewawczo – Widzę, że randka się udała.
- Yhyyyy. – zamruczała Nol – Było… fajnie.
- Tylko fajnie? – złapałam za jedną z przygotowanych przez nią kanapek. Skoro jest taka szczęśliwa, to pewnie nie zauważy, że podjadam jej jedzenie.
- Szału nie było, ale było fajnie w znaczeniu… bardzo fajnie. – uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Dowiem się w końcu kto to? – dopytywałam, pochłaniając kanapkę.
- Zrozum nie chcę jeszcze o tym mówić, bo… - zmarszczyła brwi –  bo… bo to bardzo świeże, wiesz dopiero pierwsza randka… kto wie co z tego wyjdzie.
- Okej, rozumiem.

Szkoda, jestem mega ciekawa, kto to! No ale niech jej będzie, nie chce mówić, to nie.
Mam nadzieję, że koleś jest tego wart.

***

Koło 2pm weszłam na tyły sklepu. Zdejmując kurtkę udałam się do szatni pracowników. Stanęłam przy swojej szafce, otworzyłam ją i już miałam wyciągać moją służbową koszulę, gdy zobaczyłam, że coś na niej leży.
To jakieś żarty?
 Podniosłam pakunek. Wyglądał jak prezencik. Zdjęłam z niego wstążeczkę, a następnie zerwałam z niego czerwoną bibułkę, w którą był obwinięty. Moim oczom ukazało się opakowanie Kinder Czekolady z małą naklejoną karteczką. Spojrzałam na napis:


Wiem, że mnie nie lubisz, ale to nie znaczy, że ja nie lubię Ciebie!PS Nie, nie włamałem się do twojej szafki, znam do niej kod i toTy sama mi go podałaś. (mówię to na wypadek gdybyś tego nie pamiętała)
                                                            xo xo
                                                                 K.


Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Kieran naprawdę jest najkochańszym człowiekiem jakiego świat widział. Otworzyłam opakowanie i od razu wpakowałam do ust jeden z batoników.
Nie chce mi się wierzyć w to, co wiem.
Może naprawdę powinnam dać mu szansę się wytłumaczyć?


******


*oczami Nolee *


Już miałam się kłaść kiedy zadzwonił mój telefon. Trochę się zirytowałam, ale kiedy zobaczyłam JEGO IMIĘ na ekranie, przeszła mi wszelka złość.

- Halo?
- Cześć młoda. Przeszkadzam?
- Coś ty! Chciałeś coś?
- Pisałaś, że namalowałaś dla mnie herb Arsenalu. Mogę wpaść jutro koło dwunastej go wziąć?
- Nie, wtedy jestem w szkole. Ale może spotkamy się wieczorem o…
- O innej godzinie chyba nie mam czasu…
-Hmmm. Trudno.  Jak bardzo ci zależy to możesz przyjść, Ax będzie wtedy w domu.
- Ax będzie w domu?
- Tak. Raczej ci go da, no nie?
- Ta, jasne, dzięki. Narka, Nolz.
- Poczekaj!
- No?

Nie wierzę, że to robię, ale to moja szansa.

- A może byśmy gdzieś wyskoczyli w najbliższym czasie czy…
- Eeee, jeszcze napiszę. Narka.

I skończył rozmowę.  Tak nagle. Nie mogę rozgryźć tego chłopaka…

***

Właśnie wychodziłam do pracy. Kiedy zbliżyłam się do drzwi, ktoś do nich zapukał. Uchyliłam je i za progiem zobaczyłam Kierana. Bardzo mnie zaskoczył tą wizytą:

- Co ty tu robisz?
- Wpuść mnie, Ax – rozkazał – nie będziemy rozmawiać przez próg.
- Ale…

Chciałam zaprotestować, ale na nic się to zdało. Kieran gwałtownym ruchem pchnął drzwi, a ja zdążyłam jedynie odskoczyć. Wszedł do środka i zastawiając drzwi wejściowe własnym ciałem, zapytał:

- Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?!
- Nie wiem, o czym…
- AIDEEN, PRZESTAŃ UDAWAĆ GŁUPIĄ, OD DWÓCH TYGODNI ZE MNĄ NIE ROZMAWIASZ, ODRZUCASZ MOJE TELEFONY, NIE ODPISUJESZ MI NA FEJSIE, NIE PALISZ W OGRÓDKU!!!  DO TEGO KIEROWNIK POWIEDZIAŁ MI, ŻE MUSIAŁ PRZESTAWIĆ CI GODZINY PRACY! NIE JESTEM IDIOTĄ, WIEM, ŻE COŚ JEST NIE TAK. POWIEDZ O CO CHODZI!!
- Kieran… - zaczęłam powoli - …  ja wiem o… wiem o rozprawach.
- Rozprawach?  - powtórzył cicho.
- Tak, a teraz pozwól mi wyjść. – powiedziałam stanowczo –  Nie możesz mnie tu przetrzymywać.
- Przetrzymywać? Co to za słowo? Teraz masz mnie za kryminalistę?
- Tak, mam cię za kryminalistę! – nie wytrzymałam  – A co niby mam o tobie myśleć?!
- NIE WIESZ CO MASZ MYŚLEĆ? – zirytował się – Wydawało mi się, że się znamy! Że jesteśmy przyjaciółmi!
- Też mi się tak wydawało.
- Pozwól mi wyjaśnić. – powiedział z naciskiem.
- Nie wiem co miałbyś mi wyjaśniać. To co powiedział mi Matt,  o tych wszystkich rozprawach, jest dla mnie jasne.
- Poczekaj… Matt ci to powiedział? Ty sobie tego nie przypomniałaś, tylko ON ci to powiedział? – widziałam jak twarz Kierana tężeje.
- Ta… - skinęłam głową niepewnie.
- ZAJEBIĘ SKURWIELA! – Kieran uderzył z całej siły pięścią w ścianę, tak, że aż podskoczyłam. – PIERDOLONY SZMACIARZ!
- Kieran, wypuść mnie. – szepnęłam. – I błagam, wyjdź. Zaczynam się ciebie bać.
- Nigdy bym ci nic nie zrobił.  –wypowiedział te słowa bardzo pewnie.
- A Mattowi? – spojrzałam na niego.

Kieran uciekł wzrokiem.

- Wyjdź. – powiedziałam twardo.
- Lepiej dla niego, żebym go w najbliższym czasie nie spotkał. – dodał Gibsy na odchodnym.

Kim był ten chłopak, który przed chwilą wyszedł?

Zastanawiałam się, czy zawsze taki był, czy to ja zaczęłam inaczej na niego patrzeć po tym, czego dowiedziałam się od Matta.

Oczywiście, że był. Zwyczajnie nie miałam okazji widzieć go zdenerwowanego. A to, że to od Matta dowiedziałam się o rozprawach, bardzo go zezłościło. Ale nie czułam się zaskoczona jego reakcją. Coś w środku podpowiadało mi, że to nic zaskakującego.

Najdziwniejsze jest to, że ja w gruncie rzeczy ucieszyłam się na widok Gibsy’ego. 2 tygodnie. Tęskniłam za nim. I wcale się go nie bałam. Ani przez moment. Ani przez sekundę. Powiedziałam to tylko po to, żeby przekonać go do wyjścia. Ale czy ja na pewno chciałam, żeby wyszedł…?

***

Siedziałam na stołku za kasą i się nudziłam. Nagle poczułam w kieszeni wibrację. Wyciągnęłam telefon i przeczytałam wiadomość:
Przepraszam, że cię przestraszyłem. :( Nie chciałem :( Chciałbym po prostu, żebyś dała mi szansę się wytłumaczyć. K.  xoxo

Postanowiłam.
Muszę dać mu szansę. On, jak mało kto, na to zasługuje.
Tak. Pójdę do niego zaraz po pracy.
_____________________________________________________________________________
OD AUTORKI: Mam nadzieję, że taki obrót sprawy Was zadowala :D Tak, Kieran dostanie szansę, żeby się wytłuczaczyć :) Piszcie, komentujcie, zgłaszajcie swoje uwagi.

Em. 

środa, 24 kwietnia 2013

17. ... But if you wanna leave, take good care...



Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się jedynie z boku na bok. Tyle emocji kłębiło się w mojej głowie na myśl, że za 16 godzin… 13 godzin… 10 godzin… 8 godzin zacznie się mecz, a ja z tatą będziemy podziwiać go z wysokości trybun. 

Bardzo wcześnie (jak na sobotę) zeszłam do kuchni na śniadanie. Myślałam, że jeszcze nikogo tam nie będzie, tymczasem przy stole siedział tata, popijający kawę. Na mój widok uśmiechnął się nieśmiało i zapytał:

- Co, też nie możesz spać?
- A ty nie mogłeś? Dlaczego? – zapytałam ze śmiechem.
- Cóż… nie pamiętam kiedy byłem ostatnio na Emirates, to było lata temu. Też jestem podekscytowany, pewnie nie mniej jak ty.
-  Właściwie… - zmarszczyłam brwi – Właściwie dlaczego nie chodziłeś ze mną na mecze?
- Kochanie, chodziłaś na nie z kolegami. Po co miałabyś ciągnąć ze sobą swojego staruszka?
- Jakiego znowu staruszka?! – oburzyłam się – Z resztą przecież znasz się np. z Billym. Poznałeś mnie z nim, więc znasz go może lepiej ode mnie! Co, nie mam racji?
- Ma… czekaj… Szzzzz…- syknął w odpowiedzi tata – Chyba ktoś idzie po schodach.

Oboje skupiliśmy się na nasłuchiwaniu.

- Chyba jednak fałszywy alarm – zachichotałam.
- Uff. Lepiej zmieńmy temat. – skwitował mój ojciec – Nie chcemy przecież żeby nasz plan spalił na panewce.

Właśnie.
Nasz plan.

Oprócz mnie i taty (no i Matta, który przerwał nam w czwartek rozmowę) nikt z rodziny nie wiedział, że idziemy na mecz. Woleliśmy o tym nie mówić mamie, która, znając ją, byłaby skłonna zamknąć nas w piwnicy na weekend. Jakoś tak wyszło, że Nolee też nie widziała, więc postanowiliśmy zachować  pozory, że wybieramy się gdzieś indziej. Właściwie to nikt jeszcze nie wiedział, że w ogóle gdzieś wychodzimy. Nie bardzo wiedziałam jak tata chce to zrobić, że pójdziemy na ten stadion i mama się o tym nie dowie, ale powiedział, że się tym zajmie, więc postanowiłam nie wchodzić mu w paradę.

***

Umówiłam się z tatą, że o drugiej zejdę na dół ciepło ubrana. Zaznaczył również, że w żadnym wypadku z nikąd nie może mi wystawać czerwona koszulka Arsenalu. Grzecznie postąpiłam jak kazał i o umówionej porze stawiłam się w korytarzu na parterze. Kiedy pokonałam ostatni schodek, mój tata właśnie zakładał buty. Podeszłam więc do niego, przysiadłam na stoliku i zaczęłam wciągać na zdrową nogę sfatygowany trampek.
Nie trzeba było długo czekać, by z salonu wynurzyła się mama. Spojrzała na nas zaciekawiona i zapytała:

- Wybieracie się gdzieś?
- Tak. Aideen dziś rano przy śniadaniu poprosiła mnie o to, żebym zabrał ją do najfajniejszych miejsc z dzieciństwa.

„Najfajniejsze miejsca  z dzieciństwa”, a to dobre. Plus 10 punktów do kreatywności dla ciebie, tatku.

- To znaczy gdzie? – dopytywała moja rodzicielka.
- Myślałem nad tym jej ulubionym sklepem ze słodyczami, wiesz, tym z takim dużym lizakiem na zewnątrz. No i fajnie byłoby iść do tego wielkiego zielonego parku, gdzie kiedyś jeździliśmy na pikniki…
- Przecież to prawie drugi koniec miasta! Chcecie tam IŚĆ?
- Marie, nie zwariowałem, wiem przecież, że Aideen ma złamaną nogę. Gdy się zmęczy podjedziemy sobie autobusem.
- No… no jak sobie chcecie. Później do was zadzwonię.
- Bez sensu. Przecież wiesz, że w głębi tego parku czasami zanikał zasięg. Spokojnie, my do ciebie zadzwonimy, nic się nie martw.
- No dobrze. Tylko nie zapomnijcie! – pogroziła nam palcem.

Patrzyłam na mojego tatę z podziwem. Wypowiedział tyle kłamstw i nawet oko mu nie mrugnęło. Przekazał to jak najszczerszą prawdę, tak, że nie było się do czego przyczepić. Wszystko zaplanował. Wszystko pasowało. Wszystko miało logiczny sens.  Odniósł się nawet do wiedzy mamy: „Sama wiesz, że zanikał zasięg” – piękna psychologiczna zagrywka! Chciałabym umieć planować jak mój tata!
Kilka chwil później szliśmy już ulicami w kierunku Emirates. Z powodu mojej nogi tempo nie było zbyt zawrotne, ale dzięki temu mogłam się lepiej przyjrzeć okolicy. A im bliżej byliśmy celu naszej wycieczki, tym coraz większe grupy ludzi w czerwonych koszulkach i biało-czerwonych szalikach sunęły w stronę stadionu. Widok był niesamowity.

***

Po krótkiej wędrówce znaleźliśmy swoje miejsca. Usiedliśmy wygodnie, a ja rozejrzałam się po stadionie. Siedzieliśmy stosunkowo blisko trybuny najzagorzalszych kibiców, wydawało mi się nawet, że wśród tłumu (głównie) mężczyzn mignął mi gdzieś Moff. Spojrzałam na tatę. Mój ojciec wpatrywał się w murawę z niemal miłością. Kątem oka dostrzegł, że na niego patrzę, ale nie potrafił odwrócić wzroku od boiska i powiedział jedynie cicho:

- Pięknie tu… jak zwykle.

Widząc go w takim stanie, tym bardziej cieszyłam się, że go tu wyciągnęłam. Bo ja, tak szczerze, to czułam dokładnie to samo. Patrzałam na murawę, na czerwone, powoli zapełniające się krzesełka, na zegar i tablicę, na której właśnie pojawił się skład, który wybiegnie na boisko. I czułam… czułam coś nie do opisania. Czułam euforię. Czułam spokój. Czułam się jak w domu.

Jeszcze raz skierowałam moje oczy na trybunę ultrasów. Niemal na samej jej górze zobaczyłam Moffa i Kierana. Wpatrywałam się w nich intensywnie, by poczuli na sobie mój wzrok. Kiedy w końcu odwrócili się w moją stronę, pomachałam im. Moi przyjaciele uśmiechnęli się radośnie i również mi pomachali… … a oprócz nich pomachało mi z dziesięciu facetów, których kompletnie nie znam.  Na początku pomyślałam, że może machali do taty, ale kiedy zerknęłam na mojego ojca, ten dalej wpatrywał się w boisko. A więc machali do mnie. Ja ich znam? Jeszcze raz spojrzałam na trybunę ultrasów. Tym razem Kieran i Moff jakby tłumaczyli coś pozostałym.

Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy jakoś bardzo. Siedząc tu mogłam myśleć tylko i wyłącznie o tych 11 facetach, którzy wybiegną zaraz na boisko. I na tym się skupiłam.

***

Po zwycięstwie nad QPR i wspaniałym powrocie do składu Wilshere’a byliśmy w wyjątkowo szampańskich nastrojach. Kieranowi udało się nawet wyciągnąć mojego tatę na piwko. Usiedliśmy we czwórkę przy stoliku (był z nami jeszcze Moff) i na świeżo ekscytowaliśmy się meczem. Czułam się świetnie wymieniając się uwagami z tatą i chłopakami. Czułam się na miejscu, czułam się potrzebna. To było to! Mogłabym tak spędzić całą noc! Niestety mój tata szybko sprowadził mnie na ziemię. Trafnie zauważył, że już długo nie ma nas w domu i żeby nie budzić podejrzeń mamy, musimy już wracać. Pożegnałam się czule z kumplami i ruszyliśmy z tatą w drogę powrotną.

***

Gdy tylko przekroczyliśmy próg, jak spod ziemi pojawiła się mama. Zapytała grzecznie jak się udał nam spacer. Odpowiedzieliśmy, z godnie z prawdą, że bawiliśmy się świetnie. A wtedy mama zrobiła dziwną minę i dodała:

- No dobrze, dobrze. A teraz Aideen, leć na górę. W pokoju czeka na ciebie Matt.
- Jak to czeka na mnie Matt? – zdziwiłam się.
- Nooo… za pierwszym razem przyjechał dwie godziny temu i powiedziałam mu, że cię nie ma… A drugi raz przyjechał tak 15 minut temu i powiedział, że już na ciebie poczek…

Nie dałam dokończyć mamie zdania. Ruszyłam na schody i najszybciej jak się dało z moją złamaną nogą, znalazłam się na piętrze. Jak burza wpadłam do mojego pokoju, gdzie zastałam siedzącego na parapecie narzeczonego.

- CO TY TU ROBISZ?! – zapytałam bez ogródek, a drzwi za mną zamknęły się z trzaskiem.
- Przyjechałem odwiedzić moją dziewczynę… - powiedział spokojnie Matthiew.
- Przyjechałeś odwiedzić… - powiedziałam przymilnie – ach tak… A wiesz co ja myślę, Matt? Ja myślę, że mnie sprawdzasz. Tak, Matt. Sprawdzasz. – zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju – Dowiedziałeś się, że mecz Arsenalu jest o trzeciej po południu. Więc przyjechałeś tu o trzeciej trzydzieści i dowiedziałeś się, że Aideen nie ma w domu. Hmmm… ciekawe. Więc przyjechałeś jeszcze raz, około piątej dwadzieścia, żeby się dowiedzieć, że ciągle nie ma mnie w domu, ale dziwnym trafem tym razem zdecydowałeś się zostać, jakbyś się spodziewał, że niedługo tu będę.  No tak, dodałeś sobie mecz i szybkie piwko w pubie i faktycznie! Pomyliłeś się tylko o 15 minut. Gratuluję.
- Okej! Okej, masz rację! – Matt zerwał się z miejsca – chciałem sprawdzić czy jesteś na tym meczu, bo  wiedziałem, że jeżeli tylko cię o to zapytam, to na pewno skłamiesz!
- Boże, Matt, czy ty zwariowałeś?! O co ci chodzi z tymi meczami ?!
- Aideen, spokojnie, reagujesz gwałtownie, bo jesteś po piwie i…
- Jeśli myślisz, że jedno piwo może mi namieszać w głowie to chyba mnie nie znasz! – krzyczałam – A reaguję tak, bo to ty zachowujesz się jakbyś był nienormalny! Co ty masz do meczów, jaki jest twój problem???
- Nie mam nic do meczów, tylko do towarzystwa jakie tam spotykasz. Aideen, to są źli ludzie, trzymaj się od nich z daleka, proszę cię.
- Chodzi ci o rozprawy? – zapytałam wprost, mając w pamięci historię zmarłego kolegi i mój niedawny sen. – Przypomniałam je sobie. Wiem o Grinchu i o zakazie Danny’ego i…
- I mimo to poszłaś na mecz? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Matt… to o niczym nie świadczy…
- O NICZYM NIE ŚWIADCZY?! – przerwał mi – Czy ty zwariowałaś? Aideen, sama dobrze wiesz, ja miałem w rękach ich akta…

eee… tego to akurat nie wiem… moment… jakie akta?...  

- Oglądałem je. – kontynuował Matt – A ty mi mówisz, że to o niczym nie świadczy? – spojrzał na mnie i zaczął recytować – Doyle, wasz rekordzista, 10 rozpraw za bójki, w całej „karierze” tylko jeden, krótki zakaz i to jeszcze za czasów nastoletnich. Connoy, 6 rozpraw, na szczęście na ostatniej też dostał zakaz stadionowy, szkoda, że zostało mu jeszcze tylko 5 lat. Wheeler , twój najlepszy przyjaciel, 5 rozpraw za bójki plus 2  grzywny za znieważenie funkcjonariusza. Moff, najmłodszy, ale goni stawkę,3 rozprawy i jedna grzywna za znieważenie funkcjonariusza. Nawet ty przez tych twoich koleżków miałaś 2 rozprawy.

O mój Boże.

O MÓJ BOŻE.

Ja wiedziałam tylko o dwóch rozprawach…

O mój Boże…

- Ale przecież… nie zostali skazani, nie zostali uznani za winnych. – próbowałam trzymać fason i nie pokazywać Mattowi, że oszołomił mnie tym natłokiem informacji.
- Nie. – pokręcił głową i westchnął zniesmaczony –  Wyłączając Connoy’a, nie. I duża w tym twoja zasługa. Jesteś specem od ratowania im tyłków. Ale przestań oszukiwać i siebie, i mnie, Aideen. Wiem, że to twoi kumple, że zdążyłaś poczuć do nich na nowo jakąś sympatię  i wydają ci się niegroźni, ale zastanów się nad tym, że jeżeli ktoś jest oskarżany o takie samo przestępstwo  kilka razy, w różnych okresach czasu i w różnych miejscach to… sama przyznasz, że to, czy ta osoba jest niewinna, wydaje się co najmniej wątpliwe.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć, błądziłam jedynie wzrokiem po moim pokoju.

Miałam w głowie ogromny mętlik.
CO ZA MĘTLIK!

Matt tymczasem minął mnie i stanął przy drzwiach. Obróciłam się do niego przodem. Łapiąc za klamkę, Matthiew obejrzał się, spojrzał mi w oczy i powiedział:

- Zadzwonię do ciebie jutro koło południa. Zastanów się proszę, czy wolisz, żeby dzisiejszy dzień był ostatnim spotkaniem ze mną – osobą, która jest uczciwa i szczera, czy może dniem ostatniego spotkania z ludźmi, którzy niby są twoimi kumplami, a naprawdę  to zwykli stadionowi chuligani, którzy nawet nie potrafili ci o tym powiedzieć. Do usłyszenia, Aideen.

CO JA MAM O TYM WSZYSTKIM MYŚLEĆ?!


***

Nie mogłam spać.
Znowu.
Lecz tym razem to nie entuzjazm futbolowy nie pozwalał mi na sen.

Słowo „chuligani” krążyło po mojej głowie.  W uszach ciągle dźwięczały mi te wszystkie liczby, które podał mi Matt.

 Pomyślałam o Billym. Zawsze kojarzył mi się z takim… niedźwiadkiem, dobrym, dużo starszym bracie, który się nami opiekuje.

 A Moff? Nasz głuptasek? Ten chuderlak miałby się bić? Z kim niby?


No i Kieran.

Tak naprawdę to o to chodziło. TO właśnie nie mogło mi przejść przez myśl. To, że mój najbliższy przyjaciel, który jest dla mnie tak czuły, tak ciepły, tak opiekuńczy… że Kieran mógłby kogoś uderzyć. Mógłby kogoś skrzywdzić. Mógłby kogoś zranić. I nic sobie z tego nie robić.

Nie.
To niemożliwe.

„5 rozpraw za bójki plus 2  grzywny za znieważenie funkcjonariusza” odpowiedział mi w głowie głos Matta.
Czy mogę polemizować z faktami?

Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
Wiem tylko, że jednak nie do końca poznałam moich przyjaciół.

Miałam ochotę zapalić, ale bałam się, że kiedy wyjdę Kieran mnie dopadnie. Nie chciałam go teraz spotkać. Nie  byłam na to gotowa. Usiadłam na parapecie, uchyliłam okno i odpaliłam papierosa. Po raz pierwszy w moim pokoju. Zaciągając się dymem, obmyślałam jak miałaby wyglądać taka rozmowa.
„Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteście chuliganami?”
„Powiedz mi, ile miałeś rozpraw za bójki?... właśnie! Czemu mi nie powiedziałeś?”
„Kieran, powiedz mi szczerze, jesteście chuliganami?”

NIE, NIE, NIE.

Przecież to wszystko tak beznadziejnie brzmi. Nie ma szans by przeprowadzić tą rozmowę, ot tak.  Tylko jak ja mam o to zapytać?

 Moment… czy ja w ogóle chcę o to pytać? Czy ja aby na pewno chcę usłyszeć to od niego? I właściwie co to zmieni? Nic. Fakty są faktami. A prawda jest taka, że coś z tymi bójkami jest na rzeczy.
Ale… ale przecież nie udowodniono im niczego!

No nie, ale „zastanów się nad tym, że jeżeli ktoś jest oskarżany o takie samo przestępstwo  kilka razy, w różnych okresach czasu i w różnych miejscach to… sama przyznasz, że to, czy ta osoba jest niewinna, wydaje się co najmniej wątpliwe.” Znowu usłyszałam głos Matta w swoich myślach. I muszę przyznać ci rację, Matt. Masz rację. To oznacza, że coś jest nie tak.

Całe niedzielne przedpołudnie poświęciłam na rozmyślanie. Co zrobić? Co zrobić?
Dalej przyjaźnić się z ludźmi, którzy są przestępcami czy zostać z Mattem?
Zostać z Mattem, który owszem, jest moim narzeczonym, jest przystojny i mnie szanuje, czy zostać z ludźmi, z którymi czuję się swobodnie, czuję się szczęśliwa i którzy potrafią mnie w każdej chwili rozbawić?
Przecież to nie mogą być tacy źli ludzie!
Przecież ich polubiłam!
Przecież nawet moje sny podpowiadają mi, że nigdy mi nie przeszkadzało to kim są. Zawsze byłam przy ich boku, a oni trwali przy moim. To oni pierwsi  zainteresowali się moim zniknięciem. To oni pierwsi odwiedzili mnie w szpitalu. Wyłączając to jedno niedopowiedzenie – nigdy mnie nie okłamali.
Boże, co ja mam zrobić.
Ta sytuacja mnie przerasta.
Potrzebny mi jakiś gruby sznur.
Albo garść tabletek.
Albo rewolwer.

***

Po południu zadzwonił mój telefon. Nie musiałam sprawdzać kto dzwoni. Doskonale to wiedziałam. Przyłożyłam komórkę do ucha i niepewnym głosem powiedziałam:

- Halo?
- To ja. – usłyszałam głos Matta.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Ja też milczałam. Nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. W końcu mój narzeczony odezwał się:

- Zastanawiałaś się?
- Tak.
- Mam przyjechać?
- Przyjedź.
- To będę za pół godzinki.

Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam przez okno.
Zdecydowałam.
Zdecydowałam się na Matta.
Czuję, że on jedyny dał mi się poznać taki, jaki jest. Z wszystkimi zaletami, ale i wadami. A moi kumple? Już sama nie wiem kim są.

sobota, 20 kwietnia 2013

16. ... You make me cry, you make me laugh...



Dreamin'

Siedzę w korytarzu w jakimś budynku.
Znam ten budynek. To sąd.

Siedzę na jednej z ławek. Mam zamknięte oczy.
Czuję ból w barkach, jakby ktoś wcześniej gwałtownie wywinął mi ręce do tyłu.

Otwieram oczy i patrzę na ławkę naprzeciw mnie.
Siedzą na niej Moff, Danny i Gibsy.

Moff ma lekko zaczerwienione oczy i kilka siniaków na przedramieniu, ale poza tym ma się dobrze. Szepcze coś do Danny’ego.
Danny ma rozbity łuk brwiowy i koszulkę poplamioną krwią. Wygląda na najbardziej poturbowanego.
Gibsy, jak Moff, nie ma jakiś bardzo widocznych ran. Dostrzegam jedynie poranione knykcie.

Czuję wibrację mojej komórki. Zerkam na stojącego obok mnie policjanta i powoli wyciągam telefon.

- Tu nie można rozmawiać. – gromi mnie wzrokiem.
- Ale panie władzo… - robię słodkie oczka – to mama…

Widzę, że policjant się zastanawia. Po chwili mówi:

- Dobra, ale tylko chwilę. I proszę nie opuszczać tego korytarza.
- Dziękuję panu serdecznie.

Ta mina zawsze działa.
 Zerkam na telefon i widzę na wyświetlaczu: „Matt”. Odchodzę na stronę i szepczę:

- Halo? Gdzie ty jesteś?
- W biurowych.
- I co? Mów szybko!
- Jest problem. – odpowiada Matt – Danny. Danny jest na nagraniu.
- Podejrzewam, że wszyscy jesteśmy na tym pierdolonym nagraniu! – prycham trochę za głośno. Od razu się na tym łapię i wracam do szeptu – Jaki jest problem z Danem?
- Widać jego twarz.
- Kurwa. – poczym już głośniej mówię. – Muszę kończyć, mamo. Nic się nie martw. Pa!

Rozłączam się i wracam na ławkę. Kieran od razu wyłapuje mój wzrok, widzi, że coś jest nie tak. Staram się nie patrzeć na Danny’ego. Wiem jak to się skończy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zmiana scenerii.

Jesteśmy w sali sądowej. Oprócz nas znajduje się tam policjant, który nas pilnował, sędzia, stenotypistka i kilka osób na widowni.

Siedzimy naprzeciwko sędziego. To wujek Matta. Widzimy dokładnie złotą tabliczkę: „sędzia Thomas Sullivan”. Specjalista od kiboli. Na ścianie na małym telewizorze wyświetla się film z jakiejś bójki. Ciężko dostrzec tam cokolwiek, widać jedno wielkie zamieszanie. Nagle sędzia prosi o zatrzymanie nagrania. Uchwycona klatka ukazuje mężczyznę w kominiarce. Widzę, a właściwie bardziej wiem, że to Kieran. Tak też uważa przesłuchiwany właśnie policjant. Głośno prycham, słysząc jego oskarżenie. Sędzia patrzy na mnie i pyta:

- Chcę pani coś powiedzieć, pani Xavier?
- Chciałabym zadać pytanie policjantowi. Mogę? – sędzia niechętnie skinął głową, więc wstaję i zwracam się do funkcjonariusza – Na jakiej podstawie uważa pan, że mężczyzna na nagraniu to Kieran Wheeler?
- Pan Wheeler uciekał z miejsca zdarzenia. Razem z panem Moffem. I panią.
- A pan by nie uciekał, gdyby pan zobaczył, że niedaleko pana wielki tłum mężczyzn wdał się w bójkę? Ucieczka to raczej naturalna reakcja.
- To wszystko? – patrzy na mnie sędzia.
-  Nie. Chciałam jednak o to dopytać. Bo skąd pan wiedział, że chodzi akurat dokładnie o pana Wheelera? Przecież Kieran uciekał z odsłoniętą twarzą, a mężczyzna na nagraniu ma na sobie kominiarkę.
- Bez problemu mógł ją wyrzucić. Żadna filozofia. Z resztą biegł z tamtego kierunku i do tego pan Wheeler ma koszulkę Arsenalu, tak jak mężczyzna na nagraniu. – odpowiada policjant.
- Przepraszam, ale chciałabym zauważyć, że wracaliśmy z meczu Gunners. W promieniu kilku kilometrów były tysiące osób w koszulce Arsenalu.
 -Ale… eee… - funkcjonariusz miesza się – mężczyzna na nagraniu ma eee… bardzo podobną posturę.
- Podobną posturę? – dopytuję – Ile pan ma wzrostu?
- Do czego to prowadzi?! – grzmi  sędzia.
- Zaraz sąd zrozumie – mówię pewnie –  czy policjant może odpowiedzieć? – sędzia ponownie kiwa głową, jeszcze bardziej niechętnie niż poprzednio.
- Mam 5 stóp i 9 cali. – odpowiada niepewnie funkcjonariusz.
- Przepraszam, ale  wygląda na to, że pan również ma bardzo podobną posturę do pana Wheelera, zupełnie jak mężczyzna na nagraniu. Więc gdyby miał pan kominiarkę i koszulkę, które później by pan wyrzucił to… może to pan jest na nagraniu?
- Dziękuję pani Xavier. – odpowiada głośno sędzia.
- Wysoki sądzie, chciałam tylko…
- Dziękuję pani. – przerywa mi sędzia –  Sąd zrozumiał, co chciała pani przekazać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Zmiana scenerii. 

Ciągle jesteśmy w sali, ale widzę, że minęło trochę czasu. Teraz stoimy prawie na baczność. Sędzia Sullivan trzyma w rękach jakąś kartkę. Patrzy na nas wręcz z pogardą. Następnie przenosi wzrok na kartkę papieru i odczytuje:

- Na mocy nadanego mi prawa stwierdzam, że obecni tu pani Aideen Xavier, pan Evan Alfred Moff i pan Kieran Jack Wheeler są niewinni. Tym samym oczyszcza się  ich z zarzutów. Natomiast pana Daniela Connoy’a uznaję za winnego zarzucanego mu czynu udziału w bójce ulicznej oraz uszkodzenia ciała 3 osób  i skazuję go na karę 3000 funtów oraz 7 lat zakazu stadionowego. 

Danny spuszcza głowę.
Moff, Kieran i ja też.

Nie potrafimy spojrzeć mu w twarz.


***

Ten sen… to było wspomnienie. Czuję to.
To z całą pewnością  było wspomnienie.
Wszystko było takie realne.

I to wyjaśnia dlaczego na zdjęciach meczowych z ostatniego roku byłam tylko z Moffem i Kieranem. Bez Danny’ego.
Ale  jak to się stało, że zasiedliśmy na ławie oskarżonych? Jak to się stało, że JA byłam na ławie oskarżonych?!

Przez pół poranka rozmyślałam o moim śnie, próbując przypomnieć sobie coś więcej na temat tego zdarzenia. Nie udawało mi się. Drugie pół, próbowałam wyprzeć to z moich myśli, żeby nie dać po sobie nic poznać. Przecież dziś wybierałam się z Kieranem i małą Frankie do zoo. 


***

MUSIC

Koło jedenastej usłyszałam dzwonek do drzwi. Złapałam za kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Tam czekał na mnie Kieran.

- Cześć. – powiedziałam wesoło, zamykając drzwi.
- Hej. – cmoknął mnie w policzek. – Jesteś pewna, że chcesz iść do tego zoo? Frankie cię tak zaatakowała zaproszeniem, a przecież ty z tą nogą…
- Oczywiście! Nawet nie wiem czy kiedyś byłam w zoo!
- Eee… Fran uwielbia zoo, więc w ostatnim półroczu byliśmy tam... – zaczął liczyć w pamięci – jakieś 7 razy.
- O! – zdziwiłam się – A gdzie mała?
- W aucie. – klepnął mnie w ramię – Chodź.

Podróż nie była długa, niemal w mgnieniu oka znaleźliśmy się na miejscu. Czas spędzony w samochodzie został mi niezmiernie umilony przez Kierana i Frankie śpiewających w głos „Call me maybe”. 

Trzy razy.
 Wariaci. 

Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w kierunku bramy głównej. Frankie szła krok przed nami, zachowywała się jak przewodnik stada. Dumnie kroczyła do przodu.

- Czekaj. – szepnął do mnie Kieran.

Nie wiedziałam o co mu chodzi, więc spojrzałam na niego niezrozumiale. On zatrzymał się jak wryty i zawołał przestraszonym głosem:

- O nie, Frankie. Chyba nie mamy biletów!
- Przecież pakowałeś! – mruknęła z wyrzutem dziewczynka.

Oho! I zaczęło się przedstawienie. Patrzałam to na jedno, to na drugie z towarzyszącej mi dwójki.

- Ale ich nie mam! – Gibsy rozłożył bezradnie ręce.
- Masz! W kieszeni! – tupnęła nogą mała.
- Ahaaa – kiwnął głową Kieran i wsunął dłonie do kieszeni bluzy – Nie, Frankie, tu ich nie ma!
- W spodniaaach. – wywróciła oczami dziewczynka i oparła dłonie na biodrach, wyczekując.

Kieran teatralnym ruchem wsunął rękę do lewej kieszeni swoich spodni:

- Nie ma!
- W kieszeni na tyyyłku! – westchnęła mała potupując nogą.
- W prawej też ich nie ma! – droczył się dalej, wyjmując dłoń z drugiej kieszonki.
- Na tyyyyłkuuuu! – już właściwie krzyczała Frankie.
- Frankie – Gibsy pochylił się w kierunku małej i pokręcił głową – to nieładnie drapać się po tyłku w miejscu publicznym.
- BILETY. MASZ. W. KIESZENI. NA. TYŁKU !!! – każdemu słowu towarzyszyło tupnięcie małej nóżki.
- Aaahaaa! – Kieran klepnął się w czoło i wyciągnął bilety z tylnej kieszeni – Faktycznie! Są!
- Ech, wujku…  – westchnęła Frankie, przykładając dłoń do czoła – Jesteś takim głuptasem…

Zachichotałam.

- Ale i tak mnie kochasz, bo zabrałem cię do zoo. – skomentował Kieran, robiąc dumną minę.
- No kocham, kocham – pokiwała głową mała – ale byłoby łatwiej, gdybyś się zachowywał jak dorosły człowiek. – dokończyła rezolutnie.

Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.

***

Spacerowaliśmy pośród wybiegów. Ja i Kieran nie mieliśmy zbyt dużo okazji do rozmowy, gdyż mała Frankie kazała się posadzić na ramionach swojego wujka. A chciałam go zapytać o tyle rzeczy…
W końcu nadarzyła się jednak okazja. Dziewczynce znudziło się siedzenie i chciała pochodzić trochę sama. Kieran zdjął ją ze swoich ramion i pozwolił jej podejść bliżej ogrodzenia. Od razu postanowiłam wykorzystać sytuację:

- Kieran, chciałam cię zapytać o kilka rzeczy…
- Jasne, wal. – uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- Bo widzisz, dziś śniło mi s…
- WUJKU, WUUUJKUUUU!!! – podbiegła do nas Frankie i chwyciła Kierana za rękę – chodź szybko!

Gibsy posłał mi przepraszający wzrok i ruszył za ciągnącą go dziewczynką. Ja również poszłam za nimi. Fran ustawiła nas przed ogrodzeniem wybiegu, pokazała małym paluszkiem dwie małpy i zapytała:

- Wujku, co one robią?

Skierowaliśmy wzrok we wskazanym kierunku i naszym oczom ukazały się małpy, a konkretnie samiec na samicy, które… ekhem ekhem… kopulowały.
Spojrzeliśmy na siebie z Kieranem i wybuchnęliśmy śmiechem.

- Dlaczego się śmiejecie? – zapytała z pretensją mała.
- Przepraszam, kochanie… przepraszam… nie… to nic… -zaczął tłumaczyć naszą reakcję Gibsy.
- Wujku, no powiedz, co tam się dzieje? Czy one walczą?
- Nieee, Frankie, one nie walczą. –próbował wyjaśniać z poważną miną.
- To co one robią? – drążyła mała.
- One… eee… - Kieran spojrzał na mnie, szukając ratunku. 
- One się bawią. – odparłam spokojnie.
- Dokładnie tak! – potwierdził Gibsy radośnie – to taka forma zabawy! To co, mała,  idziemy dalej? – chciał jak najszybciej zniknąć z tego miejsca.
- Ale… - Frankie wciąż stała w miejscu, przyglądając się zwierzętom – Ale na pewno nie dzieje im się krzywda? Ta małpa na dole, pod tym panem małpą, wydaje z siebie jakieś takie jęki…

Próbowaliśmy z Kieranem zachować poważne miny.

- Wujku, może ją boli? – martwiła się dziewczynka.
- Frankie – położyłam jej dłoń na ramieniu – nieeee, nie boli jej.
- Tak? – spojrzała mi głęboko w oczy – A skąd ty to możesz wiedzieć?

 Gibsy nie wytrzymał i zaczął trząść się ze śmiechu:

- Właśnie Aideen, skąd ty to możesz wiedzieć?
- KIERAN! – rzuciłam z pretensją – PRZESTAŃ!!!
- Przepraszam… przepraszam… - wymruczał między jednym napadem śmiechu a drugim – Jakoś tak dostałem głupawki.
- Chodźmy dalej. – złapała mnie za rękę Frankie – Wujek się dziwnie zachowuje patrząc na te małpy. Chyba im zazdrości tej zabawy.

Tym razem to ja wybuchnęłam głośnym śmiechem, a Kieran popatrzał na mnie obrażony.

- Co was tak bawi?! – zapytała obrażona dziewczynka – Oboje dziwnie się zachowujecie. 

***

Podczas powrotu Kieran zapytał mnie o czym chciałam z nim porozmawiać, ale zbyłam go, mówiąc, że to „nie takie ważne”, że właściwie sama zapomniałam i że pogadamy o tym później. Pokiwał głową, chociaż pewnie wyczuł, że kłamię.

Postanowiłam jednak nie zaprzątać sobie zbytnio tym wszystkim głowy, bo przecież JUTRO MECZ. 

_______________________________________________________________
OD AUTORKI: Oto efekt braku internetu i przypływu weny ;) Odcinek trochę istotny, a trochę zabawny :D Piszcie co sądzicie x) 
Enjoy :) 
Buźźźź :* 

PS dzięki bardzo za wszystkie Wasze dotychczasowe komentarze <3

PS2 I trzymamy dziś kciuki za Arsenal!
COYG!

PS3 a jutro trzymajcie za Celtic, który jeśli wygra, zdobędzie swoje  44. mistrzostwo Szkocji! C'MON THE BHOYS!


środa, 17 kwietnia 2013

15. ...Should I stay or should I go?...



Podczas powrotu z salonu fryzjerskiego, gdy siedziałam w aucie Matta, rozmyślałam co ta starsza pani miała na myśli.
 Że niby to mi Kieran chce zaimponować? Niee, musiała to źle zinterpretować. Przecież ja znam Gibsy’ego od miliona lat, raczej niczym mnie już nie zaskoczy. 

Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu Matta.

- Zerkniesz kto to? – poprosił mnie.
- Wujek Thomas.  – odczytałam.
- O cholera! Prawie zapomniałem, że się z nim umówiłem. Poduczam się u niego do zawodu.

ACH, NO TAK! To ten spec od kiboli.
Widziałam u Matta jakieś takie nagłe zdenerwowanie i rozgorączkowanie. Pewnie krótko go trzyma ten wujaszek.

- Posłuchaj Aideen, ja cie teraz szybko podrzucę do domu i…
- A możesz mnie podrzucić na Regent Street – zapytałam nieśmiało.
- Na Regent? Aideen, ale jak ty z tą nogą…
- Poradzę sobie. Proszę. – widziałam, że jego pośpiech działa na moją korzyść.
- No dobrze.

***

Po piętnastominutowej, ciężkiej przeprawie pieszej znalazłam się w moim miejscu pracy.  Dzisiejsza scenka rodzajowa Kierana, przyniosła mi na myśl to, że pracujemy w sklepie odzieżowym niedaleko Regent Street. 

Kiedy znalazłam się na miejscu poczułam znajomy zapach. Objęłam wielkie pomieszczenie wzrokiem. Wokół wieszaków kręciło się mnóstwo osób. Sama nawet zwróciłam uwagę na ładną brązową tunikę. Od razu podeszłam do niej i zaczęłam ją oglądać. W pewnym momencie usłyszałam za sobą głos:

- W czym mogę pomóc miłej kulawej pani?

No tak. Odwróciłam się ze śmiechem i mój wzrok napotkał Kierana. Chciałam odparować mu coś równie złośliwego, jednak oszołomił mnie jego strój.

- Wow. Ty masz na sobie… koszulę! – zdziwiłam się.
- Owszem mam, ale mogę ci zdradzić w tajemnicy – tu pochylił się do mnie – że to tylko służbowa.

Nie mogłam nie zareagować śmiechem. Już chciałam mu powiedzieć, w jakiej sprawie tu przychodzę, ale dało się słyszeć huk. Odwróciłam się i zobaczyłam jak przestraszona dziewczyna próbuje ustawić do pionu dwa przewrócone manekiny. Uśmiechała się przepraszająco i im bardziej próbowała doprowadzić ekspozycję do porządku, tym mniej jej się do udawało.

- Tak. – usłyszałam za sobą zniesmaczony głos Gibsy’ego  - To TA laska cię zastępuje. Czego się nie dotknie to jebs, popsuje. – odwróciłam się do niego przodem i zobaczyłam jak kręci głową –Najpierw jak zajmowała się sprzątaniem to złamała mopa. Ostatnio jak stała na kasie to zawiesił się cały system i trzeba było zamknąć przed czasem, żeby to naprawić. Dlatego teraz przenieśli ją na układanie ekspozycji i to chyba też nie jest jej mocna strona. Kierownik już dostaje z nią świra.
- Aporpos’ kierownika, gdzie go znajdę? – przerwałam monolog przyjaciela.
- A po co ci kierownik?
- Po prostu mnie do niego zaprowadź.

Kieran spełnił moją prośbę i zaprowadził mnie do pomieszczenia biurowego. Po rozmowie, udało mi się załatwić (ku uciesze mojej i kierownika chyba też), że od przyszłego tygodnia będę pracować w niepełnym wymiarze godzin, na kasie.

Koniec z kiszeniem się w domu!

Jupiiii!

***

Wieczorem chłopcy (czyt. Kieran i Moff) wyciągnęli mnie na spacer. Spacer wyglądał tak, że doszliśmy do Tamizy i usiedliśmy na jednej z ławek, bo już się zdążyłam ostro zdyszeć. Po chwili odpoczynku znów ruszyliśmy, tym razem wzdłuż rzeki.

Moff postawił kołnierzyk swojej kurtki i mruknął:

- Gdybym był tu z jakąś laską, powiedziałbym, że jest pięknie i romantycznie. Ale jestem tu z wami, więc mogę szczerze powiedzieć, że pizga jak cholera. Nie uważacie?
- Aż gwiżdże w uszach. – skrzywił się Kieran.
- Chcecie gdzieś pójść? – spytałam.
- Najbliżej jest do Billy’ego, ale po tym jak ostatnio tam byliśmy, nie wiem, czy Lisa zechce nas wpuścić. – westchnął rudy.
- Lisa – szepnął do mnie Kieran – to żona Billa.
- A co zrobiliście?
- Właściwie nic takiego. – wzruszył ramionami Moff – Trochę się spiliśmy.
- Trochę, to znaczy tak – zaczął wyjaśniać Gibsy – że, gdy Lisa usiadła Billowi na kolanach to ją z nich zrzucił i powiedział: – tu Kieran zaczął udawać niski, poważny głos Billa –  „Sorry maleńka, jesteś piękna, ale mam już żonę” ,po czym pomachał jej przed oczami obrączką. – na końcu opowieści sam zaczął się już śmiać.
- Chyba… powinna… się… cieszyć… - skomentowałam, pomiędzy wybuchami śmiechu.
- Nie bądź taki mądry! – obruszył się Moff – chciałeś ukraść im psa. – rudy zwrócił się do mnie – Kumasz typa? Chciał wyjść z dorosłym owczarkiem niemieckim pod pachą i  myślał, że nikt tego nie zauważy.

Znowu wybuchnęłam śmiechem, a Kieran starał się sprostować:

- To przez Aideen! – wskazał na mnie – Powiedziała, że zawsze marzyła o własnym niedźwiedziu. – na tym etapie zaczęłam wycierać swoją twarz, bo popłakałam się ze śmiechu – z resztą Moff, ty jesteś ostatnią osobą, która ma prawo się ze mnie nabijać. Już zapomniałeś, że na koniec wieczoru zarzygałeś całą rabatkę kwiatową Lisy? – Kieran szturchnął kumpla w ramię i ze śmiechem dodał – Jak zaczęła cię za to obkładać parasolem, to myślałem, że cię nim zajebie.

Po raz kolejny po chyba całej rzece rozniósł się nasz śmiech. Wszyscy troje płakaliśmy, chłopacy na myśl o wspomnieniach, a ja z nowopoznanych historyjek.

- To co, wbijamy do Doyle’ów? – zapytał Moff, gdy się uspokoiliśmy.
- Możemy spróbować. – uśmiechnął się Kieran – Ale może dziś odpuśćmy browary. Kupmy jakieś ciastka i posiedzimy przy herbacie.
- Przy herbacie? Ty? – zaśmiał się Moff. – Przy herbacie z wkładem chyba…
- To właściwie nie jest zły pomysł… - zasugerowałam.
- No. To postanowione. – podsumował Gibsy – Kierunek sklep. A później dom Doyle’ów.

***

Następnego postanowiłam zaczaić się na tatę. Sobota – dzień meczu – zbliżała się nieubłaganie. Jako że mniej więcej do 3pm wylegiwałam się w łóżku ( tak, po miłej wizycie w domu Billa; tak, herbatki były z wkładem) trochę mi zajęło, zanim zwlekłam się na dół.

W końcu po kolacji zadeklarowałam się, że chcę pomyć naczynia. Od razu zaznaczyłam też, że jednak ze względu na nogę potrzebuję pomocy. Udało mi się pokrętnie wymusić, żeby to tata był tym, który będzie mi asystował. Kiedy mama i Nolee opuściły kuchnię, postanowiłam wprowadzić mój plan w życie.

- Jak w pracy? – zagaiłam.
- Jak to w biurze. Mnóstwo roboty przed komputerem. Straszna nuda.  – zrobił zdegustowaną minę – A co ty dziś robiłaś?
- Eee… Leżałam w łóżku.   Wczoraj z chłopakami wpadliśmy do Billa i…
- Rozumiem. – zachichotał tato – Mam wrażenie, że naprawdę lubisz się z nimi spotykać. – zerknął na mnie znad wycieranego talerza.
- Oj tak. Dają mi takie poczucie, że… że wiesz, jestem na właściwym miejscu. A to dla mnie bardzo ważne. Zwłaszcza teraz. – westchnęłam i postanowiłam wprowadzić temat, o który tak naprawdę mi chodziło – A… a pamiętasz jak ty ostatnio się z nimi spotkałeś? W ogródku Kierana?  - mój ojciec skinął głową – A pamiętasz… co mówił Billy o… o sobotnim meczu?
- Wiedziałem. – spojrzał na mnie z przyganą – Czułem w jaką stronę to idzie. – odłożył talerz i oparł ręce na biodrach – Posłuchaj, Aideen…
- Taatoooo - przerwałam mu – chodź ze mną na mecz. Proszę cię.  – zrobiłam słodkie oczy.
- Kochanie, ja już nie chodzę na Emirates. Nie pamiętam, kiedy byłem na meczu i…
- WŁAŚNIE! – przerwałam mu – A kiedyś byłeś takim zagorzałym kibicem! Tato, no, chodź ze mną! Jak za dawnych czasów…  – zachęcałam.
- Przepraszam, że to powiem, Aideen, ale chyba zrobiłem błąd, zabierając cię jako dziecko na stadion.
- Co ty mówisz?! Jaki błąd?! A pamiętasz… - przypomniał mi się jeden z moich pierwszych snów w szpitalu, ten gdy jako dziecko byłam na stadionie. Teraz przypomniałam sobie, że  byłam tam z tatą i Kieranem! – A pamiętasz jak Henry podpisał mi koszulkę? Pamiętasz? Pamiętasz jak bardzo się cieszyłam? I jak Kieran mi zazdrościł? Pamiętasz? Do tej pory ją mam! Przecież to jedno z moich najszczęśliwszych wspomnień!

 Zobaczyłam jak oczy mojego taty lekko się zaszkliły. Czyżby się wzruszył? Patrzałam na niego wyczekująco. On zamrugał intensywnie oczami, poczym popatrzał na mnie i powiedział:

- No dobrze, dobrze. Pójdę z tobą na mecz.
- Tatusiu!!!!  - rzuciłam się mu na szyję, o mało co nie strącając świeżo wytartych talerzy – Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – śpiewałam mu do ucha.
- No już, już. Puść mnie. – kiedy odsunęłam się od taty na kilka kroków, podniósł rękę i powiedział – Ale idziemy na trybunę pikników.
- Oczywiście. Co tylko sobie życzysz!

Z uśmiechem na twarzy wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wystukałam na klawiaturze sms do Billy’ego:
„Szykuj 2 bilety na pikniki, bo widzimy się w sobotę na stadionie!” 
Cała szczęśliwa jeszcze raz rzuciłam się tacie na szyję. W tym momencie do kuchni wszedł Matt. (skąd on się tu wziął?)

- Dobry wiecz… Och. Nie chciałem przeszkadzać.
- Aideen już kończy na mnie wisieć. – odparł wesoło mój tata, odsuwając mnie lekko od siebie.
- Na szczęście to pan jest tym, na którym wisiała. W innym wypadku nie rozmawialibyśmy tak spokojnie.

Matt zrobił groźną minę, a tata zaśmiał się uprzejmie. Spojrzałam na ich obu.

- Puchar za suchar! – rzuciłam, na co mój ojciec roześmiał  się szczerze i głośno.
- Przepraszam. – Matthiew zrobił smutną minkę, po czym spojrzał na mnie już poważniej. – Zostajemy tutaj? Czy idziemy do ciebie?
- Już idziemy. – uśmiechnęłam się szeroko.

Z pomocą Matta, który użyczył mi swojego ramienia, dostałam się na piętro. (…przeszło mi przez myśl, że Kieran ZAWSZE mnie nosi…)
Przekroczyliśmy próg mojego pokoju (przeprosiłam za bałagan) i przysiedliśmy na parapecie wśród poduszek.

- Co cię wprawiło w taki nastrój? – zapytał z zainteresowaniem.
- Tata pójdzie ze mną na mecz w sobotę! – odparłam radośnie.
- Masz zamiar… - spojrzał na mnie przenikliwie – iść… na mecz?  Na stadion? – słowo „stadion” wypowiedział niemal z obrzydzeniem.
- Tak!! – krzyknęłam wesoło, chcąc pokazać jaką radość mi to sprawia – Ale jestem szczęśliwa.
Matt popatrzał na mnie w ciszy, następnie zmierzył mnie wzrokiem i z zimnym spojrzeniem powiedział twardym głosem:
- Nie zgadzam się.

Spojrzałam na niego totalnie zaskoczona. Aż się pochyliłam. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. On się… NIE ZGADZA?

Co to ma być?!

- Słucham?!
- Aideen, nie chcę, żebyś szła na mecz. – powiedział kładąc nacisk na „nie chcę” – Nie zgadzam się. – powtórzył.
- Obawiam się, że moje decyzje nie wymagają twojego pozwolenia. – powiedziałam chłodno. 

Kto dał mu prawo decydowania gdzie mam pójść, a gdzie nie?!

- Posłuchaj, jeśli pójdziesz na ten mecz to…
- To co? – przerwałam mu –obrazisz się?  zostawisz mnie? To co, Matt?!
- To… to będę na ciebie bardzo zły.
- To jest szantaż emocjonalny, wiesz? 
- Nie chodzi mi o żaden szantaż. Po prostu… po prostu nie chcę żebyś tam szła.
- Matt, uważam, że nie masz żadnego, absolutnie żadnego prawa, mówić albo wywierać na mnie presję, żebym tam nie poszła. Idę tam z tatą, rozumiesz? Z tatą.
- Ax, mimo wszystko, nie podoba mi się to.
- Mathiew, to chyba czas żebyś pojechał do domu.
- Ax – wstał i spojrzał na mnie z góry – proszę cię, przemyśl to jeszcze.
- Wyjdź.

Matt spuścił głowę, posłał mi smutne spojrzenie i wyszedł.

ALE MNIE ZIRYTOWAŁ!!!!

Będzie mi mówił co mam robić?! No chyba kpi.

Zepsuł mi humor.

A tak się cieszyłam…
__________________________________________________________________
OD AUTORKI: Jeden z krótszych odcinków składam na ekrany Wasze :) Mimo to, mam nadzieję, że się choć trochę spodoba. Przepraszam, że tak długo to trwało, ale póki co nie zapowiada się na lepsze czasy,bo jestem zasypana robotą :( 

PS Ze względu na zakończenie możecie sobie poużywać i wylać morze nienawiści na Matta xD 

Buuuuuź ;* ;* 

wtorek, 9 kwietnia 2013

14. ... No matter what, we're friends for life ...


Dreamin'

Idziemy na imprezę.
Ja, Moff, Danny i Kieran.

Jesteśmy coraz bliżej klubu. Mijamy kolejkę ludzi, która chce do niego wejść. Nie musimy się w niej kisić, nasz kumpel jest bramkarzem.

Nagle ktoś z tłumu wyciąga rękę i łapie Kierana za ramię. Wszyscy się obracamy, żeby zobaczyć kto to.  Widzimy drobną, ładną brunetkę, która uśmiecha się nieśmiało.

- Cześć, Kieran. – mówi.

Zatrzymujemy się, żeby obejrzeć scenkę między nią a Gibsy’m. On nie odpowiada nic, obcina ją wzrokiem od góry do dołu i unosi brew. Dziewczynie rzednie mina, ale próbuje trzymać fason.

- Nie pamiętasz mnie? Poznaliśmy się 3 dni temu na imprezie. – znowu próbuje się uśmiechnąć i lekko spanikowana zerka na swoją przyjaciółkę.

- Nie pamiętam cię. – mówi Kieran, z zaciętą miną.
- Mam na imię Kat i…
- Nie pamiętam cię. – odpowiada jej z naciskiem Gibsy – Mam to jakoś dosadniej powiedzieć?
- Ach, więc teraz mnie nie pamiętasz? – brunetka się irytuje – Nie pozwolę ci, żebyś mnie traktował jak jakąś łatwą panienkę!
- Pff. – prycha Kieran, a na jego twarz wpływa chamski uśmiech – 3 dni temu nie byłaś jakoś specjalnie skomplikowana.

Dziewczynie opada szczęka. Gibsy odwraca się , mija nas i odchodzi. Biegnę za nim przez kilkanaście metrów, łapię go za ramię i odwracam przodem do siebie.

- Mogłeś ją potraktować chociaż z odrobiną szacunku. – mówię z pretensją.
- Szacunku? – Kieran patrzy na mnie i unosi brew –3 dni temu nie musiałem zrobić dosłownie nic, ta laska sama wpakowała mi się do łóżka, a teraz chce zgrywać wielką damę.
- To nie było fair.
- Hahaha. – wybucha śmiechem – Ax, akurat ty jesteś ostatnią osobą, która może mówić drugiej co w stosunkach damsko-męskich jest fair a co nie jest.
- Jesteś skurwielem.
- Hmm. – znowu ten chamski uśmiech – Dla ciebie też znajdzie się określenie.

Nie wytrzymuję. Podnoszę rękę i z całej siły uderzam go w twarz. Kieran nawet się nie ruszył. Jedynie w miejscu, gdzie moja dłoń spotkała się z jego twarzą, przyzwyczajoną do o wiele silniejszych ciosów, pojawiło się zaróżowienie.

- Miałem na myśli słowo „hipokrytka”. – znowu uśmiecha się wrednie  – A co tobie przyszło do głowy? Zastanów się nad tym.

Dopiero teraz dopadają do nas Moff i Danny. Rudy patrzy to na mnie, to na Kierana i pyta:

- Co się stało?

W odpowiedzi Dan, chichocze i kręci głową:

- Daj spokój, Moff. To pewnie gra wstępna.
- A spierdalajcie. – odpowiadam. – Mam was dość. Wszystkich. Może moje życie byłoby lepsze, gdybym was nie znała. – odchodzę w tłum.


_______________________________________________________________


Czuję się jakby ktoś grał ze mną w „dobry policjant; zły policjant”. Albo jakby ktoś tu miał rozdwojenie jaźni.

Kieran.

  Raz jest opiekuńczy, raz spławia moją siostrę jak ostatni cham. Raz jest czuły, raz traktuje jakąś dziunię jak przedmiot.  Co jest z tym chłopakiem?! Teoretycznie coraz więcej o nim wiem, a praktycznie oznacza to, że już nic nie wiem. Sama się gubię. Im dalej brnę w przeszłość, tym bardziej wszystko wydaje się poplątane.

Całe przedpołudnie spędziłam w łóżku. Zrobiłam przegląd generalny mojego netbooka. Uznałam, że przecież cały czas takie źródło informacji znajdowało się u mojego boku. A ja z niego nie korzystałam…

Znalazłam mnóstwo zdjęć z wyjazdów na mecze, z różnych wypadów z kumplami, z imprez. Moja twarz sama się uśmiechała na ich widok tych wszystkich wygłupów. „Stara ja” naprawdę była zadowolona ze swojego życia. Te wszystkie fotki utwierdziły mnie w przekonaniu, że Danny, Billy, Moff i Gibsy to jednak najlepsze co mi się w życiu przytrafiło. W którymś momencie mojej podróży natrafiłam na folder o nazwie „21 Bday of K”. Otworzyłam go, jednak był pusty. Powtórzyłam czynność, myśląc, że może to laptop zamulił, ale nic to nie dało.
Po co zakładałam folder, skoro jest pusty?
Głupota!

I wtedy naszła mnie pewna myśl. Weszłam w opcje folderów i zaznaczyłam formułkę „pokaż ukryte pliki i foldery”. I bum! W folderze pokazały się zdjęcia i kilkuminutowy filmik o nazwie „życzenia”. Nie mogłam się powstrzymać, by go nie odtworzyć.

Moim oczom ukazał się pijany Kieran. Lekko chwiał się w rytm muzyki lecącej w tle. Po jego lewej stronie stali wspierający się nawzajem Billy i Danny. Po prawej zaś, stałam ja. Od razu zauważyłam, że też byliśmy nieźle zaprawieni. Zza kadru dało się słyszeć głos Moffa:

- Wheeler!!! Powiedz czego sobie życzysz! To twoja noc!
- Właśnie, Moffin dobrze gada! Dalej Gibsy, jedziesz! – zachęciłam.

Oh, i tak btw., nazwałam Moffa „Moffin”.
Fajne.
Jak muffinek.

- A więęęęc… - zaczął przeciągle Kieran – Życzę sobieee… Saamych zwycięstw Arsenalu! – to życzenie wywołało nasz aplauz – Trofeeeeów! – znowu aplauz –  Tytułów! – znów brawa – Chciałbym też, żeby nigdy więcej, NIGDY, nikt nie sprał mi dupy jak dwa tygodnie temu w Manchesterze.

Tu wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Gibsy uciszył nas jednak gestem dłoni i kontynuował.

- Chcę też hektolitrów piiiwa! I łatwych panieneeek! – tu chłopcy zaczęli klaskać, a ja popatrzyłam krzywo na Kierana. To spowodowało, że skłonił czoło i dodał – Oczywiście do czasu, kiedy Ax w końcu przyzna, że mnie kocha i nie może beze mnie żyć!
- Niedoczekanie. – rzuciłam w niego garścią chipsów.
- Życzę sobie jeeeszcze, no booo nie skończyłem, tooo sobie żyyyczę… a żyyyczę sobie jeszcze, bym zawsze, ale to ZAWSZE miał przy sobie moooich przyjaciół! Taaaak jest! O was mówię, moi mili. O waaas, którzy dziś spili mnie tak, że jutro będę miał kaca jak stąd do Walii. Mówię o tobie – wskazał na Danny’ego – o tobie – na Billa – o tobie, Moff – spojrzał w kierunku kamery, a później odwrócił się do mnie– no i mojej najwspanialszej  Aideen, z którą jeszcze nie tak dawno wspólne bawiliśmy się w doktora!
- Nie przypominaj mi, głupku! – skrzywiłam się ostentacyjnie, pomimo głośnych śmiechów kumpli.
- Kocham was bardzo – kontynuował swój monolog Gibsy – Bardzo, bardzo! Chodźcie tu, mordy wy moje – machnął na Danny’ego i Billa, żeby się zbliżyli – i ty mordeczko – przyciągnął mnie do siebie ramieniem – Ty też chodź, rudy brzydalu –kamera, trzymana przed Moffa, zbliżyła się do Gibsy’ego a następnie pokazała podłogę i tak skończył sie filmik.

Zdałam sobie sprawę, że mam łzy w oczach. Ze śmiechu. Jesteśmy grupą absolutnych wariatów. Dawno się tak nie uśmiałam. Pomyślałam wtedy, że chciałabym jak najwięcej czasu spędzać z moimi kumplami. Żeby znów odwalać takie akcje.
Chcę być tego częścią!

***

Po obiedzie przyjechał do mnie Matt. Siedzieliśmy w moim pokoju na parapecie i przez chwilę rozmawialiśmy o tym, co u niego na uczelni (zupełnie nie zrozumiałam o czym do mnie mówił).

- To co będziemy dziś robić? – zapytał w końcu, uśmiechając się szeroko.

Pomyślałam wtedy, że z moimi kumplami nigdy nie mamy takich problemów. Pytanie „co będziemy robić?” zwyczajnie nie występuje w naszym słowniku. My po prostu robimy różne rzeczy. I już.

- Aideen, kochanie, słyszysz?
- Przepraszam zamyśliłam się.
- Widzę właśnie, słoneczko. – cmoknął mnie w policzek – To jak? Jakie pomysły?
- Dzisiaj przy porannej toalecie tak sobie pomyślałam… zawieziesz mnie do fryzjera?
- Do fryzjera? – zdziwił się – Kochanie, przecież wyglądasz dobrze.
- Dziękuję ci Mattie, jesteś słodki, ale chcę sobie zrobić grzywkę.
- Grzywkę? Ja lubię twoje włosy.

WŁAŚNIE „MOJE”!!! WIĘC JEŚLI CHCĘ ZROBIĆ SOBIE GRZYWKĘ, TO JĄ ZROBIĘ!!!
UGH!
JAK ON MNIE DZIŚ IRYTUJE!

- Doceniam to, ale zrozum mnie, Matt. Mam dziurę w głowie, która jeszcze nie do końca się zagoiła i chcę ją zakryć, bo nie czuję się z nią komfortowo. – starałam się tłumaczyć spokojnie.
- Aideen, to tylko przez ranę? Przecież wszyscy twoi bliscy wiedzą, że miałaś wypadek i…
- Do jasnej cholery – przerwałam mu – możesz przestać?!
- Ale myszko…
- I przestań do mnie mówić takim językiem!!! Jakbyś nie potrafił zbudować ani jedniutkiego porządnego zdanka. – przedrzeźniałam go.

Do tej pory miałam Matta za idealnego. Teraz zaczęło mi to przeszkadzać. Zaczęłam dostrzegać, że jest zbyt idealny…

- Więc? Zawieziesz mnie tam, czy mam poprosić Kierana?!
- Och… ja… - zmieszał się – oczywiście, że cię zawiozę. Nie ma problemu. Musisz od razu mieszać w to tego … tego… twojego kumpla?!

Co jest ze mną nie tak? Chłopak się stara, a ja co? Dlaczego go tak zaatakowałam?!

- Przepraszam cię, Matt. Jestem dziś jakaś drażliwa. Zawieziesz mnie? Do Cece Salon, tam gdzie zawsze.
Mój chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Co się śmiejesz? – zmarszczyłam brwi.
- Nie pamiętasz wielu istotnych rzeczy, a… pamiętasz, gdzie chodzisz do fryzjera. – zaśmiał się.
- Matt, są rzeczy ważne i ważniejsze! – również się zaśmiałam. – Każda dziewczyna musi mieć zaufanego fryzjera!

Kilkanaście minut później znaleźliśmy się na właściwej ulicy. Przekraczając  próg, rozejrzałam się po liliowym pomieszczeniu i poczułam specyficzny, choć przyjemny, zapach salonu fryzjerskiego. Na jednym z foteli siedziała kobieta, którą obsługiwała brązowowłosa fryzjerka.  Kiedy weszłam, odwróciła się w moją stronę. Od razu rozpoznałam w niej dziewczynę, o której tak dużo myślałam - dziewczynę ze zdjęć Kierana – Marthę.

- Aideen! Jak miło cię widzieć! – zawołała wesoło – jestem Martha, siostra Kier…
- Pamiętam kim jesteś. – uśmiechnęłam się – I też miło cię widzieć.
- Ty też witaj Matt. Usiądźcie sobie na kanapie – wskazała mebel przy drzwiach – zaraz kończę. 

Przysiedliśmy na sofie. Matt pochylił się do mnie i szepnął mi do ucha:

-Martha jest bardzo miła. Aż nie chce się wierzyć, że w jakikolwiek sposób jest spokrewniona z Wheelerem.

Na ten tekst wywróciłam ostentacyjnie oczami. Gdybyś był dla niego miły, Kieran też byłby taki dla ciebie, Matt. Ugh. 

Po chwili Marthie pożegnała się z klientką i skierowała się do nas:

- Chodź tu, rozbijako! – rozłożyła ramiona, w których po chwili się znalazłam -  Kiedy Kieran mi opowiadał w jakim jesteś stanie to byłam przerażona, ale teraz widzę, że się nieźle trzymasz, kochana! – odsunęła się ode mnie i wskazała na fotel – Proszę, zapraszam.

Kiedy zajęłam miejsce przed wielkim lustrem, zobaczyłam jak brązowowłosa chwilę mi się przygląda, poczym mówi:

- Coś czuję, że jesteś tu z powodu tej rany, co? Będziemy ciąć grzyweczkę?
- I to się nazywa dobra fryzjerka! – zaśmiałam się.

Martha zabrała się do pracy nad moim wyglądem. W kilkanaście minut później moje czoło osłaniała ładna grzywka. Trzeba było ją jeszcze tylko ułożyć i wysuszyć. Kiedy fryzjerka stała już z suszarką w ręce dostała sms-a. Przez chwilę wpatrywała się w ekran swojego telefonu marszcząc brwi. W końcu podała mi suszarkę, a ja sama zajęłam się wysuszeniem grzywki. W tym czasie ona poprosiła Matta o małe zakupy. Szybko napisała mu na karteczce listę. Mój chłopak zgodził się od razu i gdy tylko kartka wylądowała w jego dłoni odjechał spod salonu.

- Ojej – spojrzałam zmartwiona na Marthie –  to tak długo będziesz tu siedzieć, że aż nie masz czasu na zakupy?
- Nie… tak naprawdę to zdążyłabym zrobić zakupy sama, ale nie chcę, żeby oni się spotkali.
- Oni? – zapytałam.

W tym momencie otworzyły się drzwi do salonu i usłyszałam cienki, dziecięcy głosik:

- Mamo, już wróciliśmyyyy! – tupot małych stóp – Ojej! Aideen! Jak ja cię dawno nie widziałam! – koło moich kolan stała uśmiechająca się mała blondyneczka.
- Cześć Frankie.

Puściłam oczko do dziewczynki i wstałam z fotela. Razem z nią do salonu wszedł Kieran, stojący naprzeciw mnie. Teraz zrozumiałam, dlaczego siostra mojego przyjaciela wysłała Matta do sklepu. I kto kogo nie miał on spotkać.  Przez moment dostrzegłam minimalne zmieszanie w oczach Kierana, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Zauważyłam, że naszym ulubionym sposobem na rozwiązywanie dziwnych sytuacji, jest udawanie, że one się nie wydarzyły.
Na mój widok Gibsy podniósł dłoń i powiedział:

- Czekaj, nic nie mów, sam zgadnę. – zmrużył oczy i przekrzywił głowę w prawo – Eee… myślę… eee… przycięłaś włosy! – zakończył pewnie.
- Zrobiłam jej grzywkę, głuptasie. – sprostowała ze śmiechem fryzjerka.
- No przecież mówię! – Martha  w odpowiedzi pokręciła głową – No jak nie? Nie określiłem, które włosy były przycinane! – bronił się dzielnie Kieran. – Jest spoko! – dodał patrząc na mnie.

 „Jest spoko”.

No tak, z ust kumpla to chyba całkiem niezły komplement, no nie?

- Dzięki. – uśmiechnęłam się.
- Aideen, pójdziesz ze mną i wujkiem do zoo? – złapała mnie za rękaw Frankie – Chciałam iść dziś, ale wujek idzie do pracy, więc idziemy w piątek. Idziesz też? Chodź! Dawno z nami nigdzie nie byłaś!
- Zoo? Jasne! Chętnie!
- Super! – mała, aż się rozpromieniła. – Bo mi wujek obiecał. Ale dziś nie może.  Idzie do pracy.
- Apropos pracy – wtrącił Kieran – przepraszam, ale muszę spadać zarabiać pieniądz. Wiecie, ekhem – kaszlnął i zaczął udawać przymierzającą coś kobietę – „Może mi pan powiedzieć jak wyglądam?” – powiedział cienkim głosem i szybko zajął miejsce naprzeciwko postaci, którą przed chwilą udawał i uśmiechnął się szeroko – Oh, proszę pani, wygląda pani znakomicie. Muszę przyznać, że kolor koszulki idealnie pasuje do pani tęczówek i , ekhem – skłonił się – przepraszam za zuchwałość, ale krój wspaniale podkreśla pani krągłości.

Po tym przedstawieniu wszystkie wybuchłyśmy niepohamowanym rechotem.

- Braciszku, ty poważnie tak gadasz w tej pracy? – zapytała Martha między napadami śmiechu.
- Cóż – zrobił dumną minę – premia za efektywność z nikąd się nie bierze.

To spowodowało kolejny wybuch śmiechu.

- Jesteś stworzony do tej pracy. – podsumowałam. 

W tym momencie do salonu weszła starsza, około 70-letnia kobieta.

- Oh, dzień dobry, pani Eveline! – niemal równocześnie przywitali ją Martha i Kieran.
- Dzień dobry, moi drodzy. – kobieta uśmiechnęła się życzliwie. – Och, Kieran, chłopcze, dawno cię tu nie widziałam! – zajęła miejsce na fotelu – To co zwykle, poproszę.
- Ja też pani tu dawno nie widziałem, ale się wcale nie dziwię, bo i po co miała tu pani przychodzić skoro wygląda pani świetnie! – odpowiedział jej Kieran i puścił mi oczko, na co zareagowałam uśmiechem.
- Chłopcze, przestań mi tak słodzić. – zachichotała starsza pani.
-W żadnym wypadku nie słodzę! – oburzył się Gibsy – Prawdę mówię.
- Ach, ty! – pani Eveline pokręciła głową ze śmiechem – Gdybym tylko była to 50 lat młodsza…
- Gdyby pani była młodsza, to by pani nawet nie zwróciła na mnie uwagi wśród tłumu adoratorów. – podsumował Kieran, na co kobieta znowu zaniosła się chichotem – A teraz panie wybaczą – skłonił się – obowiązki wzywają! Do widzenia pani Eveline, miło było panią zobaczyć. Pa, Marthie, widzimy się później. –odwrócił się do siedzącej na sofie Frankie – High five, młoda! – na końcu podszedł do mnie i pocałował mnie w czubek głowy –  Się jeszcze zgadamy. – i wyszedł z salonu.
- No wariat z tego mojego brata – pokręciła głową brązowowłosa.
- Jaki wariat? Po prostu wie jak zaimponować kobiecie.
- Tylko robi z siebie klowna. – westchnęła fryzjerka – A po co miałby pani imponować? Przecież pani i tak go lubi.
- To nie mi chciał zaimponować. – skwitowała pani Eveline.
- To niby komu? – mruknęła Martha, pomiędzy machnięciami grzebienia.

W tym momencie starsza pani zerknęła w moją stronę i puściła mi oczko .

_________________________________________________________________
OD AUTORKI: FANFARY! BĘBNY! KASTANIETY! Oto oficjalnie dedykuję ten odcinek mojej kochanej, obchodzącej dziś urodziny, Ewelinie! <3 <3 W ramach dedykacji nazwałam starszą panią Twoim imieniem, mimo że początkowo nazywała się inczej. Ale masz, ciesz się, to trochę tak, jakby mój Kieran z Tobą flirtował, no nie? :P 

Enjoy, moje miłe, jak zwykle czekam na Wasze wszelkie uwagi i komentarze ;) 

środa, 3 kwietnia 2013

13. ...If we weren't such good friends I think that I'd hate you (...) What the fuck was I thinking?...







„…bo zdarzało nam się robić głupie rzeczy po pijaku… bo zdarzało nam się robić głupie rzeczy po pijaku… bo zdarzało nam się…”


Słowa Kierana pochodzące z naszej ostatniej rozmowy, tłukły mi się po głowie zaraz po tym, jak się obudziłam.

Boże.
Doskonale wiem, że delikatnie mówiąc, to nie był tylko prysznic. To była oczywista sytuacja między kobietą a mężczyzną…

O MÓJ BOŻE.

 Przecież to co mi się śniło, jeśli jest wspomnieniem (bo takiej pewności nie mam), ale jeśli jest, to zdarzyło się kilka dni przed wypadkiem? Kilka tygodni? Ja w tej scenie wypomniałam Danny’emu, że niedługo się żeni! …

 I jeszcze te słowa Gibsy’ego: „Takie tam pierdolenie a nie związek". Zabrzmiało to, jakby mój związek z Mattem był fikcją. Co więcej, jakby wszyscy moi kumple wiedzieli, że tak jest. O co w tym wszystkim chodzi?! Jestem taka skołowana… Już nic z tego wszystkiego nie rozumiem… nic a nic.

 Moje życie było takie pokręcone…
Było?
PRZECIEŻ JEST!
To ciągle moje życie, ciągle w tym tkwię! Mimo że tak mało o nim wiem…

Dziś po raz pierwszy od wyjścia ze szpitala poczułam się tak, jak gdy tam byłam. Już wydawało mi się, że jakoś funkcjonuję, że coś już wiem i… Znowu osunął mi się grunt spod nóg. Znowu czułam pustkę i zagubienie…

***

Stałam w ogrodzie, paląc papierosa. Mój grobowy humor z poranku wcale nie minął, a nawet gorzej – pogłębił się.

Jak można było się spodziewać, po chwili  w ogrodzie zjawił się Kieran. Chyba pierwszy raz odkąd pamiętam (oh, jak marnie to brzmi…) nie cieszyłam się na jego widok. Gdy siedziałam przy śniadaniu i rozmyślałam, zdałam sobie sprawę, że to właśnie jego osoba wprowadza najwięcej zamętu w moim życiu…  No i jeszcze po tym śnie, sama nie wiedziałam jak mam mu spojrzeć w twarz.

- Hej, Ax! – zawołał, a ja dokuśtykałam się do żywopłotu – Co to za mina?

Zauważył.
Od razu zauważył.
Zawsze zauważa.

- Mam gorszy dzień. – odpowiedziałam krótko.
- Bo Arsenal gra w Lidze Mistrzów, a ciebie nie będzie na trybunach?

Faktycznie to też składało się na mój marny humor, ale nie w największym stopniu. Gibsy z kolei odebrał moje milczenie jako potwierdzenie.

- Ax, jeśli chcesz, to ja mogę zostać i obejrzymy mecz u mnie przed telewizorem…

DLACZEGO ON TO ROBI? NO DLACZEGO?  Nie jesteśmy przecież parą! Jesteśmy kumplami! On ma bilet, ja nie mam. Może spokojnie iść na mecz i mieć w dupie to, gdzie ja go obejrzę!

- Przecież masz już bilet… - próbowałam dyskretnie odwieść go od tego pomysłu. Chciałam dziś spędzić dzień bez niego, bez Matta, bez wszystkich. Sama. I pomyśleć nad sobą. W spokoju.
- Ptaszyno, przecież wiesz, dziś w dzień meczu ten bilet pójdzie za taką cenę, że wystarczy nam na tonę popcornu i hektolitry piwa! – uśmiechnął się szeroko. – A znam z 15 osób, które chętnie go ode mnie odkupią. Także spoko, Aideen, nie zostawię cię!

Najwyraźniej uznał, że się zgodziłam. Okej, w sumie głupio tak oglądać mecz samemu…

- No. To widzimy się o 7pm u mnie!

Przy okazji wpadł mi do głowy pewien pomysł…

- Kieran? – zaczęłam niepewnie.
- No?
- A… a mogłaby przyjść ze mną moja siostra?
- A co, młoda zaczęła się interesować futbolem? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Eee… powiedzmy. – zaczęłam się lekko plątać – Może mogłaby z nami obejrzeć mecz… Tak ze mną i z tobą… i…  
- Oohohoho… ja wiem co kombinujesz. Nie rób tego, Aideen. – przerwał mi gwałtownie, a jego mina spoważniała.

Czyżby rozgryzł mój plan?

- Ale czego? – zapytałam niewinnie.
- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. I nie miej mnie za ślepego. Wiem doskonale jak Nolee wodzi za mną wzrokiem i ślini się na mój widok. Stara Ax nigdy nie podkładałaby mi swojej siostry. 

Znowu to „stara Ax”. CHYBA ZWARIUJĘ!

- Właściwie… niby dlaczego? – uniosłam brwi, czekając na wyjaśnienia.
- Bo… Bo po prostu ja nie jestem facetem dla niej. – odrzekł hardo.
- Ona uważa inaczej… - mruknęłam, gasząc papierosa.
- Bo jest młoda i głupia! – podniósł głos. – Ax, ja nie jestem dla niej i ona musi to zrozumieć. Musisz jej to wytłumaczyć.
- Ale… no to jakie ja mam niby podać argumenty, co? – też się zirytowałam. Ale bardziej na to, że tak szybko mnie rozgryzł, niż na to, że nie jest zainteresowany moją siostrą.
- Bo ja… ja nie szukam związku. Lubię się bawić kobietami. Nie traktuję ich poważnie. Wystarczy?
- Mnie traktujesz poważnie… - drążyłam.
- Bo ty… ty to zupełnie co innego. Nie ta liga. Nie porównuj. – spojrzał mi głęboko w oczy. Tak głęboko, że aż poczułam się dziwnie. –Albo powiedz jej po prostu, że ja jej nie chcę. – skwitował twardo. –  A teraz muszę już spadać. – zgasił papierosa. – Widzimy się o 7pm. Jeśli przyjdziesz z Nolee – podniósł palec wskazujący – nie wpuszczę żadnej z was. To na razie.

***

O 6.45pm stałam przed drzwiami ogrodowymi Wheelera. Bez Nolee. Sama właściwie nie wiem, czemu wcześniej tak walczyłam o moją siostrę, dlaczego weszłam w tą dyskusję. Przecież od początku czułam, że to jakiś głupi pomysł, a później mimo to próbowałam jakoś podejść Kierana. Bez sensu. Po co ja się niby tak poświęcałam dla Nolee? Przecież o mało co ja i Gibsy się nie pokłóciliśmy.

Podniosłam dłoń i nieśmiało zapukałam. Zobaczyłam przez siatkowaną szybkę  jak Kieran wychodzi z kuchni i idzie mi otworzyć.
W bokserkach.

Doprawdy, aż tak ci ciepło?!

- Hej, Ax! Przygotowuję już popcorn! – powitał mnie wesoło.

Najwyraźniej on też źle się czuł, po naszej dziwnej rozmowie i chciał zamazać złe wrażenie, po prostu udając, że nic takiego się nie stało. Ta taktyka mi odpowiadała.
Zrobiłam krok, żeby wejść do mieszkania, ale on zatrzymał mnie i zabrał mi kulę. Położył ją na schodach, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Z jednej strony to bardzo miłe, że tak mnie wszędzie nosi, ale z drugiej czułam się trochę jak zupełna kaleka, która nic nie może zrobić sama.

Kieran posadził mnie na sofie w salonie. To pomieszczenie było niby takie samo jak u moich rodziców w mieszkaniu, a tak kompletnie inne. Kiedy nasz salon był przestronnym, jasnym pomieszczeniem, ten pokój był kompletnie zagracony masą bibelotów. Do tego ciemna tapeta na ścianach optycznie je zmniejszała. Co nie znaczy, że nie było ono przytulne! Było ono urządzone w guście… „salonu babci”, o, to jest idealne określenie.
W czasie gdy ja zdjęłam polar, Gibsy przyniósł wielkie dwie miski popcornu i kilka butelek piwa.

- Mam nadzieję, że na pierwszą połowę nam wystarczy. – zaśmiał się. Głupek, przecież ja w życiu tyle nie zjem!

Postawił prowiant na stoliku do kawy i rozsiadł się na sofie obok mnie. Spod poduszki wyciągnął koc, okrył się nim, poczym odgiął jego róg i zapytał mnie:

- Wskakujesz? Bo zimno.
- Nie dziwię się, że ci zimno, skoro latasz na bokserkach. – zaśmiałam się.

Właściwie…  jego strój wcale mi nie przeszkadzał. No bo jeśli się ma ładnie zbudowane ciało, to czemu się nim nie pochwalić?
 Przesunęłam tyłek na drugą połowę sofy i znalazłam się bliżej Gibsy’ego. Okrył mnie kocem, szybkim ruchem przysuwając o jeszcze kawałek. Moje ramię oparło się o jego skórę. Momentalnie przypomniałam sobie mój dzisiejszy sen. Przeszedł mnie dreszcz.

- No i co? I tobie niby nie było zimno, tak? – objął mnie i zaczął pocierać dłonią o moje lewe ramię.
- To nie od zimna. – odpowiedziałam odruchowo, zanim doszło do mnie w jakiej sytuacji postawi mnie to wyznanie.
- Nie? O ho ho! Czyżby to moja bliska obecność tak na ciebie działała? – zaśmiał się.
- Tia. Jasne. – postawiłam na ironię, jako najlepszą obronę.
- Przyznaj się, pewnie masz sny erotyczne z moim udziałem!

UGH!

- Musiałabym być tobą. – prychnęłam.
- Ja tam sobie czasem pomarzę i się wcale nie kryję. Na przykład coś takiego… Leżymy na wielkim łóżku, chociaż nie, ja leżę na wielkim łóżku, a ty na mnie i…
- Zamknij się, zwyrolu! – wepchnęłam mu w usta garść popcornu.

Zaczęliśmy się śmiać jak wariaci. Chwyciłam za poduszkę i zdzieliłam Kierana w głowę. On odpowiedział mi tym samym (oczywiście wkładając w to o wiele mniej siły niż ja, właściwie jedynie przesunął poduszką po mojej czuprynie). W ferworze walki (a nie jest łatwo walczyć ze złamaną nogą) w końcu udało mi się tak położyć na Gibsym, by unieruchomić mu ręce.

- I co teraz powiesz? – zapytałam triumfalnie.
- Powiem, że najpierw nazywasz mnie zwyrolem, a później wykorzystujesz nadarzającą się okazję i już po 5 minutach na mnie leżysz. – zachichotał.
- KIERAN! – krzyknęłam obrażona i odsunęłam się od niego – to nie tak!
- Nie? – uśmiechnął się cwaniacko – Ja tylko idę tropem dedukcji…
- Dedukcja? To jest naciąganie faktów żeby pasowały do własnej interpretacji !

Powygłupialiśmy się jeszcze trochę, aż w końcu zaczął się mecz. W trakcie rozgrywki rozsiadłam się wygodnie, traktując Kierana jak żywą poduszkę i skupiłam się na wydarzeniach na boisku…

***

Zaraz po gwizdku ogłaszającym przerwę, dało się słyszeć pukanie.

- Kogo niesie? – krzyknął Kieran.
 - Nolee!

Gibsy spojrzał na mnie pytająco. Ja dałam mu do zrozumienia, że nic nie wiem o tej wizycie.

- Właaaź!

Moja siostra weszła od strony drzwi frontowych. W pierwszym momencie zrobiła dziwną minę, po tym jak nas zobaczyła. Zdałam sobie sprawę, że leżymy pod kocem, ja oparta o tors Gibsy’ego, a on obejmuje mnie ramieniem i rzeczywiście może to dziwnie wyglądać. Wtedy Nolee ocknęła się i powiedziała:

- Przyszłam sprawdzić… jak się bawicie.
- Świetnie. Przynajmniej tak było do tej pory. – odpowiedział chłodno Kieran. Spojrzałam na niego niezrozumiale.
- Wszystko ok., Nolee. – odpowiedziałam wesoło, odsuwając się lekko od Gibsy’ego.
- Tak? A jak Arsenal? Tata też ogląda, widziałam, że jest 0:0.
- To najważniejsze już wiesz. – mruknął Gibsy.
- A jak… eee… taktyka? Myślicie, że Gunners wyjdą na prowadzenie? – kontynuowała Nol.
- Co ja ci będę tłumaczył jak i tak nie zrozumiesz.

Zaczęłam nerwowo zerkać na Kierana. Nolee posmutniała, powiedziała tylko „No to wracam do domu”  i wyszła.

- Dlaczego byłeś dla niej taki chamski?! – wybuchnęłam i odsunęłam się od niego gwałtownie.
- A jak inaczej dać jej do zrozumienia, że ja się dla niej nie nadaję?
- Ale musisz być takim gburem? – klepnęłam go w ramię – Pewnie siedzi teraz w swoim pokoju i płacze! Widziałam jej oczy!
- Ale… ale… - chciał jeszcze coś powiedzieć, ale jego twarz złagodniała – No dobrze, masz rację, może przesadziłem. Przepraszam.
- Mnie? To ją powinieneś przeprosić! – uniosłam się.

Kieran spojrzał na mnie smutno. Zrobił taką minę, że nie miałam serca się na niego złościć, mimo że zachował się okropnie w stosunku do mojej siostry.

- Tylko nigdy więcej jej tak nie traktuj! – dodałam jeszcze z groźną miną.
- Obiecuję. – położył dłoń na sercu i skłonił głowę, poczym spojrzał na mnie – A teraz może przerwa na siku, co? Robimy szybki skok na pięterko i wracamy na drugą połowę.

Ech, tylko z moimi kumplami jest możliwe przejść w ciągu sekundy od ważnych tematów do sikania.

- Chętnie. – zaśmiałam się.

***

Po meczu nie byliśmy w zbyt optymistycznych nastrojach. Arsenal przegrał 0:2. Odstawiłam kolejną butelkę piwa i sapnęłam z żalem, lekko wstawiona:

- No ale dlaszego? No dlaszego? Jest mi smutno!
- Chodź cię przytuuulę. – rozłożył ramiona niemniej pijany ode mnie Kieran.

Wróciłam na sofę i padliśmy sobie w ramiona. Gibsy obejmował mnie w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Jego twarz spoczywała między moim ramieniem a policzkiem. Przez chwilę siedzieliśmy w tej pozycji.

- Oni nie powinni byli przegrać… – mruknęłam z pretensją.

W odpowiedzi Gibsy pogłaskał mnie po plecach. To było miłe. Jakoś tak odruchowo zaczęłam wolno gładzić kciukiem jego kark. Kieran przytulił mnie mocniej, a ja wplotłam palce w jego króciutkie włosy. Po chwili poczułam jak jego ciepłe usta składają małe pocałunki na mojej szyi. Pozwoliłam mu na to, czerpiąc z tego niemałą przyjemność… Nagle doszło do mnie co się właściwie dzieje i  postanowiłam to przerwać. 

-Powinieneś przestać. – powiedziałam.

Kieran spojrzał na mnie, a ze względu na naszą pozycję, nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.

- Powinienem?

Wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Po prostu mnie wmurowało.
Tymczasem Kieran zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i złączył nasze usta. Dotyk jego ciepłych warg był delikatny, ale jednocześnie stanowczy. Sama nie wiem dlaczego oddałam mu pocałunek. Może to przez sen, może to przez alkohol, może to przez chwilę... 

- Przestań. - poprosiłam cicho. 

On oparł czoło o moje i mruknął:

- Podobało ci się. Na pewno chcesz żebym przestał? 

Powiedział to takim gardłowym głosem, że aż przeszedł mnie dreszcz. Na pewno to zauważył, w końcu mnie obejmował. Starałam się jednak być stanowcza: 

- Tak. -  szepnęłam cicho. 
- Wahasz się… - stwierdził.
- Proszę, Kieran. – przymknęłam powieki – Mieszasz mi w głowie. A i tak mam tam wystarczająco namieszane.
- Przepraszam. 

Odpowiedział mi szeptem, ale nie odsunął się ani na centymetr. W mojej głowie toczyła się walka - czy zostać w jego ciepłych, silnych ramionach, czy pozostać w porządku wobec Matta? 


Odsunęłam się od niego. Oboje nie wiedzieliśmy co zrobić. 
W końcu Gibsy wstał z kanapy i zaproponował: 

- Wskoczę w jakiś ciuch i odprowadzę cię do domu, chcesz?

Popatrzałam na jego łobuzerską twarz. Wyglądał teraz tak… bezbronnie. Tak niepewnie. Jakby bał się mojej odpowiedzi. Uśmiechnęłam się do niego.

- Chcę.

***

Kilkanaście minut później leżałam już w moim łóżku. I mimo że jeszcze niedawno chciało mi się spać, teraz nie mogłam ani na chwilę zamknąć oczu, żeby nie czuć na swojej szyi wspomnienia ust pewnej osoby. Nie myśleć o jego wargach na moich i na naszych splatających się językach... 

CO TO BYŁO, DO JASNEJ CHOLERY?!

Nie wiem co mam myśleć.
Ten sen i teraz to…
Jakbym miała mało problemów, wszystko się jeszcze bardziej pierdoli, zamiast się wyjaśniać.
Naprawdę nie wiem.
Sięgnęłam po telefon i napisałam do Kierana.

„Udajmy, że to się nie stało”
Bardzo szybko dostałam odpowiedź:

„Cokolwiek sobie życzysz, księżniczko.”

CZY ON NAWET NA SMS-A NIE MOŻE ODPISAĆ JAKOŚ NORMALNIE?

_____________________________________________________________________
OD AUTORKI: Oto i kolejna część, 13, choć mam nadzieję, że nie pechowa. Obecnie piszę na różnych frontach, głównie naukowych (czyt. licencjat <3 i warsztaty dziennikarskie <3), więc ciężko mi deklarować kiedy pojawi się kolejny odcinek ;) 
Anyway, komentujcie, piszcie uwagi, sugestie, przewidywania. 
Buuuuuź ;*