Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się jedynie z
boku na bok. Tyle emocji kłębiło się w mojej głowie na myśl, że za 16 godzin…
13 godzin… 10 godzin… 8 godzin zacznie się mecz, a ja z tatą będziemy podziwiać
go z wysokości trybun.
Bardzo wcześnie (jak na sobotę) zeszłam do kuchni na śniadanie. Myślałam, że jeszcze nikogo tam nie będzie, tymczasem przy stole siedział tata, popijający kawę. Na mój widok uśmiechnął się nieśmiało i zapytał:
- Co, też nie możesz spać?
- A ty nie mogłeś? Dlaczego? – zapytałam ze śmiechem.
- Cóż… nie pamiętam kiedy byłem ostatnio na Emirates, to
było lata temu. Też jestem podekscytowany, pewnie nie mniej jak ty.
- Właściwie… -
zmarszczyłam brwi – Właściwie dlaczego nie chodziłeś ze mną na mecze?
- Kochanie, chodziłaś na nie z kolegami. Po co miałabyś
ciągnąć ze sobą swojego staruszka?
- Jakiego znowu staruszka?! – oburzyłam się – Z resztą
przecież znasz się np. z Billym. Poznałeś mnie z nim, więc znasz go może lepiej
ode mnie! Co, nie mam racji?
- Ma… czekaj… Szzzzz…- syknął w odpowiedzi tata – Chyba ktoś
idzie po schodach.
Oboje skupiliśmy się na nasłuchiwaniu.
- Chyba jednak fałszywy alarm – zachichotałam.
- Uff. Lepiej zmieńmy temat. – skwitował mój ojciec – Nie
chcemy przecież żeby nasz plan spalił na panewce.
Właśnie.
Nasz plan.
Oprócz mnie i taty (no i Matta, który przerwał nam w
czwartek rozmowę) nikt z rodziny nie wiedział, że idziemy na mecz. Woleliśmy o
tym nie mówić mamie, która, znając ją, byłaby skłonna zamknąć nas w piwnicy na
weekend. Jakoś tak wyszło, że Nolee też nie widziała, więc postanowiliśmy zachować
pozory, że wybieramy się gdzieś indziej.
Właściwie to nikt jeszcze nie wiedział, że w ogóle gdzieś wychodzimy. Nie
bardzo wiedziałam jak tata chce to zrobić, że pójdziemy na ten stadion i mama
się o tym nie dowie, ale powiedział, że się tym zajmie, więc postanowiłam nie
wchodzić mu w paradę.
***
Umówiłam się z tatą, że o drugiej zejdę na dół ciepło
ubrana. Zaznaczył również, że w żadnym wypadku z nikąd nie może mi wystawać
czerwona koszulka Arsenalu. Grzecznie postąpiłam jak kazał i o umówionej porze
stawiłam się w korytarzu na parterze. Kiedy pokonałam ostatni schodek, mój tata
właśnie zakładał buty. Podeszłam więc do niego, przysiadłam na stoliku i
zaczęłam wciągać na zdrową nogę sfatygowany trampek.
Nie trzeba było długo czekać, by z salonu wynurzyła się
mama. Spojrzała na nas zaciekawiona i zapytała:
- Wybieracie się gdzieś?
- Tak. Aideen dziś rano przy śniadaniu poprosiła mnie o to,
żebym zabrał ją do najfajniejszych miejsc z dzieciństwa.
„Najfajniejsze miejsca
z dzieciństwa”, a to dobre. Plus 10 punktów do kreatywności dla ciebie,
tatku.
- To znaczy gdzie? – dopytywała moja rodzicielka.
- Myślałem nad tym jej ulubionym sklepem ze słodyczami,
wiesz, tym z takim dużym lizakiem na zewnątrz. No i fajnie byłoby iść do tego
wielkiego zielonego parku, gdzie kiedyś jeździliśmy na pikniki…
- Przecież to prawie drugi koniec miasta! Chcecie tam IŚĆ?
- Marie, nie zwariowałem, wiem przecież, że Aideen ma
złamaną nogę. Gdy się zmęczy podjedziemy sobie autobusem.
- No… no jak sobie chcecie. Później do was zadzwonię.
- Bez sensu. Przecież wiesz, że w głębi tego parku czasami
zanikał zasięg. Spokojnie, my do ciebie zadzwonimy, nic się nie martw.
- No dobrze. Tylko nie zapomnijcie! – pogroziła nam palcem.
Patrzyłam na mojego tatę z podziwem. Wypowiedział tyle
kłamstw i nawet oko mu nie mrugnęło. Przekazał to jak najszczerszą prawdę, tak,
że nie było się do czego przyczepić. Wszystko zaplanował. Wszystko pasowało.
Wszystko miało logiczny sens. Odniósł
się nawet do wiedzy mamy: „Sama wiesz, że zanikał zasięg” – piękna
psychologiczna zagrywka! Chciałabym umieć planować jak mój tata!
Kilka chwil później szliśmy już ulicami w kierunku Emirates.
Z powodu mojej nogi tempo nie było zbyt zawrotne, ale dzięki temu mogłam się
lepiej przyjrzeć okolicy. A im bliżej byliśmy celu naszej wycieczki, tym coraz
większe grupy ludzi w czerwonych koszulkach i biało-czerwonych szalikach sunęły
w stronę stadionu. Widok był niesamowity.
***
Po krótkiej wędrówce znaleźliśmy swoje miejsca. Usiedliśmy
wygodnie, a ja rozejrzałam się po stadionie. Siedzieliśmy stosunkowo blisko trybuny
najzagorzalszych kibiców, wydawało mi się nawet, że wśród tłumu (głównie)
mężczyzn mignął mi gdzieś Moff. Spojrzałam na tatę. Mój ojciec wpatrywał się w
murawę z niemal miłością. Kątem oka dostrzegł, że na niego patrzę, ale nie potrafił
odwrócić wzroku od boiska i powiedział jedynie cicho:
- Pięknie tu… jak zwykle.
Widząc go w takim stanie, tym bardziej cieszyłam się, że go
tu wyciągnęłam. Bo ja, tak szczerze, to czułam dokładnie to samo. Patrzałam na
murawę, na czerwone, powoli zapełniające się krzesełka, na zegar i tablicę, na
której właśnie pojawił się skład, który wybiegnie na boisko. I czułam… czułam
coś nie do opisania. Czułam euforię. Czułam spokój. Czułam się jak w domu.
Jeszcze raz skierowałam moje oczy na trybunę ultrasów.
Niemal na samej jej górze zobaczyłam Moffa i Kierana. Wpatrywałam się w nich
intensywnie, by poczuli na sobie mój wzrok. Kiedy w końcu odwrócili się w moją
stronę, pomachałam im. Moi przyjaciele uśmiechnęli się radośnie i również mi
pomachali… … a oprócz nich pomachało mi z dziesięciu facetów, których
kompletnie nie znam. Na początku
pomyślałam, że może machali do taty, ale kiedy zerknęłam na mojego ojca, ten
dalej wpatrywał się w boisko. A więc machali do mnie. Ja ich znam? Jeszcze raz
spojrzałam na trybunę ultrasów. Tym razem Kieran i Moff jakby tłumaczyli coś
pozostałym.
Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy jakoś bardzo.
Siedząc tu mogłam myśleć tylko i wyłącznie o tych 11 facetach, którzy wybiegną
zaraz na boisko. I na tym się skupiłam.
***
***
Po zwycięstwie nad QPR i wspaniałym powrocie do składu Wilshere’a
byliśmy w wyjątkowo szampańskich nastrojach. Kieranowi udało się nawet
wyciągnąć mojego tatę na piwko. Usiedliśmy we czwórkę przy stoliku (był z nami
jeszcze Moff) i na świeżo ekscytowaliśmy się meczem. Czułam się świetnie
wymieniając się uwagami z tatą i chłopakami. Czułam się na miejscu, czułam się
potrzebna. To było to! Mogłabym tak spędzić całą noc! Niestety mój tata szybko
sprowadził mnie na ziemię. Trafnie zauważył, że już długo nie ma nas w domu i
żeby nie budzić podejrzeń mamy, musimy już wracać. Pożegnałam się czule z
kumplami i ruszyliśmy z tatą w drogę powrotną.
***
Gdy tylko przekroczyliśmy próg, jak spod ziemi
pojawiła się mama. Zapytała grzecznie jak się udał nam spacer.
Odpowiedzieliśmy, z godnie z prawdą, że bawiliśmy się świetnie. A wtedy mama
zrobiła dziwną minę i dodała:
- No dobrze, dobrze. A teraz Aideen, leć na górę. W pokoju
czeka na ciebie Matt.
- Jak to czeka na mnie Matt? – zdziwiłam się.
- Nooo… za pierwszym razem przyjechał dwie godziny temu i
powiedziałam mu, że cię nie ma… A drugi raz przyjechał tak 15 minut temu i
powiedział, że już na ciebie poczek…
Nie dałam dokończyć mamie zdania. Ruszyłam na schody i
najszybciej jak się dało z moją złamaną nogą, znalazłam się na piętrze. Jak
burza wpadłam do mojego pokoju, gdzie zastałam siedzącego na parapecie
narzeczonego.
- CO TY TU ROBISZ?! – zapytałam bez ogródek, a drzwi za mną
zamknęły się z trzaskiem.
- Przyjechałem odwiedzić moją dziewczynę… - powiedział
spokojnie Matthiew.
- Przyjechałeś odwiedzić… - powiedziałam przymilnie – ach
tak… A wiesz co ja myślę, Matt? Ja myślę, że mnie sprawdzasz. Tak, Matt.
Sprawdzasz. – zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju – Dowiedziałeś się, że mecz
Arsenalu jest o trzeciej po południu. Więc przyjechałeś tu o trzeciej
trzydzieści i dowiedziałeś się, że Aideen nie ma w domu. Hmmm… ciekawe. Więc
przyjechałeś jeszcze raz, około piątej dwadzieścia, żeby się dowiedzieć, że
ciągle nie ma mnie w domu, ale dziwnym trafem tym razem zdecydowałeś się
zostać, jakbyś się spodziewał, że niedługo tu będę. No tak, dodałeś sobie mecz i szybkie piwko w
pubie i faktycznie! Pomyliłeś się tylko o 15 minut. Gratuluję.
- Okej! Okej, masz rację! – Matt zerwał się z miejsca –
chciałem sprawdzić czy jesteś na tym meczu, bo
wiedziałem, że jeżeli tylko cię o to zapytam, to na pewno skłamiesz!
- Boże, Matt, czy ty zwariowałeś?! O co ci chodzi z tymi
meczami ?!
- Aideen, spokojnie, reagujesz gwałtownie, bo jesteś po
piwie i…
- Jeśli myślisz, że jedno piwo może mi namieszać w głowie to
chyba mnie nie znasz! – krzyczałam – A reaguję tak, bo to ty zachowujesz się
jakbyś był nienormalny! Co ty masz do meczów, jaki jest twój problem???
- Nie mam nic do meczów, tylko do towarzystwa jakie tam
spotykasz. Aideen, to są źli ludzie, trzymaj się od nich z daleka, proszę cię.
- Chodzi ci o rozprawy? – zapytałam wprost, mając w pamięci
historię zmarłego kolegi i mój niedawny sen. – Przypomniałam je sobie. Wiem o
Grinchu i o zakazie Danny’ego i…
- I mimo to poszłaś na mecz? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Matt… to o niczym nie świadczy…
- O NICZYM NIE ŚWIADCZY?! – przerwał mi – Czy ty
zwariowałaś? Aideen, sama dobrze wiesz, ja miałem w rękach ich akta…
eee… tego to akurat nie wiem… moment… jakie akta?...
- Oglądałem je. – kontynuował Matt – A ty mi mówisz, że to o
niczym nie świadczy? – spojrzał na mnie i zaczął recytować – Doyle, wasz
rekordzista, 10 rozpraw za bójki, w całej „karierze” tylko jeden, krótki zakaz
i to jeszcze za czasów nastoletnich. Connoy, 6 rozpraw, na szczęście na
ostatniej też dostał zakaz stadionowy, szkoda, że zostało mu jeszcze tylko 5
lat. Wheeler , twój najlepszy przyjaciel, 5 rozpraw za bójki plus 2 grzywny za znieważenie funkcjonariusza. Moff,
najmłodszy, ale goni stawkę,3 rozprawy i jedna grzywna za znieważenie
funkcjonariusza. Nawet ty przez tych twoich koleżków miałaś 2 rozprawy.
O mój Boże.
O MÓJ BOŻE.
Ja wiedziałam tylko o dwóch rozprawach…
O mój Boże…
- Ale przecież… nie zostali skazani, nie zostali uznani za
winnych. – próbowałam trzymać fason i nie pokazywać Mattowi, że oszołomił mnie
tym natłokiem informacji.
- Nie. – pokręcił głową i westchnął zniesmaczony – Wyłączając Connoy’a, nie. I duża w tym twoja
zasługa. Jesteś specem od ratowania im tyłków. Ale przestań oszukiwać i siebie,
i mnie, Aideen. Wiem, że to twoi kumple, że zdążyłaś poczuć do nich na nowo
jakąś sympatię i wydają ci się
niegroźni, ale zastanów się nad tym, że jeżeli ktoś jest oskarżany o takie samo
przestępstwo kilka razy, w różnych
okresach czasu i w różnych miejscach to… sama przyznasz, że to, czy ta osoba
jest niewinna, wydaje się co najmniej wątpliwe.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, błądziłam jedynie wzrokiem
po moim pokoju.
Miałam w głowie ogromny mętlik.
CO ZA MĘTLIK!
Matt tymczasem minął mnie i stanął przy drzwiach. Obróciłam
się do niego przodem. Łapiąc za klamkę, Matthiew obejrzał się, spojrzał mi w
oczy i powiedział:
- Zadzwonię do ciebie jutro koło południa. Zastanów się
proszę, czy wolisz, żeby dzisiejszy dzień był ostatnim spotkaniem ze mną –
osobą, która jest uczciwa i szczera, czy może dniem ostatniego spotkania z
ludźmi, którzy niby są twoimi kumplami, a naprawdę to zwykli stadionowi chuligani, którzy nawet
nie potrafili ci o tym powiedzieć. Do usłyszenia, Aideen.
CO JA MAM O TYM WSZYSTKIM MYŚLEĆ?!
***
Nie mogłam spać.
Znowu.
Lecz tym razem to nie entuzjazm futbolowy nie pozwalał mi na
sen.
Słowo „chuligani” krążyło po mojej głowie. W uszach ciągle dźwięczały mi te wszystkie
liczby, które podał mi Matt.
Pomyślałam o Billym.
Zawsze kojarzył mi się z takim… niedźwiadkiem, dobrym, dużo starszym bracie,
który się nami opiekuje.
A Moff? Nasz
głuptasek? Ten chuderlak miałby się bić? Z kim niby?
…
No i Kieran.
Tak naprawdę to o to chodziło. TO właśnie nie mogło mi
przejść przez myśl. To, że mój najbliższy przyjaciel, który jest dla mnie tak
czuły, tak ciepły, tak opiekuńczy… że Kieran mógłby kogoś uderzyć. Mógłby kogoś
skrzywdzić. Mógłby kogoś zranić. I nic sobie z tego nie robić.
Nie.
To niemożliwe.
„5 rozpraw za bójki
plus 2 grzywny za znieważenie
funkcjonariusza” odpowiedział mi w głowie głos Matta.
Czy mogę polemizować z faktami?
Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
Wiem tylko, że jednak nie do końca poznałam moich
przyjaciół.
Miałam ochotę zapalić, ale bałam się, że kiedy wyjdę Kieran
mnie dopadnie. Nie chciałam go teraz spotkać. Nie byłam na to gotowa. Usiadłam na parapecie,
uchyliłam okno i odpaliłam papierosa. Po raz pierwszy w moim pokoju. Zaciągając
się dymem, obmyślałam jak miałaby wyglądać taka rozmowa.
„Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteście chuliganami?”
„Powiedz mi, ile miałeś rozpraw za bójki?... właśnie! Czemu mi nie powiedziałeś?”
„Kieran, powiedz mi szczerze, jesteście chuliganami?”
„Powiedz mi, ile miałeś rozpraw za bójki?... właśnie! Czemu mi nie powiedziałeś?”
„Kieran, powiedz mi szczerze, jesteście chuliganami?”
NIE, NIE, NIE.
Przecież to wszystko tak beznadziejnie brzmi. Nie ma szans
by przeprowadzić tą rozmowę, ot tak.
Tylko jak ja mam o to zapytać?
Moment… czy ja w ogóle chcę o to pytać? Czy ja aby na pewno chcę usłyszeć to od niego? I właściwie co to zmieni? Nic. Fakty są faktami. A prawda jest taka, że coś z tymi bójkami jest na rzeczy.
Ale… ale przecież nie udowodniono im niczego!
No nie, ale „zastanów
się nad tym, że jeżeli ktoś jest oskarżany o takie samo przestępstwo kilka razy, w różnych okresach czasu i w
różnych miejscach to… sama przyznasz, że to, czy ta osoba jest niewinna, wydaje
się co najmniej wątpliwe.” Znowu usłyszałam głos Matta w swoich myślach. I
muszę przyznać ci rację, Matt. Masz rację. To oznacza, że coś jest nie tak.
Całe niedzielne przedpołudnie poświęciłam na rozmyślanie. Co
zrobić? Co zrobić?
Dalej przyjaźnić się z ludźmi, którzy są przestępcami czy zostać z Mattem?
Zostać z Mattem, który owszem, jest moim narzeczonym, jest przystojny i mnie szanuje, czy zostać z ludźmi, z którymi czuję się swobodnie, czuję się szczęśliwa i którzy potrafią mnie w każdej chwili rozbawić?
Przecież to nie mogą być tacy źli ludzie!
Przecież ich polubiłam!
Przecież nawet moje sny podpowiadają mi, że nigdy mi nie przeszkadzało to kim są. Zawsze byłam przy ich boku, a oni trwali przy moim. To oni pierwsi zainteresowali się moim zniknięciem. To oni pierwsi odwiedzili mnie w szpitalu. Wyłączając to jedno niedopowiedzenie – nigdy mnie nie okłamali.
Dalej przyjaźnić się z ludźmi, którzy są przestępcami czy zostać z Mattem?
Zostać z Mattem, który owszem, jest moim narzeczonym, jest przystojny i mnie szanuje, czy zostać z ludźmi, z którymi czuję się swobodnie, czuję się szczęśliwa i którzy potrafią mnie w każdej chwili rozbawić?
Przecież to nie mogą być tacy źli ludzie!
Przecież ich polubiłam!
Przecież nawet moje sny podpowiadają mi, że nigdy mi nie przeszkadzało to kim są. Zawsze byłam przy ich boku, a oni trwali przy moim. To oni pierwsi zainteresowali się moim zniknięciem. To oni pierwsi odwiedzili mnie w szpitalu. Wyłączając to jedno niedopowiedzenie – nigdy mnie nie okłamali.
Boże, co ja mam zrobić.
Ta sytuacja mnie przerasta.
Potrzebny mi jakiś gruby sznur.
Albo garść tabletek.
Albo rewolwer.
***
Po południu zadzwonił mój telefon. Nie musiałam sprawdzać
kto dzwoni. Doskonale to wiedziałam. Przyłożyłam komórkę do ucha i niepewnym
głosem powiedziałam:
- Halo?
- To ja. – usłyszałam głos Matta.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Ja też milczałam. Nie
miałam pojęcia co mam powiedzieć. W końcu mój narzeczony odezwał się:
- Zastanawiałaś się?
- Tak.
- Mam przyjechać?
- Przyjedź.
- To będę za pół godzinki.
Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam przez okno.
Zdecydowałam.
Zdecydowałam się na Matta.
Czuję, że on jedyny dał mi się poznać taki, jaki jest. Z
wszystkimi zaletami, ale i wadami. A moi kumple? Już sama nie wiem kim są.
LOL! ale ściema! :DDDD
OdpowiedzUsuńugh serio, Em, serio???
OdpowiedzUsuńpo tym wszystkim wybrać tego nudnego frajera????
teraz, po 2 nie jestem w stanie napisać nic innego.
jestem totalnie sfrustrowana.
idiota no. IDIOCI. OBOJE.
ktoś tu kimś manipuluje. założę się, że Ax nie wie wszystkiego o swoim nieskazitelnym narzeczonym. jestem tego pewna.
Boże, co to za statystyki w ogóle, aleś im przeszłość zagmatwała :D serio, nie za dużo tego? xD bo nawet ja - fanka sensacji lekko się przeraziłam.
no nic.
UGH JESTEM WŚCIEKŁA. już i tak nie mogę zasnąć, więc jestem równo poirytowana. miałam mieć chemię na 8, na pewno tam nie pójdę. i będę musiała nadrabiać laborki oł noł :'((
ZNOWU ROBIĘ SIĘ EMOCJONALNĄ ZDZIRĄ, więc lepiej w ten sposób zakończę mój skromny wywód.
Mam nadzieję, że Matt nie zmyślił sobie tych wszystkich oskarżeń! Ax ma po części rację ze swoją decyzją, chłopaki mogli jej powiedzieć o tym, jeśli to prawda, no ale w sumie mogłaby najpierw z nimi porozmawiać i wtedy coś postanowić. Porobiło się :/ czekam na ciąg dalszy tej historii :D
OdpowiedzUsuńLexi
Wiadomo, że gdyby wybrała chłopaków to byłby po części koniec opowiadania, więc spokojnie ludzie :D
OdpowiedzUsuńŻadna z nas raczej nie ejst Team Matt, więc to przecierpimy, bo i tak wiemy, że KIERAN GÓRĄ!
Ja tam lubię takich bad boys.
Pozdrawiam :)
Ulalala ale bigos! I jaka konspiracja z tatkiem haha :D Czekam na dalszy bieg wydarzeń z boiska! :D
OdpowiedzUsuńSłodziak
CZEMU ON?! JAK MOGŁAŚ! NIE ZGADZAM SIĘ NA NIEGO. Foch. Masz to szybko naprawić.
OdpowiedzUsuńOMG jeśli to prawda, to wszystko co powiedział Matt to... to... to co z tego? Aideen przecież fajnie się czuła z chłopakami, dobrze się bawiła w ich towarzystwie, więc czemu by nie miała kontynuować tej znajomości?
OdpowiedzUsuńZ resztą co za człowiek daje drugiemy ULTIMATUM? no kto?
D