Where is my mind
Dreamin'
Sobota, 13
października 2012
Typowy wieczór. Mieszkanie na czwartym piętrze w
szarym bloku. Ciasny pokój, w którym baluje dziesięć osób. Jedni siedzą na
kanapie, inni na stole czy nawet na szafkach, po prostu tam, gdzie znalazło się
trochę miejsca, by posadzić tyłek. Głośna muzyka. Wszędzie walają się puszki,
opakowania po chipsach i tym podobne, ale nikomu to nie przeszkadza.
Pochłaniają jakieś resztki kanapek i Laysów, popijając je piwem. Kilka osób
pali trawkę.
Norma.
Pośród tych dziesięciu
osób jestem ja. Siedzę z podkurczonymi nogami na blacie biurka, w kącie. Nie
udzielam się dużo, w ciszy sączę swoje piwo i zaciągam się jointem. Tępo się
przyglądam tym znajomkom Matta. Pieprzone wykształciuchy, które myślą, że
zjadły wszystkie rozumy. Nawet nie chce mi się z nimi gadać. Z resztą mam
ważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład to, jak niemiłosiernie wkurwił mnie
dziś Matt, gdy jechaliśmy na imprezę.
Gdyby nie powiedział mi tego dopiero w aucie, to pewnie nawet by mnie tu
nie było. Jego słowa wciąż dźwięczały mi w głowie:
„Już nigdy więcej ci
nie pomogę, słyszysz?! NIGDY! Już nigdy nie będę ci zdawał relacji z tego, co
zobaczyłem w aktach! Nie będę pomagał tobie i tym przestępcom! Bo tym właśnie
jesteście, Ax! Jesteście przestępcami! I już dawno wszyscy powinniście siedzieć
w więzieniu!!”
Zajebiście mnie to
zirytowało.
Zastanawiam się czy on
tak na serio.
Bo jeśli na serio to
chyba nie jest tak głupi i wie, że to oznacza koniec z nami. A nawet w jakimś
sensie go pokochałam. Ale powinien się domyślić, że bez mrugnięcia okiem zostawię
go dla Kierana.
- Hej, Aideen, co tak
przymulasz? – pyta mnie jeden z tych studencików, przyozdabiając twarz głupim
uśmieszkiem.
- Posłuchaj, frajerze.
Nie jesteśmy w takiej relacji, żebyś mówił do mnie per „Aideen”. – krzywię się
ostentacyjnie – I patrząc na ten twój
zjebany ryj, oświadczam uroczyście, że nigdy nie będziemy. Więc bądź łaskaw,
tak do mnie nie mówić, szmaciarzu, bo mnie wkurwisz. Powtarzałam ci już milion razy, że nie masz
się tak dla mnie zwracać, ale widocznie taka mała prośba, to za dużo na ten
twój w chuj wykształcony móżdżek, więc mimo że jeszcze nie jesteś prawnikiem,
to ja już zajebiście współczuję twoim przyszłym klientom.
Kiedy kończę zdanie część
osób wybucha śmiechem, a niektórzy nawet biją brawo z aprobatą. Posyłam im wszystkim
zwycięski uśmiech. Niech wiedzą kto tu rządzi. I tak w dupie mam ich aprobatę.
W tym momencie do
pokoju wchodzi Matt. Idzie prosto do mnie. Znowu ma jakiś problem?
Staje obok biurka, łapie mnie za brodę, tak bym na niego spojrzała. Gdyby nie to, że jestem na niego mega wkurzona, mogłoby to wyglądać nawet całkiem romantycznie. Żeby pokazać mu, że dalej jestem zła, uśmiecham się sztucznie.
Staje obok biurka, łapie mnie za brodę, tak bym na niego spojrzała. Gdyby nie to, że jestem na niego mega wkurzona, mogłoby to wyglądać nawet całkiem romantycznie. Żeby pokazać mu, że dalej jestem zła, uśmiecham się sztucznie.
- Co jest nie tak? –
pyta mnie.
Serio, nie wiesz
Mattie? Nie udawaj półgłówka.
Nie chce mi się nawet odpowiadać na to głupie pytanie, więc wzruszam jedynie ramionami.
Matt, nie wiem czy gra
przed tą swoją wesołą gromadką, czy serio nie kuma, ale zarzuca na mnie swoje
łapsko, przytula i pyta:
- Chcesz już wyjść i
jechać do domu?
- Jak będę chciała
wyjść, to wyjdę. – odpowiadam hardo.
No chyba coś mu się
już zupełnie pojebało w tej jego główce, że po takiej akcji jak dziś, będziemy
sobie tutaj gruchać jak gołąbeczki.
Wcisnęłam resztkę
jointa do puszki po piwie, odstawiłam ten zestaw na bok i zeskoczyłam z biurka.
Już miałam się zbierać do drzwi, gdy nagle Matt złapał mnie za nadgarstek:
- A ty gdzie?
Oho! Mattie się
zdenerwował, że przedstawienie nie wyszło. Po tym co mi dzisiaj powiedział, mam
prawo wbić mu gwóźdź do trumny i zrobić z niego głupka.
- Puść mnie, Matt,
kretynie. Idę siku.
Cała scena rozbawia
pozostałych, którzy wybuchają śmiechem. No i pięknie, masz za swoje. Ruszam do
drzwi i słyszę, że Matt wlecze się za mną. Pewnie spalił cegłę po tym tekście o
kiblu. Kiedy jesteśmy już w korytarzu, Matthiew
gwałtownie mnie obraca i pyta zdenerwowany:
- Co jest kurwa,
musiałaś zrobić ze mnie idiotę przy moich znajomych? Ja się tak nie zachowuję
przy tych twoich kibolach.
Ulala, Matt używa
wulgaryzmów. Chyba poważnie się zdenerwował.
- Po pierwsze: sam
zrobiłeś z siebie idiotę, chcąc być twardzielem. Po drugie: moi przyjaciele to
nie kibole.
Chcę się obrócić , ale
Matt w dalszym ciągu trzyma mój nadgarstek. Robi groźną minę i wygląda tak,
jakby chciał mnie uderzyć. Ale staram
się zupełnie to olać i mówię:
- Matt, ja naprawdę
chcę do łazienki, puść mnie.
W końcu puszcza moją
rękę.
Gdy wchodzę do pomieszczenia
i zamykam za sobą drzwi, nawet wpada mi
do głowy, by faktycznie się załatwić, ale decyduję się najpierw zrobić to, po
co tu przyszłam. Z kieszonki krótkich szortów wyciągam sfatygowany telefon i
dzwonię do Gibsy’ego. Po chwili słyszę już jego głos:
- Hej, co jest?
Wszystko ok.?
- Taaa. – mruczę do
słuchawki. W sumie nie jest ok., ale sam głos Kierana zawsze mnie jakoś tak
uspokaja.
- Jak znajomkowie
twojego fagasa?
- Spoko, ta banda
idiotów strasznie nudzi, ale jest dużo alko i trochę zielonego. – Przez chwilę
myślę o tym, czy nie powiedzieć mu o gorzkich żalach Matta, ale odpuszczam.
Powiem mu później. – Niedługo będziemy chyba wracać. – poprawiam opadające mi
na twarz włosy.
- Wracać? Ale autem?
Któreś z was jest trzeźwe? Może lepiej jedźcie autobusem i…
- Nie panikuj.
- Ale…
- Kieran – przerywam
mu – niepierwszy raz wracamy z imprezy. Poradzimy sobie. – niepierwszy raz
wykręcam się tym tekstem, no ale przecież co się niby może stać?
- Mogę przyjechać. –
Złoty z niego chłopak. Zawsze się tak martwi o mój tyłek.
- Matt wpadnie w
furię, jak zwykle. Nie mam ochoty oglądać jak napierdalacie się po ryjach. –
hahaha, dobry żarcik Aideen. Napierdalać o ryjach? Kieran mógłby zabić Matta
jednym dobrym uderzeniem – Idź spać.
Zaraz stąd wychodzę. Napiszę ci eska jak wrócę.
- Tylko nie zapomnij.
- Jasne. Bye.
Rozłączając się,
uśmiecham się do siebie. Może jednak nie będę sikać, ale aby zachować pozory
pociągam za spłuczkę i myję ręce. Gdy wychodzę z łazienki, okazuje się, że
czeka tam Matt.
- Co tak długo? – pyta
mnie.
To jakiś żart? Patrzę
na niego oburzona.
- Matt, zwariowałeś?
Co to kurwa za pytanie? Przepraszam, że
mój pęcherz napełnił się do tego stopnia, że musiałam spędzić w kiblu tyle
czasu.
- Gdybyś sikała to
nie miałbym pretensji. Pewnie dzwoniłaś
do tego twojego chuligana! – podnosi głos. Cwaniaczek, trochę mnie już
zna.
- Oh, daj spokój…
- Nie zaprzeczyłaś! – przerywa
mi – MOŻESZ MI WYTŁUMACZYĆ DLACZEGO ZA KAŻDYM PIERDOLONYM RAZEM, KIEDY GDZIEŚ
IDZIEMY, MUSISZ MU SIĘ SPOWIADAĆ?
- NIKOMU SIĘ NIE
SPOWIADAM. On jest po prostu moim przyjacielem i… Z RESZTĄ, DLACZEGO JA CI SIĘ
TŁUMACZĘ, TO MOJA SPRAWA DO KOGO DZOWNIĘ I JEŻELI NAJDZIE MNIE OCHOTA, ŻEBY
ZADZWONIĆ DO KTÓREGOŚ Z PRZYJACIÓŁ TO ZROBIĘ TO BEZ TWOJEGO POZWOLENIA.
- TO MOŻE CZAS ZMIENIĆ
PRZYJACIÓŁ, BO CI TWOI SĄ NAPRAWDĘ CHUJOWI.
- I KTO TO MÓWI?
POPATRZ NA TYCH TWOICH PRZYJEBÓW!
- CISZEJ, bo usłyszą…
- NIECH USŁYSZĄ! NIE
WYTRZYMAM TU ANI MINUTY DŁUŻEJ, JADĘ DO DOMU!
- Kochanie, nie,
poczekaj, daj spokój. – Matt zmienia ton – Przepraszam, ale ja się tak zawsze
denerwuję, kiedy chodzi o tych twoich kumpli.
Dzięki za info. W
dupie to mam. Odwracam się na pięcie i wychodzę z mieszkania. W ostatnim
momencie udaje mi się wskoczyć do windy, której drzwi zamykają się tuż przed nosem
Matta. Sorki, jesteś zbyt wolny. Kiedy jestem już na dole, wybiegam z bloku i
bez chwili zastanowienia wskakuję w starego forda. Z piskiem opon wyjeżdżam z
parkingu.
Wyjebane mam w tego Matta. Nie chce nam
pomagać to nie. Niech się buja frajer.
I tak nasz związek to była jakaś fikcja.
I tak długo z nim wytrzymałam.
To koniec.
Potrzebuję się
wygadać, potrzebuję, żeby ktoś mnie wysłuchał, żebym mogła mu posmarkać w
rękaw. Albo jakiegoś oderwania się od
sytuacji, jakiejś ucieczki, o, dzikiego seksu na przykład.
Albo obu tych rzeczy
na raz. W dowolnej kolejności.
No.
Czyli wszystko
sprowadza się do jednego wniosku:
Jadę do Kierana.
Chuj z Mattem.
***
Leżałam na podłodze, a nade mną siedział zmartwiony Kieran.
Kiedy tylko otworzyłam oczy, niemal krzyknął:
- Aideen! Aleś mnie przestraszyła! Jak się czujesz?
Usiadłam i uśmiechnęłam się szeroko:
- Zajebiście zajebiście! – spojrzałam w dal i się zaśmiałam.
Kieran zrobił przejętą minę.
- Na pewno, kochanie?
- „Kochanie-sranie” – przedrzeźniłam go i znowu się
zaśmiałam – Ja pierdolę, gdybym wiedziała, że tak będzie, to pierwszego dnia w
szpitalu zajebałabym sobie w łeb jakąś cegłą!
- O czym ty mówisz? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Mówię o tym, że pamiętam wszystko, Gibsy. WSZYS-TKO! W
momencie, gdy moja głowa miała spotkanie trzeciego stopnia z podłogą, w moim
mózgu zdarzyło się odzyskiwanie systemu. Czujesz to Wheeler?
-Poważnie?
- Teraz to chyba tobie się z lekka mózg zlasował.
Kieran zaśmiał się i przytulił mnie mocno.
- Wow. Wiesz, zagubiona nieogarnięta Ax była słodka, ale
muszę przyznać, tęskniłem za tobą, kochanie. – pocałował mnie w czoło.
- Niech cię chuj strzeli, Gibsy, nie kończ każdego zdania na
„kochanie”! Gadasz cukierkowo jak sam wiesz kto. – zafalowałam brwiami – Chyba
nie chcesz być do niego porównywany?
- Absolutnie nie. –
pokręcił gwałtownie głową.
- Przyznaję, że nieźle sobie z nim poradziłam. W mojej
sytuacji… Chociaż nie, zwracam honor, ty o wiele lepiej sobie z nim poradziłeś.
- Eee… najważniejsze, że to już za nami. Teraz jesteśmy my.
– uśmiechnął się.
- No tak. – odpowiedziałam mu uśmiechem – Ale nie licz na
bajeczny związek jak do tej pory. Miałam okres słabości, ale teraz już
wróciłam, więc mam nadzieję, że rozumiesz, że mam osobowość dominującą i że
będę tobą pomiatać.
- Już nie mogę się doczekać. –
Zachichotał i pocałował mnie. Ja jednak, po chwili oderwałam
się od niego i powiedziałam:
- To zacznijmy naszą starą-nową
drogę życia od pierwszego rozkazu: - zrobiłam poważną minę – absolutny zakaz
obczajania, flirtowania lub co gorsza pierdolenia jakiś przypadkowych laseczek.
Jasne?
- Jak najbardziej. Uwierz mi Ax, tylko ciebie chcę
pierdolić, do końca moich dni.
- To był bardzo słodziutki komplement.
Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Kiedy już się
wyśmialiśmy, Kieran wstał, a następnie pomógł mi zrobić to samo.
- Muszę zadzwonić do Doyle’a. Trzeba was jakoś ustawić,
mieliście mały zastój.
- Eee… - Kieran się zamyślił – w sumie to ustaliliśmy, że ty
nie wracasz do organizacji, a ja ograniczam udział… Mieliśmy sobie dać drugą
szansę… TY miałaś sobie dać drugą
szansę…
- Drugą szansę? A na chuj mi druga szansa? Jest dobrze tak, jak jest!
Puściłam mu oczko i skupiłam się na słuchaniu sygnału w
telefonie. Gdy usłyszałam, markotny głos Doyle’a, przywitałam się:
- Się masz, stary dziadu. Nie zgadniesz co! – chwilę
odczekałam, poczym odpowiedziałam mu z szerokim uśmiechem – Ax wraca do gry,
Billy boy! Ax is back.
____________________________________________________________________
OD AUTORKI:
Moje miłe. To już koniec, to koniec Second Chance.
Bardzo Wam dziękuję za obecność - licznik wejść w momencie, gdy to piszę pokazuje liczbę 6050 (!!!)
Bardzo Wam dziękuję za to, że czytałyście i że komentowałyście. Dziękuję za wszystkie przytyki, sugestie i emocje.
Generalnie bardzo Wam dziękuję <3 i chyba nie wyrażę jak bardzo się cieszę, że mogłam to dla Was tworzyć ;)
Ale spokojnie, nie znikam :D Jeśli ktoś byłby zainteresowany dalszym czytaniem moich wypocin ;) to zapraszam tu: http://soohardtochoose.blogspot.com/
Stay tuned. Już niedługo pojawi się tam małe co nieco ;)